XXX

441 43 1
                                    

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, z uwagą doszukując się każdej niedoskonałości. Jakiegokolwiek mankamentu podkreślonego przez sukienkę lub błędu w makijażu. Jednak nic takiego chwilowo nie znalazłam. Wręcz siłą zmusiłam się, by przestać wpatrywał się w lustro. To nie było zdrowe. A ja robiłam to obsesyjnie. Doszukiwałam się swoich wad. Za każdym razem. Nie ważne jak pięknie byłam ubrana czy jak doskonale wykonany był mój makijaż. Zawsze umiałam znaleźć coś, co mi się nie podobało. I co mogłam u siebie skrytykować.

Sukienka w krwistym odcieniu mocno przylegała do mojego ciało. Jej ramiączka opadały na ramiona, a jej dekolt był mocno wycięty co uwydatniało moje piersi. Po prawej stronie miała rozcięcie, które eksponowało moje nogi. To zdecydowanie była odważna sukienka. I może byłam mało odkrywcza, robiąc do niej czerwone paznokcie i usta. Jednak tak czułam się najlepiej. Poza tym czerwony zdecydowanie był moim kolorek. Włosy miałam zaczesane do tyłu, przez co moja twarz była dobrze widocznie. Oprócz długich kolczyków nie miałam na sobie żadnej biżuteria, bo nie lubiłam jej nosić. Poza tym tatuaże na rękach były wystarczającą ozdobą.

Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Tam już czekali oni. Harry miał na sobie idealnie dopasowany granatowy garnitur z białą koszulą i krawatem w tym samym kolorze co moja sukienka. Jego włosy jak zawsze pozostawały w lekkim nieładzie, co zdecydowanie dodawało mu seksapilu. Za to Santiago miał na sobie bordowy garnitur z czarną koszulą. Na szyi miał krawat typu bolo z czerwonym kamieniem. Jego włosy były zaczesane do tyłu, a na prawej ręce miał sygnet. Oboje wygląda niesamowicie. Co zresztą nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem.

— Harry. — Mruknęłam i podeszłam do niego, mocno go przytulając. Tęskniłam za nim. Był ważnym elementem mojego życia. Kochałam tego faceta całym sercem, chociaż nie w taki sposób jak żona kocha męża.

— Sel. — Rzucił, odwzajemniając mój gest. — Dobrze cię w końcu zobaczyć. Nie pamiętałem już, jak moje życie było bez ciebie nudne.

— Co nikt już nie budzi cię o trzeciej w nocy swoim narzekaniem? — Dopytałam, unosząc jedną brew.

— Nie no od tego mam Charo. — Oświadczył a na samo wspomnienie córki szeroki uśmiech wkradł się na jego usta. — Mała bardzo za tobą tęskni.

— Ja za nią też. — Zapewniłam, nieco markotniejąc. Kiedy dowiedziałam się o cięży, byłam załamana. Nie miałam pojęcia co będzie dalej i jak sobie poradzę. Jednak teraz nie wyobrażałam sobie życia bez niej. Kochałam to dziecko do szaleństwa. I dopiero ona uświadomiła mi, dlaczego w ogóle ludzie decydują się na dzieci. — Mam nadzieję, że ten cyrk zaraz się skończy. Chcę ją już zobaczyć... I myślę, że Santi też chcę już poznać córkę.

— Nie nazywaj mnie tak. — Poprosił, podchodząc do mnie. Pocałował mnie w policzek, kładąc dłoń na mojej talii.

— A ja to, co powietrze? — Spytał oburzony Carter, wychodząc z kuchni. Ubrany był w czarną koszule, której nawet nie dopiął na wszystkie guziki i spodnie od garnituru. Na szyi miał srebrny łańcuch a jego włosy były takie jak zawsze. Kompletnie nieogarnięte. — Czuje się urażony.

— Ale z ciebie drama queen. — Mruknęłam, podchodząc do niego. Ten złapał moją rękę i przyciągam mnie jeszcze bliżej, klepiąc moje plecy. Ja zrobiłam to samo. — Jesteś czasem nawet gorszy niż Santiago, a to już jakieś osiągnięcie. — Zauważyłam gdzieś za plecami słysząc parsknięcie Latynosa, który widocznie poczuł się urażony.

— Co ci poradzę, że nie lubię być olewany? Wystarczy już, że rodzice ignorują moje istnienie. — Rzucił, udając obrażonego. Chociaż prawda była taka, że nie przeszkadzały mu jego słabe relacje z rodzicami. Carter był odpornym facetem, którego mało co ruszało. — Wyglądasz zabójczo. Gdybyś nie była dla mnie jak siostra, to brałbym cię tu i teraz. — Zapewnił, komplementując mnie na ten swój dziwny sposób. — A nawet kij z tym że jesteś dla mnie jak siostra. Ponoć niektórym kobietą to nawet miękną nogi, jak słyszą, że facet ma w dupie ich pokrewieństwo i mimo tego je kocha. Gorzej z tą kolejką, która się do ciebie ustawia. Ja się w takie telenowele nie bawię. — Oświadczył unosząc ręce w geście obronnym.

— Ty jesteś jednak dowodem na to, że można się cofać w rozwoju. — Zauważyłam, na co ten wzruszył ramionami widocznie niewzruszony moimi słowami. — Jeszcze chwila a będziecie z Charo na tym samym etapie rozwojowym.

— Możesz mi wierzyć, już są. Charo, nie dogaduje się tak dobrze z rówieśnikami, jak z nim. — Zauważył mój mąż, na co parsknęłam śmiechem. Taki był już Carter. Kochało się go lub nienawidziło. Nic pomiędzy.

— Po prostu jestem najlepszym chrzestnym. A im będzie starsza, tym lepiej będzie to rozumieć. — Stwierdził, uśmiechając się bardzo dwuznacznie. Już w tym momencie byłam pewna tego, że to właśnie Carter będzie pierwsza osoba, która da Charo spróbować alkoholu i zabierze ją na pierwszą imprezę. Gdzieś po drodze, pocieszając ją po zerwaniu.

I może mogło się wydawać, że Carter jest złym materiałem na chrzestnego. Pewnie powinnam, zamiast niego wybrać któregoś ze swoich braci. Jednak ja po prostu chciałam, żeby to był on. Bo może nigdy tego nie przyzna, jednak wiedziałam, że cieszyło go bycie częścią tej rodziny. I to, że uhonorowałam jego członkostwo w tym pożal się Selen rodzie wybierając go na chrzestnego mojej córki było ważne. Nic tak dobrze mi tego nie uświadamiało, jak łzy w oczach, kiedy go poprosiłem. I ta radość, kiedy pierwszy raz wziął ją na ręce.

Bo Carter, chociaż mało kto w to wierzył był naprawdę dobrym facetem.

— Można jeszcze zmienić chrzestnego? — Spytał Santiago, robiąc przy tym skwaszoną minę. Przez co parsknęłam śmiechem.

— Wyjątkowo przyznać, że Casas dobrze pyta. — Przyznał Harry, wskazując na bruneta.

— Wow zgodziliście się ze sobą? Carter weź kalendarz i to zapisz. Historyczne wydarzenie. — Mruknęłam, na co blondyn wyjął telefon z kieszeni naprawdę tworząc wydarzenie, które nazwał "Harry zgodził się z Santiago". — Chiaro będzie się o tym uczyć w szkole.

— Jak nie w szkole to na pewno ode mnie usłyszy te historie. To był piękny dzień przed cholernie nudnym balem. — Zaczął, mocno gestykulując przy tym rękoma.

— Jeśli to dziecko będzie normalne, to będzie cud. — Zauważyłam, krzyżując ramiona na piersiach.

— Ty mi lepiej powiedz, kiedy walnięcie sobie drugie? — Dopytał Carter, przenosząc spojrzenie to na mnie to na Santiago.

— Też chciałem o to spytać. — Przyznał latynos, wbijając we mnie spojrzenie. Harry zrobił to samo, a ja przewróciłam oczami.

— Przeprowadzimy tę rozmowę jak będzie z nami Caroline. Ktoś musi w tej dyskusji stanąć po mojej stronie. — Oświadczyłam, ruszając do wyjścia.

— Czyli nie wykluczasz posiadania ze mną drugiego dziecka? — Dopytał Casas, co nieco mnie zdziwiło. Raczej nie wydawał się typem faceta, który chciałby założyć dużą rodzinę.

— A widzisz tu pierścionek wartości samochodu? — Spytałam, pokazując mu obie ręce. — Ja też nie. Jak zobaczę, to o tym porozmawiamy. — Obiecałam, wychodząc z domu.

Wszyscy trzej ruszyli za mną. Z czego Carter szybko mnie dogonił, biorąc mnie pod rękę.

— Kochanie ty to się umiesz ustawić w życiu. — Zauważył, posyłając mi szeroki uśmiech.

— Wiesz, dobrze jest być alfą mafii.

Alfa mafii: Tom IIDonde viven las historias. Descúbrelo ahora