Rozdział 10

2.1K 180 4
                                    

- To był sen… naprawdę!- szlochała cicho, wsparta o ramię nauczycielka OPCM. On natomiast nie wiedział co zrobić. Objął ją lekko, jednak nie budząc kontrowersji ze strony nauczycieli, którzy zastanawiali się, co Lestrange robi w objęciach nauczyciela i to tak młodego, postanowił od niechcenia odwrócić wzrok. Martwił się jednak o nią. Coś w głębi jego duszy kazało mu ją chronić. To nie było przyjemne uczucie. Nazwisko Lestrange. W jego pamięci jest wyryte niczym piętno. Jego matka zamordowała jego rodziców, w tak brutalny sposób, że Myślodsiewnia nie zdołała mu pomóc. Lynx była niczym jego młodsza siostra, zupełnie nie związana z jego przeszłością. To nie była jej wina i doskonale o tym wiedział. Każdy o tym wiedział, jednak myśl o tym, że można byłoby zaakceptować córkę pary najgroźniejszych przestępców nie wprawiała nikogo w dobry nastrój. To raczej jest oczywiste – Lestrange = pogarda, nie ważne, czy jest to osoba, która nie miała nic wspólnego  z chaosem, który spowodował Voldemort kilkanaście lat temu.- Możemy stąd wyjść?- Zapytała półszeptem. Spojrzała w oczy nauczyciela, chociaż ciągle miała zamazany obraz przez łzy. Kraszewski pokiwał lekko głową i po chwili ją puścił. Wyszła z gabinetu pierwsza. Po schodach przebiegła i po chwili znalazła się przez chimerą, która jeszcze kilka minut temu wydawała się jej czymś zupełnie dziwnym, czymś co objawiło jej się w śnie. Poczuła się jak jasnowidz. Jak Victoire. Czy powinna z nią o tym porozmawiać? Ona sama ją znajdzie, wieści szybko się rozejdą. Jutro stanie się nowym tematem przy śniadaniu.

Kraszewski po chwili znalazł się przy niej. Ruszyli po opustoszałym korytarzu. Żaden z nich nie odzywał się . Nie spotkali również żadnego nauczyciela, który pozostał na dyżurze. Nie skierowali się jednak w stronę lochów, Kraszewski zabrał ją do swojego gabinetu, który znajduje się obok Sali OPCM. Sala wydaję się zimna. Szary kamień wraz z ciemnymi meblami nie ukazują piękna tego miejsca, które kiedyś były tak wiele razy modyfikowane (w latach szkolnych Pottera każdy nauczyciel miał inne upodobanie do dekorowania swojego gabinetu). Lynx usiadła naprzeciwko Kraszewskiego, który rozsiadł się wygodnie za biurkiem.

            - Chcesz coś do picia?- Zapytał spokojnie. Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech. Lynx pokiwała lekko głowa. Już nie płakała. Wstał, wyciągnął dwa woreczki z półki stojącej obok biurka. Woreczki wsadził do dwóch kubków na biurku, machnął różdżką i po chwili herbata była gotowa. Lynx chwyciła czerwony kubek z obie dłoni i poczuła ...ciepło. – Jutro przyjedzie tutaj minister…- Zaczął nad wyraz spokojnie. Upił łyk herbaty, by po chwili się skrzywić, jakby sobie przypomniał, że przecież herbata jest gorąca. Poparzył sobie język, z niewiadomych przyczyn rozbawiło to Lynx.- Myślę, że Potter też się tutaj zjawi.- Dziewczyna westchnęła głośno.- On też miewał… sny.- Uśmiechnął się lekko, jakby przypomniał sobie zabawną historię.

            - Wiem.- Wyszeptała, upijając łyk herbaty. – Nie wiem tylko jak to się stało, ktokolwiek dotarł do mojego umysły musi być niesamowicie dobry.- Powróciła jej gadanina.- Wuj uczył mnie oklumencji.- Wyjaśniła pospiesznie.

            - Najwidoczniej nieskutecznie. – odparł pospiesznie nauczyciel.- Za to legilimencję na pewno wyćwiczyłaś mistrzowsko.- Mruknął, na co Lynx zarumieniła się lekko.

            Lynx szybko wypiła herbatę, po której stała się bardzo ospała. Nie była pewna czy Kraszewski dosypał coś do niej, jednak poskutkowało. Kiedy zjawiła się w dormitorium, opadła na łóżko i od razu zasnęła. Nie śniło się już jej nic.

*

Rano obudziła ją Sasha. Wyglądała na przerażoną. Dyrektorkę coś w nocy zaatakowało powiedziała, kiedy Lynx wstała. Westchnęła głośno i postanowiła podzielić się z nią informacją. Krum była przerażona, jednak nic nie powiedziała. Przeczesała włosy i poczekała spokojnie, aż Lestrange się pozbierała.

Obie poszły na śniadanie, jednak nie obyło się bez obraźliwych zaczepek. Lynx nie zwróciła na to uwagi, po jej głowy chodziła myśl tylko o tym, aby dowiedzieć się, co dzieje się z dyrektorką.

Śniadanie niestety trwało bez żadnych wypowiedzi. Grono pedagogiczne siedziało spokojnie, jednak raz za czasu każdy z nauczycieli spoglądał ukradkiem na Lynx, co doprowadzało ją do białej gorączki. Gdyby mieli choć trochę rozumku i zrozumieli, że ona to wszystko WIDZI!

Pierwszą lekcją była historia magii. Lynx nie miała najmniejszej ochoty iść na lekcję z panem Binnsem, jednak nie mogła się z niej zerwać. Już wystarczająco dużo razy jej nie było! Dzwony zwiastowały najbliższe, ciężkie dwie godziny powolnej śmierci. Jak na wezwanie nagle zjawił się Kraszewski, wyrósł z ziemi i wziął Lynx do gabinetu. Po drodze wyjaśnił jej, że tak jak mówił, minister i pan Potter czekają na nią. Po kilku zakrętach stanęli przed chimerą. Była zamknięta.

            - Mów prawdę i tylko prawdę.- Szepnął i uśmiechnął się lekko.- Stożek i kwadrat.- Powiedział, po czym chimera pozwoliła im wejść do środka. Lynx znowu zabiło serce dwa razy mocniej, zupełnie jakby znowu była noc i biegła na pomoc dyrektorce. Tym razem stał obok niej Kraszewski i trzymał lekko za łokieć, jakby bał się, że ucieknie. Drzwi do gabinetu były otwarte. W środku panowała cicha konwersacja. Kiedy Lynx weszła do środka, wszyscy ucichli. Rozpoznała ministra magii, wicedyrektora Longbottoma, opiekunkę Slytherinu Helene Fabuverse oraz Harrego Pottera. We własnej osobie, wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o zielonych oczach w kształcie migdałów. Uśmiechnął się miło i wskazał na krzesło przed sobą.

            - Usiądź, proszę.- Powiedział spokojnie. Kraszewski puścił jej łokieć. Zrobiła spokojnie dwa kroki, po czym przyspieszyła i spoczęła na wyznaczonym krześle. W głowie Lynx kłębiła się myśl ucieczki: jeśli gwałtownie by wstała, zrobiła szybkie pięć kroków w stronę drzwi, kierując się najpierw na prawo, jednak gdy Kraszewski spróbowałby ją złapać, szybko odbiłaby na lewo, przemknęła obok niego, lekko wymijając szafę. Zbiegłaby po schodach i pognała w stronę Zakazanego Lasu. - … Opowiesz nam swój sen?- Wyrwał ją z rozmyślań pan Potter. Spojrzała mu w oczy i pokiwała lekko głową. Opisała wszystko spokojnie i szczegółowo, nie chciała niczego pominąć. Odpowiadała spokojnie, głos jej nie drżał, jednak dłonie lekko dygotały.

            -… jak dostałaś się do gabinetu?- Przerwał jej minister. Spojrzała na niego. Wysoki mężczyzna wpatrywał się w nią wyczekująco. Serce zabiło jej milion razy mocniej, jakby chciał wyciągnąć wszystkie jej najgłębsze myśli i sekrety.

            - Proszę?- Zapytała. Tym razem głos jej już zaczął drgać.

            - Wejścia do gabinetu dyrektora strzeże chimera, aby wejść trzeba znać hasło…- Wyjaśnił szybko.

            - Wejście było otwarte.- odpowiedziała spokojnie.- jak już mówiłam, nigdy nie byłam w gabinecie, nawet nie wiedziałam jaka jest do niego droga!- Dodała pospiesznie, podnosząc głos.

            - Spokojnie.- Szepnęła Fabuverse, dotykając jej ramienia.

            - A może doskonale znałaś hasło i pomogłaś komuś się tutaj dostać…?- Dociekał. Lynx zatkało. Całkowicie.

            - Nie ma pan prawa!- Wybuchła nagle.- Najpierw mój wuj, teraz ja!- Wstała gwałtownie, nie zważając na uspokajający głos Fabuverse.- Powiedziałam wszystko, co chcieliście.- Skierowała się w stronę wyjścia.- I powiem jeszcze więcej: od wakacji mam sen, uciekam przed Voldemortem. Na początku września przemówił do mnie…- Na twarzy Lynx zagościł tak dawno niewidziany szyderczy uśmiech. Mówiąc to była taka… dumna. Co się z nią dzieje?!- Powiedział, że mam przekazać, iż powrócił.

_____________________________________________

No nareszcie, nie potrafiłam się zebrać! Ach, miało wyjść lepiej :( Do następnego :*

Córka śmierciożercówWhere stories live. Discover now