XXIII

523 49 3
                                    

Weszłam do domu i odłożyłam torebkę na jedną z półek. Od razu zdjęłam z siebie szpilki, przekładając telefon z jednego ucha do drugiego. Ruszyłam przed siebie, skanując wzrokiem cały salon. Mimo ochrony, która zdołałam potroić, nadal wolałam zachować ostrożność. Wystarczająco znałam te branże, by wiedzieć, jacy siedzą w niej ludzie. Niektórzy byli wyjątkowo niebezpieczni. Jak terminatorzy w realnym życiu, którym kilkudziesięciu ochroniarzy nie robiło większej różnicy. No i znałam Victora, który nie umiał się wycofywać. I jeśli zaczął polowanie na mnie, były gotowy wydać wszystkie pieniądze i poświęcić wszystko by oglądać mnie z dziurą w głowie najlepiej między oczami.

— Zapłać im podwójnie. Jest pewien stróż prawa, który postanowił dorwać mi się do skóry. Nie chcę, by mu się udało. — Poleciłam automatycznie przenosząc wzrok za okno, w którym dostrzegłam ruch. To jednak był tylko mój ochroniarz. — W tym miesiącu nie mam siły ani ochoty użerać się z policją.

— Zgodnie z rozkazem. — Potwierdziła Zijo, która zajmowała się moimi finansami. Legenda głosiła, że zmieniła imię częściej niż ja kochanków. Czyli bardzo często.

Zakończyłam połączenie i odłożyłam telefon na kuchenny blat. Od razu przeniosłam spojrzenie na górną półkę umiejscowiona w rogu kuchni. Właśnie tam pochowany był cały alkohol. Ukryty przez zasięgiem córki. Tak na wszelki wypadek. Czasem lepiej było być paranoikiem jak żałować.

— Jesteś dziwnie melancholijna. — Zauważył Santiago, wchodząc do domu. Od razu poznałam jego zapach, dlatego nie zdziwiła mnie jego obecność. — Dzisiaj jeszcze nikt nie próbował cię zabić?

— Victor już wie, że ja wiem. Nie będzie już postępował tak śmiało i chaotycznie. — Zapewniłam, wychodząc z kuchni. Usiadłam na skórzanej kanapie i otworzyłam laptopa. — Usiądź i nie padnij z wrażenia.

— Mnie ciężko zszokować. — Zapewnił, siadając obok mnie.

— A założymy się? — Spytałam, zaczynając połączenie. — Hej Harry. Dobrze cię widzieć.

— A ja to co? Nie lubiana ciotka, którą oglądasz raz do roku? — Spytał wyraźnie oburzony, trzymając małą na rękach. — Witaj kochanie. Widzę, że już znalazłaś kochanka.

— On przynajmniej staje na wysokości zadania. I to za każdym razem. — Wyjawiłam, puszczając mężowi oczko. Ten zaśmiał się lekko podobnie jak mała. Która zawsze śmiała się razem z tatą. Nawet kiedy żart był dla niej, nie zrozumiały.

— A jemu co? — Spytał, wskazując skinieniem głowy na Santiago.

— Zobaczył córkę pierwszy raz w życiu. Daj mu chwilę. — Poprosiłam, kładąc dłoń na ramieniu Latynosa. — Może... Dajmy im chwilę.

— Carter! Choć tutaj i przydaj się na coś! — Zawołał, a już po chwili zobaczyłam mężczyznę, który puścił mi oczko. Wziął małą na ręce i zajął miejsce Harry'ego, który odszedł na bok.

— Dobrze wiedzieć, że w końcu zaliczyłaś. Może będziesz znośniejsza. — Stwierdził Carter, którego nie opuszczam dobry humor. Zresztą jego nigdy nie opuszczał.

— Na to nie licz. — Mruknęłam, wstając z miejsca. Weszłam do kuchni, zgarniając telefon i odebrałam połączenie przychodzące.

— Nie martwisz się o Victora? — Spytał niemal od razy. Dla niego przede wszystkim liczyła się Chiaro. I to by była bezpieczna.

— Nie będzie was szukał. Wie, że wtedy dobrałabym się do jego rodziny. A co by o nim nie mówić ojcem jest dobrym. — Zapewniłam, opierając się o kuchenne półki. — Jak się czujesz?

— Dobrze. Chociaż wiem, że pewnie niedługo spotkamy się u adwokata. — Zauważył od razu przechodząc do konkretów. — Powinnaś w końcu ułożyć sobie życie. Wyjść za kogoś, kogo kochasz, a nie z kim ci się opłaca. Po tym co poświęciłaś, to ci się należy.

