Rozdział 37

632 62 10
                                    

George siedział w jeszcze mniejszej sali. Siedział skulony w jednym kącie, chowając twarz, tak jakby bojąc się, że gdyy chociaż trochę ją wystawił to ktoś rzuci na niego zaklęcie uśmiercające. W lochach było zimno i śmierdziało. 

- Możesz wstać?- Zapytała spokojnie i nad wyraz jej głos był pełny troski, tak jakby martwiła się, czy może chodzić, ponieważ doskonale wiedziała, że na pewno został porządnie skatowany. Podniósł delikatnie głowę, jego jasne oczy skierowały się na twarz Lynx. Dziewczyna uśmiechnęła się. - Jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek wyjść z tych lochów to zacznij gadać...- Zaczęła po krótkiej chwili.- Wiemy już wszystko, byłeś, a może nadal jesteś głównym przedstawicielem gryfonów...- prawie niezauważalnie się poruszył.- Bunt w Hogwarcie, w którym jest pełno śmierciożerców...- śmierciożercy, którzy z nią byli zaśmiali się cicho, Lynx pozostała poważna.- Chyba niezbyt mądry pomysł...- Podeszła do niego. Uklęknęła na przeciwko niego. - Spójrz na mnie...- Powiedziała cicho. Ani nie drgnął.- SPÓJRZ NA MNIE!- Powiedziała bardziej zdecydowanie. Podniósł głowę. - Pomagał Wam Zakon?- Zapytała cicho. Nawet powieka mu nie drgnęła. Wpatrywał się w nią bez mrugania. Część twarzy pokrywała mu zaschnięta krew, oczy również miał przekrwione, a pod oczami szare sińce, jakby nie spał cały tydzień. - Przegraliście, nie widzisz tego?- Kontynuowała. 

- Jeszcze wygramy.- Mruknął bardzo cicho przez zęby. Lynx wstała i wyprostowała się gwałtownie jak oparzona. 

- Znajdźcie jego rodziców, zostaną postawieni przed sądem i skazani na Azkaban za podżeganie do buntu swojego dziecka.- Chłopak znieruchomiał, schował twarz i nawet jeśli chciałby coś powiedzieć to Lynx już to nie obchodziło. Odwróciła się na pięcie i jako pierwsza wyszła z lochów. Nie dało się jej dogonić, dopiero na schodach zdołał chwycić ją za rękę Kraszewski. Odwróciła się i spojrzała w jego oczy. Stała kilka stopni wyżej, więc była idealnie jego wzrostu. Nie odezwał się. Przez głowę przebiegła jej myśl, dlaczego ciągle mówi o nim jako o "Kraszewskim". Przez ten krótki czas stał się dla niej bardzo bliską osobą.

- Aleksandr...- Powiedziała spokojnie. Ruszył lekko głową, zachęcając ją tym, aby kontynuowała.- Mapa Hogwartu jest już gotowa?

- Z tego co wiem, to czeka już na Ciebie w gabinecie.- Odpowiedział dosyć pospiesznie. Lynx pokiwała lekko głową, po czym odwróciła się i ruszyła dalej.

- Chodź ze mną.- Mruknęła, odwracając na chwilę w jego stronę głowę. 

Znała już tę drogę na pamięć, jednak przez całą długość trasy była bardzo skupiona, dlatego nie odezwała się ani słowem. Kraszewski też postanowił się nie odzywać. Cisza wydawała się przerażająca, jednak dla dziewczyna było to coś najwspanialszego. Cały szum, który jest spowodowany dojściem Czarnego Pana do władzy, zatrzymywaniem uczniów, karaniem ich i tak dalej i tak dalej, przyprawia Lynx o migrenę. Na jej młodych barkach zbyt szybko spoczęło zbyt wiele. Ale czy właśnie nie tego chciała? Decydując się najpierw o łapaniu mugolaków, a potem znalezienie swojego miejsca w Hogwarcie już w góry spisała się na długotrwałą i ciężką pracę. 

Chimera była otwarta, już od dawna stała otwarta, a im dłużej Lynx przebywała w Hogwarcie tym dłużej zastanawiała się czy nie zagospodarować sobie tego miejsca pod siebie. Z gabinetu dyrektora poznikały portrety dawnych dyrektorów, teraz pozostały wyłącznie czarne dziury.  Ogólnie całe miejsce wydawało się surowe, tak jakby miało w sobie życie i akurat nie podobało mu się co się akurat dzieje. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi. Mapę zobaczyła już jak tylko weszła do środka. Leżała na biurku. Była ogromna. Lynx podeszła do niej energicznie. Złożona była z kilku warstw, tak jak sam Hogwart, zbudowany z wielu pięter. 

- Do czego jest Ci potrzebna?- Zapytał Kraszewski. Lynx podniosła głowę z uśmiechem.

- Bunt się odbędzie, jestem tego pewna...- Powiedziała spokojnie.- Uczniowie zaczną wychodzić z każdego kąta jak szczury...- Zaczęła delikatnie składać mapę.- Bowiem uważają, że doskonale znają tę szkołę i to jest dla nich wielki atut...- Spojrzała na Kraszewskiego.- Zawsze trzeba być krok przed takimi jak oni.- Wsadziła mapę pod pachę i podeszła do niego. - Będę tę mapę studiować tak długo, aż cała znajdzie się w mojej głowie.- Uśmiechnęła się szeroko. 

Lynx nie liczyła ile dni minęło już od wyjazdu Rabastana. Ciągle w jej głowie krążyła jego obietnica, że będzie pisał. Nic jednak nie dostała. Martwiła się. Strasznie. Doskonale wie, że Zakon jest równie silni. Nie chciała nawet myśleć o najgorszym.

Nie zajęła jeszcze gabinetu, ociągała się z tym. Przyzwyczaiła się nawet do "swojego" pokoju. Kiedy posprzątała, wydawał się nawet całkiem przytulny. Przez te kilka dni również bardzo często bywał u niej Kraszewski. Ciągle miał smutne oczy. Martwił się o ni a. Nie była dla niego jak kobieta, w której mógłby się zakochać, oczywiście, że nie. PO prostu siostra. Była dla niego siostrą. Przez doświadczenie, przez to, że złapali go śmierciożercy, zmienił się. Był taki jak dawniej, zaczął się na powrót taki stawać. Może był to efekt tego, że tak często zaczął przebywać z Lynx. Ani razu nie przeszło mu przez myśl, żeby uciec. Zaczął łapać się na tym, że chętnie umarłby za Czarnego Pana, jednak nigdy nie pozwoliłby umrzeć JEJ. 

Po bardzo gorącym dniu, usiedli w jej pokoju. Chociaż zasłonili dokładnie okno, nadal ledwo żyli. Wieczór przyniósł tylko delikatne ukojenie. Siedzieli na ziemi, a w dłoniach trzymali butelki z zimnym napojem. Głównie mówiła Lynx. Często rozmawiali o Rosji. Lynx opowiadał historie, a Kraszewski głośno się śmiał, jak okazywało się, że dokładnie bywał w tych samych miejscach. 

W pewnym momencie ktoś bardzo głośno zapukał do drzwi. Lynx nawet się nie poruszyła, a Aleksandr lekko podskoczył w miejscu przestraszony. Dziewczyna bez ruszenia nawet ręką, otworzyła drzwi. Stał tam nie kto inny jak śmierciożerca. Jego długie włosy przykrywały mu pół twarzy. Odzywał się mało, a na pewno najmniej do Lynx. Nawet nie miała pojęcia jak ma na imię. Tak naprawdę średnio ją to interesowało. Czy to nie ma być tak, że najważniejsze ma być, że to inni znają właśnie ją?

- Zamieszki w Ministerstwie, masz tam być jak najszybciej.- Powiedział dosyć szybko. Lynx ruchem ręki przyciągnęła do siebie szatę i szybko ją ubrałam. Kopnęła również delikatnie nogą Kraszewskiego.

- Zbieraj się, lecisz ze mną.- Mruknęła.

Podróż to Ministerstwa nie jest, aż taka długa. W sumie żadna podróż w świecie magicznym nie jest długa, raczej większość jest wyłącznie męczących. Dla Lynx od zawsze teleportowanie łączne było udręką, nawet podróż za pomocą proszka Fiuu nie było spełnieniem marzeń. Jak tylko po chwili znalazła się już w głównym ogromnym holu (jeśli tak to można nazwać) ministerstwa, zaczęła cicho kląć z przerwaniem na duszący kaszel.

Ani się nie obejrzała, a już wiedziała, że trafiła prosto w paszczę lwa. Po skrytykowaniu magicznego transportu, dzięki Kraszewskiemu ominęła zaklęcie obezwładniające. Schowali się za filarem.

- Gdzie reszta?- Zdziwiła się cicho. On wyglądnął za filaru.

- Otoczyli ich aurorzy i inni pracownicy ministerstwa.- Mruknął szybko, chowając z powrotem głowę. 

- Co za durnie.- Burknęła. - I właśnie z takimi Czarny Pan ma dojść do nieograniczonej władzy?- Zaśmiała się. Wyrwała swoją rękę Kraszewskiemu, który przez ten cały czas ją trzymał i szybko wyszła zza filaru. Na to właśnie czekała, wszyscy już stali z różdżkami skierowanymi w jej stronę, a reszta czarodziei trzymała różdżki nad "śmierciożercami". Będzie pierwszą osobą, która doniesie na ich niekompetencje. 

- Czy jest szansa na jakiś kompromis?- Zapytała spokojnie. Jeden z aurorów rzucił w jej kierunku zaklęcie, jednak sprawnie je odrzuciła. - Czy mam to uważać za odmowę?- Uśmiechnęła się szeroko. - Trudno...- Ona sama stanęła w płomieniach, już dawno tego nie robiła, jednak poczuła, że jest na to idealny moment. Jeśli Ministerstwo Magii ma upaść po raz drugi tego roku, to niech tak będzie!

Córka śmierciożercówUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum