Rozdział 28.

920 109 4
                                    


Domem Lynx i Kraszewskiego była piwnica przez całe półtorej miesiąca. Mogli korzystać z łazienki, która była za pierwszymi drzwiami, obok schodów prowadzących na górę. Codziennie pilnował ich ktoś inny, a kiedy raz w tygodniu wychodzili na górę na przesłuchanie, Lynx dokładnie wpatrywała się w klucze powieszone na srebrnym kółku przyczepione do paska. Już po tygodniu zauważyła, że czarodziej, który ich pilnuje nie jest przypadkowy. Zawsze to jest na przemian kobieta i mężczyzna. Zauważyła również, że mężczyźni tylko na pierwszy rzut oka wydają się groźni, ponieważ są znacznie wyżsi i na pewno silniejsi, ale bez możliwości używania magii da się ich pokonać. Kobiety są jej wzrostu i nie wyglądają na silne. Kilka dni wcześnie słyszała, że duża część Zakonu wyjeżdża i przez jakiś czas nie będize w ich w Dworze, co może zwiększyć szansę ich ucieczki. Postanowiła na chwilę obecną nie dzielić się przemyśleniami z Kraszewskim, bała się, że ktoś może ich podsłuchiwać.

Przez kilka dni zastanawiała się jak przekazać plan Kraszewskiego. Chodziła po piwnicy, aż w końcu znalazła kawałek kamienia, którym mogła napisać coś na ścianie, chociaż było to ciężkie.

- Panie profesorze.- Mruknęła głośno. Kraszewski spojrzał na nią pytająco, machnęła głowa, aby podszedł do niej. Zaczęła szkrobać na ścianie : Zagadaj strażnika. Spojrzał na nią pytająco. Lynx westchnęła głośno, ruszyła w stronę drzwi, a kiedy przy nich stanęła, trzykrotnie w nie uderzyła otwartą dłonią. Kraszewski powędrował za nią jak cień.- Ma stać tyłem do drzwi łazienki.- Powiedziała szybko, zanim drzwi się otworzyły i w progu stanęła trochę wyższa od niej kobieta w ciasno spiętych z tyłu włosach. Miała ciemne oczy, które wlepiła wprost w Lynx. Ona wyłącznie uśmiechnęła się miło.

- Czy mogłabym skorzytać z toalety?- Powiedziała dosyć spokojnym, opanowanym głosem, chociaż w jej głowie po kolei układał się plan. Kobieta zamyśliła się. Zlustrowała Lynx wzrokiem, po czym pokiwała lekko głową i otworzyła drzwi do łazienki. Lynx raz jeszcze uśmiechnęła się lekko i weszła do środka. Zamknęła dokładnie drzwi i przez kilka sekund stała w bezruchu, chcąc dowiedzieć się, czy Kraszewski posłuchał jej i zagadał do kobiety. Krótka cisza przeraziła dziewczynę, jednak po chwili dał się słyszeć spokojny głos Kraszewskiego i odpowiedzi kobiety. Lynx rozglądnęła się po łazience w celu znalezienia czegoś czym mogłaby przydusić kobietę. Właśnie taki miała zamiar, nie zabić ją, a jedynie lekko oszołomić, aby straciła przytomność. Nie miała pojęcia czy sobie poradzi, widziała to w mugolskich filmach i nie wydawało się jej to takie trudne. Pierwsza myśl jaka jej przyszła do głowy to wąż od prysznica. Podbiegła do umywalki, odkręciła wodę, następnie podbiegła do prysznica i z całej siły odkręciła jedną część węża. Serce biło jej jak młotem, zakręciła wodę w kranie i ruszyła z powrotem do drzwi. Slyszała śmiech kobiety i głos Kraszewskiego. Próbowała przekonać siebie, że zrobi to bez najmniejszego problemu, ale zlał ją zimny pot i poczuła, że to może się nie udać. Wkońcu chwyciła za klamkę. W głowie pojawiła się jej następna myśl "Nawet jeśli się nie uda, to nic im nie zrobią". Otwarła gwałtownie drzwi. Zanim kobieta zdążyła się obrócić, Lynx owinęła metalowym wężem z prysznica gardło kobiety i mocno przycisnęła. Szarpała się i próbowała się uwolnic, jednak z każdym kolejnym ruchem słabła. Po ponad minucie jej ciało opadło na podłogę. Stali z Kraszewskim w milczeniu, czekając na jakikolwiek ruch strażniczki, jednak nie okazywała żadnych oznak życia. Lynx schyliła się i przyłożyła policzek do jej ust. Oddychała, ale bardzo słabło. Wstała i chwyciła ją za nadgarski.

- Pomóż mi.- Burknęła na Kraszewskiego. Chwycił jej nogi i obaj położyli ją w łazience. Lynx odczepiła srebrne kółko z kluczami z jej paska i wyszła z łazienki, zamykając drzwi na klucz. Ruszyła pierwsza. Doskonale wiedziała, który klucz ma użyć. Z przyjemnością wetknęła złoty klucz do zamka i przekręciła dwa razy. Lekko nacisnęła na klamkę, a drzwi same się otworzyły. Wychyliła głowę i zaczęła nasłuchiwać. Dom był pusty. Przemknęła głównym korytarzem, aż do kuchni. W domu panowała głucha cisza, tak jakby dom stał opuszczony przez kilka lat. W kuchni zatrzymali się, Lynx sięgnęła po leżące w złotym półmisku jabłko. Dopiero wtedy zjawił sie pierwszy nieproszony gość. Mężczyzna, wysoki, brunet o ciemnych oczach, gruby. Lynx oszacowała szybko, że jeśli dostatecznie szybko pobiegną, a trasa ich będzie usiana różnymi przeszkodami, on ich nie złapie. Rzuciła krótki wzrok na Kraszewskiego i prawie bezszelestnie ruszyła z miejsca. Nie wiedziała gdzie biegnie, przez cały czas w głowie miała tylko jedno miejsce, w którym musi się znaleźć: jadalnia i drzwi prowadzące na ogród. Kraszewski biegł za nią.

Po kilku minutach biegania po domu znaleźli się w upragnionym miejscu. Do drzwi na taras było tak blisko, jak na wyciągnięcie ręki. Pech chciał, że nie zauważyła nawet, iż grubas wcale nie postanowił biec za nimi, lecz zwołał resztę strażników. Dosłownie otoczyli ich w jadalni. Lynx zamarła, od razu zbladła i zastanawiała się co ma zrobić. Prawym kątem oka zobaczyła wyłącznie nożyk do otwierania listów, leżący na komodzie obok niej. Nim ktokolwiek się ruszył, chwyciła go, zasłaniając tę czynność swoim ciałem. Nikt tego nie zauważył. Kraszewskiego chwyciło dwóch mężczyzn, do Lynx podszedł tylko jeden. Gdy tylko ją chwycił, Lynx bez chwili namysłu, wbiła mu w dłoń otóż te nożyk i ruszyła prosto do drzwi prowadzących na ogród. Cała zgraja ruszyła za nią. Szarpnęła za klamkę. Na szczęscie drzwi okazały się otwarte. Wyszła spokojnie, bez żadnego spięcia. Głęboko wciągnęła świeże powietrze. Wszystko w jej głowie zaczęło znowu się układać. Bicoe serce wróciło do normy. Zanim strażnicy zorientowali się, że Lynx jest w ogrodzie, ona stanęła już jak feniks w płomieniach, a w prawej ręce znalazła się jej różdżka. Kilkanaście zaklęć leciało w jej stronę, jednak ona nawet ich nie poczuła, poczuła taką władzę, że sama rzucała zaklęcie, z taką łatwością.