— Po tym, co zrobiłam nie zasłużyłam na szczęście, tylko co najwyżej na krzesło elektryczne lub kule w łeb. — Zauważyłam, kątem oka spoglądając na Santiago. — Musisz wiedzieć, że zawsze będziesz jej ojcem. Nie spłodziłeś jej za to zrobiłeś coś chwalebniejszego. Kochałeś ją i poświęciłeś jej każdą wolną chwilę. Byłeś prawdziwym ojcem. I nadal nim będziesz.

— Dwóch ojców. Mała będzie miała przesrane. — Zauważył, na co parsknęłam cichym śmiechem. Tak zdecydowanie będzie miała.

— Przepraszam Harry. Nie dotrzymałam danej ci obietnicy. — Mruknęłam, przygryzając dolną wargę.

— Daj spokój. W końcu muszę być mężczyzną i powiedzieć rodzinie prawdę. Znajdę w końcu męża i oboje odnajdziemy szczęścia, którego nie mogliśmy sobie dać. — Zapewnił, co nieco podniosło mnie na duchu. Jego głos nie był przepełniony strachem czy złością. Był pełen nadziei.

— Masz numer do Alexa? — Spytałam, na co ten prychnął zdziwiony i widocznie zakłopotany. — Przecież wiem, że jako jedyny cię lubi, bo mu się podobasz. I z wzajemnością. Zagadaj z nim, co ci szkodzi?

— To dopiero będzie skandal. — Rzucił, na co wzruszyłam ramionami zapominając, że ten mnie nie widzi.

— Nie nasz pierwszy i nie ostatni. — Zauważyłam, uśmiechając się szeroko. Santiago wydawał się wyjątkowo szczęśliwy, kiedy rozmawiał z córką. Nie spodziewałam się tego, jednak miał dobre podejście. Co prawda rozmawiam z nią tylko przez kamerkę jednak niektórzy i z tym sobie nie radzili. Złapał dobry kontakt z małą, a to było najważniejsze.

To musiało być trudne. Nagle Chiaro miała mieć kompletnie innego ojca. Jednak miałam nadzieję, że dobrze to zniesie. Miała tylko dwa lata i jeszcze nie wszystko rozumiała. Poza tym zapewne za jakiś czas o wszystkim zapomni i to wszystko stanie się dla niej normalne. A przynajmniej na to liczyłam.

— Wyślij mi ten numer. — Poprosił, na co po raz kolejny parsknęłam śmiechem. Wiedziałam, że tak będzie. Czułam między nimi chemię od samego początku. — Uważaj na siebie. I daj nam znać, kiedy będziemy mogli wrócić. Od razu podpiszemy papiery.

— Ty też uważaj. I od razu się dowiesz. Możesz być tego pewien. — Zapewniłam, odsuwając się od szafek. — Do zobaczenia.

— Oby już na żywo. — Dodał, kończąc połączenie.

Wróciłam na kanapę, siadając obok Santiago. Uśmiechnęłam się szeroko do córki, która cały czas była skupiona na swoim biologicznym ojcu, który właśnie opowiadał jej jakąś bajkę, którą podobno opowiadała mu mama, kiedy był mały.

Rozmowa trwała jakieś dwie godziny. I naprawdę byłam pod wrażeniem tego, jak poradził sobie Santiago. Niby nic wielkiego. Jednak większość rodziców nie umiałam wymienić nawet kilku zdań z własnymi dziećmi.

— Będziesz dla niej dobrym ojcem. — Zapewniłam, zamykając laptopa. — Szczerze pewnie lepszym niż się spodziewałam.

— Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. — Zauważyła, wstając z kanapy. — Pewnie zobaczymy się jutro.

— Nie grajmy w te gierki. Zostań. — Poprosiłam, wstając z miejsca. Nalałam do dwóch szklanek whiskey, obserwując Latynosa.

— Wiesz, że to najpewniej źle się skończy? — Dopytał robiąc dwa kroki w moim kierunku, by być bliżej.

— To zawsze kończy się właśnie w taki sposób. Już przywykłam. — Zapewniłam podając mu szklankę, która po chwili wahania przyjął upijając z niej łyk.

Nie umiem składać życzeń. Więc po prostu życzę wam wszystkie najlepszego i spełnienia marzeń. No i żeby prezenty były udane a ciotki nie pytały was a przystojnego kawalera czy też panne i o dzieci. Nienawidzę pytań o dzieci i faceta... A i żeby ulubieni autorzy dodawali jak najwięcej rozdziałów.

Alfa mafii: Tom IINơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