Rozdział 18

1.5K 145 0
                                    

Pobyt w dworze Malfoyów zdawał się nie kończyć. Pierwszy raz Lynx marzyła o powrocie do szkoły. Każda sekunda jej życia była obserwowana przez wszystkich domowników. Nawet jeśli nikogo nie było w pobliżu, to mimo wszystko czuła na sobie ich wzrok. Kiedy Rabastan wraz z Lucjuszem odprowadzali ją na dworzec, to po głowie chodziły jej wciąż te same słowa wuja „… Zobaczy, że ferie świąteczne spędziłaś z uciekinierami z Azkabanu, może się to niemiło skończyć… A szczególnie dla Ciebie.” Pudełeczko z naszyjnikiem schowała pomiędzy dwa grube swetry i włożyła na samo dno kufra. Wchodząc do pociągu, serce waliło jej jak młotem, jakby czuła, że ktoś zaraz przyjdzie i sprawdzi cały bagaż.

Nic jednak takiego się nie wydarzyło.

W szkole zostało bardzo dużo uczniów. Część nie miała najmniejszej ochoty spędzać czasu z rodziną. Dla większości to ich przyjaciele ze szkoły są prawdziwą rodziną i urządzanie z nimi imprez lub nawet zwykłe siedzenie i gadanie do późna sprawia przyjemność. Lynx trochę im zazdrościła. Już po pierwszym dniu w Dworze Malfoyów przeklinała się, że mogła jednak zostać – napisać wujowi, że świetnie się bawi i nie chce spędzić pół dnia w podróży. Jednak gdy tak by się stało historia Lynx nie potoczyłaby się aż tak szybko – nie wiedziałaby, że z Azkabanu uciekło więcej śmierciożerców, nie poznałaby swojego ojca i nie dostałaby zlecenia na Victoire Weasley. Doszukiwała się nieszczęścia w pozostaniu w szkole, a to właśnie po tych kilku dniach po za nią okazało się, że była jednak najlepszą opcją.

Kolacja w Hogwarcie smakowała dużo lepiej niż w Dworze. Tutaj cała ta otoczka związana z wystrojem Wielkiej Sali, a nawet rozmowy, chichoty innych uczniów powodowały, że chociaż na chwilę Lynx poczuła spokój i prawdziwe rodzinne ciepło – jakkolwiek to mogło zabrzmieć. Obok niej siedziała Sasha i zamiast jeść opowiadała jej co się działo podczas jej nieobecności. Naprzeciwko siedział Nikołaj i kątem oka czasem na nią zerkał, co oczywiście nie uszło jej uwadze.

- Możemy się przejść Lynx?- Zapytał wreszcie. Spojrzała na niego. Sasha przerwała swoją wypowiedź i również wbiła wzrok w chłopaka. Uśmiechnął się lekko i odłożył sztućce.

- Z przyjemnością.- Odpowiedziała i wstała szybko od stołu. Bez zwracania niczyjej uwagi, wyszli z Wielkiej Sali i skierowali się najpierw do lochów po kurtki, następnie wyszli standardowo wyjściem na błonia i podążyli w stronę jeziora. W drodze nie wymienili żadnego słowa, szli w ciszy oddaleni od Siebie o jakiś metr. Lynx wbiła wzrok w śnieg, na którym były świeże ślady. Wtedy jej myśli zajęte były tym, czy aby na pewno dobrym pomysłem jest pójściem tam, jeśli ktoś tam już najwyraźniej jest?

„Ich miejsce” nad jeziorem okazało się jednak puste. Lynx nie zauważyła również nikogo w pobliżu. Nikołaj wyciągnął z kieszeni małą paczuszkę i podał Lestrange. Chwyciła ją i oglądnęła ze wszystkich stron.

- Wesołych Świąt.- Uśmiechnął się szeroko, a ona tylko zaśmiała się cicho.- Trochę spóźniony…

- Liczy się gest.- Przerwała mu i zaczęła odwiązywać białą kokardę. Pod papierem znajdowała się bransoletka złożona z kilku drewnianych, kolorowych kwadracików. Pomiędzy dwiema z nich zwisało coś, co wyglądało jak dłoń.

- To ręka Fatimy.- Wytłumaczył Nikołaj. W oku, które znajdowało się na środku dłoni był czarny kamień.- Pasuje ci do naszyjnika.- Uśmiechnął się lekko. Lynx włożyła bransoletkę na rękę i spojrzała na nią raz jeszcze.- Chroni przed złem.- Dodał.

