Rozdział 26

1.1K 109 5
                                    

Do Dworu wróciła pod wieczór. Nie mogła uwierzyć w to co zrobiła w Hogwarcie. Na początku była bardzo zdziwiona, ale minęło to tak szybko... najwyraźniej wszyscy dowiedzieli się o tym, co zdarzyło sie w szkole, ponieważ jak tylko weszła na posesję państwa Malfoyów, zauważyła, że strażnicy wyszli z ukrycia i spoglądali na nią z uwagą, jednak wszyscy milczeli. Szła dumnie, niczym paw, z głową podniosioną bardzo wysoko. Czy jej matka zachowywała się tak samo? Czy wzbudzała podziw? Bardzo prawdopodobne, była podobno bewzględna, a to się bardzo liczy wśród śmierciożerców. Już nie będzie tylko Lestrange, będzie tą Lestrange, która posiada niebyle jaką moc. 

Drzwi otworzył jej skrzat, wyciągnął swoje chude ręce po jej płaszcz. Rzuciła go niedbale na ziemię, nie zatrzymując się.

- Czekają na panienkę w jadalni...- Powiedział cicho Amadeusz. Lynx odwróciła się.- On przybył i czeka na panienkę...- Dodał po chwili, zgarnął płaszcz i zniknął za zakrętem. Lynx nie poruszyła sie przez dobrą minutę. Stała tak i zastanawiała się, czy powinna pójść się przebrać, czy wystarczy, że poprawi włosy. Ruszyła do ogromnego lustra. Oceniła swój ubiór na bardzo schludny, włosy lekko przegarnęła palcami, wzięła dwa głębokie wdechy i ruszyła do jadalni.

Siedzieli już tam wszyscy, wchodząc do środka, Lynx zauważyła dwa miejsce wolne: jednak obok Lucjusza Malfoya, a drugie obok Rudolfa. Nie miała wątpliwości gdzie chce usiąść. Nikt nie spojrzał na nią, wszyscy wpatrywali się w gładki blat stołu. Lynx uśmiechnęła się na myśl, że śmierciożerców jest tak łatwo opanować - wystarczy, że Voldemort przybędzie, a oni są potulni jak baranki, tacy spokojni, tacy opanowani, tacy grzeczni. Voldemort siedział wyprostowany na końcu stołu. Patrzył przed Siebie. W jadalni panowała głucha cisza, którą zakłóciła Lynx stukotem swoich obcasów o posadzkę. Zajęła miejsce obok Lucjusza. Utkwiła swoje spojrzenie w różdżce, która leżała obok Yaxleya.

- A gdzie chłopak...?- Zimny głos przeszył każdego z obecnych. Voldemort wypowiedział te słowa niespodziewanie, szybko, lecz bardzo zrozumiale. 

- Uciekł wczoraj panie...- Odpowiedział Rabastan. Lynx podniosła wzrok. Siedział tuż obok Voldemorta. - Wysłałem za nim dwóch śmierciożerców...- Dodał po chwili ciszy.- Nie wpadli jeszcze na jego trop...- Długo cisza. Zastanawiała się, czy ktoś nie zapyta się jej, czy ona coś o tym wie. Rozejrzała się, ale na szczęście nie zauważyła twarzy Kraszewskiego. Zajęli się rozmową, podstawowe pytania o ministerstwo, o Hogwart. Zaczęło ją to powoli nudzić, miała ochotę usiąść we własnym pokoju i poczytać książkę, ale zdawała sobie sprawe, że byłoby bardzo niegrzecznie wyjść w takiej sytuacji. Zwróciła uwagę raz jeszcze na różdżkę Yaxleya. Po chwili zaczęła lekko podrygiwać i lekko obracać się wokół własnej osi. Zwrócił na to uwagę mężczyzna siedzącyc obok Yaxleya. Szturchnął go lekko w bok. Wydawał się tym bardzo wkurzony, jednak kiedy kątem oka zauważył co dzieje się z jego rózdżką, szybko spojrzał na Lynx. Uśmiechnęła się szeroko i kontynuowała minimalne drgnienia różdżki. Yaxley wyciągnął spod stołu rękę i położył ją gwałtownie na swojej różdżce.

- Przestań...- Powiedział bezgłośnie. Uśmiech nie schodził z twarzy Lynx. Siłą woli próbowała wyrwać Yaxleyowi tę różdżkę, jednak on coraz mocniej przyciskał ją do blatu. Minęło góra trzydzieści sekund, kiedy wreszcie ją puścił, a różdżka powędrowała do góry. Rabastan przerwał bardzo ważne sprawozdanie z ostatnich kilku dni i wbił wzrok w Lynx. Pokręcił głową, zacikając mocno szczękę. Jak już wzbudziła TAKIE zainteresowanie, skupiła się na różdżkach wszystkich osób obecnych w jadalni, orócz rzecz jasna różdżki Voldemorta. Wszystkie jak jeden mąż wyleciały ku górze i zawisły pod sufitem, tuż nad właścicielami. 

- Jak już wspominałam wcześniej, Hogwart nie jest prowadzony należycie...- Zaczęła spokojnie.- Nie będziemy musieli czekać długo na bunt...- Oparła łokcie o stół.- Nie wiemy co nauczyciele przekazują uczniom za zamkniętymi drzwiami.- Dopowiedziała. Wyciągnęła z tylnej kieszeni kartkę, z którą przez cały dzień chodziła po Hogwarcie.- Brak rownież zorganizowania oraz jawnych kar dla uczniów, którzy nie potrafią się zachować...- Przeczytała głośno.- Jeden z uczniów miał czelność rzucić na mnie zaklęcie Cruciatus na lekcji Czarnej Magii...- Wytłumaczyła.- Uważam, że to jest najważniejsza sprawa, która powinna być przedyskutowana na takich zebraniach, ponieważ jesli dojdzie do buntu w Hogwarcie może powtórzyć się sytuacja z '98, a tego nikt chyba by nie chciał.- Odłożyła kartkę na stół i czekała na odpowiedź. Nikt się jednak nie odezwał. Spoglądali na nią zdziwieni, niektórzy wpatrywali się w swoje różdżki, które z wolna obracały się wokół własnej osi pod sufitem. 

Córka śmierciożercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz