Rozdział 15

1.8K 163 10
                                    

Po spokojnej jesienni, nastała chłodna zima. Już na samym początku spadł śnieg i każdy uczeń Hogwartu spędzał na zewnątrz najwięcej czasu w ciągu dnia, na ile mógł sobie pozwolić. Połowa roku szkolnego oznaczała, że nie zostało tak dużo czasu do egzaminu i większość osób zaczęła się przygotowywać. W ciągu tygodnia, oprócz przesiadywania w bibliotece, Lynx musiała znaleźć jeszcze czas, aby spotykać się z panem Potterem. Lekcje z nim nie należały do przyjemnych, jednak starała się – starała się jak tylko mogła, chociaż czasami to staranie nie było widoczne. Na początku grudnia, jej myśli były już tylko skierowane w stronę rychłego wyjazdu ze szkoły i spotkania się z wujem. Tęskniła za nim, jak nigdy dotąd. Przez te dwa – trzy miesiące nie wymieniali ze sobą jakiś konkretnych wiadomości, gdyż każda ze stron bała się, że ktoś może zobaczyć ten list. Po za tym, z upływem czasu pobytu w Hogwarcie, Rabastan pisał bardzo rzadko. Już od ponad miesiąca Lynx nie dostała żadnej odpowiedzi na swój list, w którym zapytała go tak po prostu o samopoczucie.

Uczniowie nie zapomnieli o incydencie, który zdarzył się niespełna dwa miesiące wcześniej. Louis wrócił ze szpitala bardzo szybko, jednak od tego czasu, omija Lynx szerokim łukiem i każdemu doradza, aby to robił. Jedynymi osobami, które nie odwróciły się od Lynx byli Sasha, Nikołaj i Stephanie. Chociaż nawet oni nie zawsze byli przy niej, dlatego Lynx bardzo szybko poczuła się jak za dawnych lat. W osamotnieniu chodziła po szkole, rzucając od czasu do czasu mordercze spojrzenia, aby zapewnić sobie chociaż trochę rozrywki w ciągu dnia.

Pan Potter był… wymagającym nauczycielem. Lekcję z oklumencji, które prowadził jej wuj nie były aż tak… rygorystyczne. Kiedy mówiła stop, koniec! To zazwyczaj tak było. Z panem Potterem nie jest do końca tak samo. Lekcje wysysały z niej ostatnie resztki energii, przez co w ciągu tygodnia chodziła zupełnie jak opisywani i lubiani przez mugoli zombie.

Lynx codziennie odliczała w głowie dni do wyjazdu, a kiedy w końcu ten dzień nastał, poczuła się tak … pusto. Minęło to zatrważająco szybko, a ona aż do czasu zatrzymania się na stacji King’s Cross czuła, że coś umknęło jej uwadze.

Czekał już na nią wuj. Nie wyglądał źle. Ubrany w czarną koszulę, jeansy i ciężką, skórzaną kurtkę. Był uśmiechnięty. Przytulił do siebie mocno bratanicę, mówiąc tylko, że muszą się spieszyć. Chwycił jej kufer i deportowali się w oka mgnieniuZnowu to samo uczucie, wessanie w okolicach pępka i kilka obrotów o sto osiemdziesiąt stopni. Przed oczami migało jej miliony obrazów. W końcu po kilku sekundach stanęli przed ogromnym ciemnym dworem.

- Gdzie jesteśmy?- Usłyszała swój cichy głos. Było potwornie zimno. Zaraz po wylądowaniu poczuła, jakby miliony małych szpileczek zaczęło wbijać się w jej ciało. Schowała dłonie do kieszeni i ukryła połowę twarzy pod szalikiem.

- Dwór Malfoyów.- Odpowiedział Rabastan  ruszył wzdłuż żywopłotu. Wejście na posesję oddzielała wielka, czarna, kuta z żelaza brama. Lynx uniosła głowę i raz jeszcze przyjrzała się dworowi. Ogarnęło ją dziwne poczucie, które od razu przysłoniło to, kiedy odczuwała iż coś zapomniała w Hogwarcie.- Lynx!- Odezwał się gruby głos wuja. Jej wzrok pokierował się w jego stronę. Stał już za bramą. Podeszła do niej i chwyciła pręty. W pewnym momencie brama po prostu rozpłynęła się w jej dłoniach, a ona mogła spokojnie przejść. Kiedy odwróciła się, będąc już po drugiej stronie, brama znowu wyglądała tak samo jak kilka chwil po przybyciu. Lynx dogoniła wuja i po chwili obydwoje weszli do środka dworu.

Hol był wielki i ciemny.  Z każdej strony obserwowały ich różne portrety, aż do czasu, kiedy dotarli do dużych, masywnych, drewnianych drzwi. Rabastan chwycił za klamkę, jednak ktoś wewnątrz go uprzedził i otworzył je na oścież, wpuszczając gości do środka. Salon miał fioletowe ściany. Lynx zauważyła na suficie ogromny żyrandol, dostrzegła w nim brak kilku elementów.

Córka śmierciożercówWhere stories live. Discover now