- Miejmy nadzieję.- Spojrzała na niego i westchnęła głośno, zastanawiając się co ma powiedzieć. Nawet nie pomyślała o kupnie prezentu dla niego. Niby dlaczego miałaby to zrobić? Owszem, to jest przyjaciel, jednak… Tutaj otwierają się wspomnienia poprzednich lat. W Bastille miała kilku znajomych, jednak od nich nie dostawała prezentu, ona również ich nie wręczała. Czuła się dosyć… dziwnie. Nikołaj stał przed nią oczekując czegokolwiek, a ona nie mogła nawet z Siebie wydusić słowa. To miły gest.- Dziękuję…- Szepnęła. Nikołaj podszedł do niej bliżej i objął ramieniem. Przycisnął mocno do swojej klatki. Lynx uśmiechnęła się lekko i zamknęła oczy. Zapomniała na chwilę o wszystkim.

- Lynx… Chciałbym ci coś powiedzieć…- Powiedział spokojnie, kiedy oderwali się od Siebie. Lestrange podniosła wzrok i spojrzała na smutną twarz przyjaciela. Szarpały nim emocje. Z jednej strony chciał wyjawić całą prawdę, wiedział, iż ona na pewno go zrozumie – jest jedyną osobą, o której pomyślał. Prawda spowodowałaby, że nie musiałby się dłużej z tym ukrywać. Lynx pomogłaby mu to wszystko udźwignąć, to brzemię, które musi nosić do końca życia. Z każdym kolejnym dniem czuł się z tym coraz gorzej. Chciał się otworzyć, porozmawiać o tym z kimś, tak po prostu, jak o głupiej błahostce. – Ja…

- Lynx!- Usłyszeli nagle krzyk Sashy. Pomimo śniegu, biegła w ich stronę. Wreszcie, kiedy stanęła obok nich, nie mogła złapać oddechu. Podparła się o ramię Nikołaja, które przeklął ją w duchu, że nie mogła poczekać jeszcze z tym pięciu minut. – Twoje…. Twoje… Rzeczy…

- Co się stało Sasha?!- Krzyknęła Lestrange, czując jak z każdą chwilą serce bije mocniej i mocniej. Po jej głowie chodziły myśli o tym, że odkryli, odkryli ten cholerny naszyjnik.

- Wszystko zdemolowane… musisz… musisz to…- Lynx nie usłyszała ostatnich słów swojej przyjaciółki, ponieważ puściła się biegiem w stronę Hogwartu. Jeszcze nigdy tak szybko nie biegła, serce waliło jej, a oczy zachodziły mgłą.

Wbiegła do szkoły, ściągnęła kurtkę i ruszyła w stronę lochów. Wyminęła kilku uczniów, którzy oburzyli się, kiedy ich szturchnęła. Zatrzymała się przed ścianą.

- Czysta… krew.- Wyszeptała Lynx, ledwo łapiąc oddech. Wpadła do pokoju wspólnego, co spowodowało, że wszyscy siedzący tam urwali dyskusję i wbili nią wzrok.

Pokój wspólny pokonała w ułamku sekundy, wspięła się po schodach i wpadła do dormitorium gdzie były już dwie dziewczyny dyskutujące zawzięcie o tym co się wydarzyło. Na łóżku i wokół łóżka było pełno jej rzeczy. Na łóżku leżał również odwrócony do góry nogami kufer. Podniosła dłoń, co spowodowało, że kufer podniósł się, po czym umieściła go na ziemi. Przetarła dłonie, myśląc o książce czarnomagicznej. Po chwili zmaterializowała się na łóżku. Schowała ją automatycznie do kufra i przykryła ubraniami. Odwróciła się, by zobaczyć, czy dziewczęta, które wcześniej wyminęła nadal tam są. Na nieszczęście były i przyglądały się jej z ciekawością. 

- Możecie mnie zostawić?- Burknęła Lestrange, na co zareagowały głośnym prychnięciem i wyszły z dormitorium. Lynx skupiła się raz jeszcze nad pudełeczkiem i przetarła dłonie. Nic się jednak nie zmaterializowało. Przeklęła głośno w myślach. Naszyjnik nie należy do niej, nie mogła go przywołać. Usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. Dopiero po dłużej chwili zaczęła odgarniać wszystkie rzeczy i wkładać po kolei do kufra. Naszyjnika nie znalazła – najwyraźniej ktoś specjalnie po niego tutaj przyszedł. A nawet nie najwyraźniej tylko na pewno, ponieważ nic innego jej nie zabrał.Wygrzebała na powrót książkę, by sprawdzić, czy list, który znalazła kilka dni temu jest tamnadal. Na szczęście złodziej już jego się nie doszukał. Padła ze zmęczenia i z rozpaczy, zasnęła w ubraniach. Kto więc zabrał jej naszyjnik? I co zamierza z nim zrobić? Czy przejrzał Lynx i wie, że nie chciała go wcale podarować Victoire? Co z nią teraz będzie?!

Córka śmierciożercówWhere stories live. Discover now