Po krótkiej rozgrywce, którą Lynx w myślach nazwała rozgrzewką, zaczęła szukać wzrokiem Kraszewskiego. Zauważyła go dopiero po chwili. Stał w środku, podtrzymywany przez dwójkę ludzi. Podeszła do drzwi, ta granica pomiędzy nimi sprawiała, że jeśli zrobiłaby mimiletrowy ruch do przodu, na powrót straciłaby możliwość korzystania z magii. Zszedł jej z twarzy uśmiech, kąciki ust powędrowały w dół, a oczy zrobiły się duże. Była tak blisko opuszczenia tego miejsca i powrotu do domu, a wszystko zepsuli jej oni. Czuła się bezsilna i zagubiona, nie miała pojęcia co zrobić.

- Uciekaj, na co czekasz?!- Ciszę przerwał Kraszewski. Wbiła w niego wzrok, jednak nawet przez głowę nie przeszła jej myśl, że mogłaby go zostawić. Nagle doszły do niej pomrukiwania jednego ze strażników. Wstał spokojnie, trzymając się prawą ręką za głowę. Przeszedł kawałek chwiejnym krokiem, po czym kiedy zauważył Lynx, skierował na nią różdżkę. Lynx przewróciła oczami, machnęła różdżką, z jej końca wyleciał niebieski snop. Mężczyzna całkowicie oprzytomniał, upuścił różdżkę na trawę i pomaszerował w jej kierunku. Stanął obok niej. Spojrzała na niego.

- Nie ruszaj się z tego miejsca.- Powiedziała dosyć spokojnie.- Wypuścisz go?- Skierowała się do grubasa, który stał w środku. Nic nie odpowiedział, co Lynx uznała na odpowiedź przeczącą. - Crucio.- Wypowiedziała to z niezwykłym spokojem i klasą. Mężczyzna padł na ziemię i zaczął krzyczeć z bólu. - Przecież nie zależy wam na nim, nic wam nie powie.- Zaczęła spokojnym głosem, nie przestając torturować strażnika.- Złapcie szamlcowików, oni za mały woreczek galeonów powiedzą wam wszystko, co tylko będziecie chcieli.- Kontynuowała.- Przyznajcie otwarcie, zależało wam tylko na mnie... Myśleliście, że mnie złamiecie...- Uśmiechnęła się delikatnie. Spojrzała raz jeszcze na Kraszewskiego, który zaczął coś kombinować. - Jeśli Czarny Pan dojdzie do władzy, a dojdzie do niej, powiem mu o was, o tym, jak dobrze nas traktowaliście.- Ciągnęła swój wywód.- Przecież macie rodziny, dzieci, wystarczy, że ja już jestem na wolności, wystawicie tylko kawałek stopy poza mury tego domu i już bedzie po was...- Mężczyźni, którzy trzymali Kraszewskiego drgnęli. Lynx spuściła wzrok i spojrzała na mężczyznę, który już nie miał nawet siły krzyczeć, jednak wił się z bólu. Przez ponad sekundę, kiedy Lynx wyłącznie zerknęła na niego, nastąpił obrót sprawy. Kraszewski oswobodził się z ciasnych objęć mężczyzn, chwycił leżący nożyk do kopert, którym wcześniej posłużyła się Lynx, wbił go w brzuch jednego z mężczyzn, następnie wbił go w okolicę szyi drugiemu mężczyźnie i rzucił się do ucieczki. W ostatniej chwili przeskoczył przez próg drzwi na ogród i znalazł się koło Lynx. Nie zatrzymując sie, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Wspięli się na płot i dzięki umiejętnością Lynx, nie zostali trafieni żadnym z zaklęć, co było czymś niewiarygodnym. Przeskoczyli na drugą stronę.

Tak przywitała ich kolejna niespodzianka. Główni przedstawiciele Zakonu postanowili powrócić do domu. Kilka sekund minęło, kiedy cokolwiek się wydarzyło. Kraszewski mocno chwycił Lynx i teleportował się.

Córka śmierciożercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz