Rozdział 27

935 105 0
                                    

Zanim Lynx jakkolwiek zareagowała, koło niej przeleciały snopy światła, które trafiły w jej towarzyszy, a ona sama upadła na ziemię. Zobaczyła nad sobą twarz Kraszewskiego, który w krótkim czasie upadł obok niej. Zanim pogrążyła się w śnie, usłyszała jeszcze krzyk, dopiero wtedy zapadła ciemność. 

Nie śniło się jej zupełnie nic, lecz kiedy się obudziła, nie miała pojęcia ile spędziła w takim stanie - dzień, dwa, tydzień, miesiąc? Obudziła sie na zimnej posadzce, jej wzrok musiał się przystosować do panującej ciemności. W miejscu, w którym się znajdowała było ciemno i zimno. Podpierając się kolumny, która była za nią, powoli wstała, nie zakręciło się jej jednak w głowie, chociaż właśnie tego niemiłego uczucia się spodziewała. Po dłuższej chwili zorientowała się, że jest w piwnicy. Zauważyła też na samym końcu drzwi. Ruszyła w ich stronę bardzo szybkim krokiem. Chwyciła za klamkę i dosyć mocno nią szarpnęła - drzwi oczywiście były zamknięte. Dotknęła swoich kieszeni w poszukiwaniu różdżki - została jej zabrana, zupełnie jak szata. Skupiła uwagę na tym, że mogłaby się stąd teleportować, jednak to również nie zadziałało. W jej głowie pojawił się obraz jej własnej różdżki, próbowała ją zmaterializować, jednak nic się takiego nie wydarzyło. To miejsce jest zaczarowane, żadna magia nie działa. Uderzyła z całej siły w drzwi. Dopiero za piątym podejściem, kiedy cofnęła się, trzymając dłonią swoją drugą dłoń, która ją bolała niemiłosiernie, drzwi otworzyły się i pojawił się w nich wysoki mężczyzna, ubrany w ciemną, długą szatę. Miał nieprzyjemny wyraz twarzy, ale nie był śmierciożercą. W dłoni trzymał różdżkę i to właśnie na tym skupiła się Lynx. W jej głowie zrodził się plan, aby wyminąć go i będąc już za drzwiami, czyli w miejscu, w którym będzie mogła użyć magii po prostu się teleportować. Tylko jak tego dokonać? Zanim się obejrzała, podszedł do niej, chwycił mocno za ramię i wyprowadził z piwnicy. Po schodach szła pierwsza, cały czas próbując przynajmniej zmaterializować swoją różdżkę. Nic takiego się stało, najwyraźniej całe to miejsce jest zaczarowane, więc po co temu mężczyźnie różdżka? Ominął ją i otworzył jeszcze jedne drzwi. Uderzyło w nią jasne światło, zakryła rękami twarz i zamknęła oczy. Mężczyzna bez słowa chwycił ją za ramię i pociągnął dalej. Światło, które dosłownie ją oślepiło spowodowało, że nie miała pojęcia gdzie idą, a w szczególności gdzie są, to bardzo ułatwiłoby sprawę. Wreszcie, kiedy Lynx przyzwyczaiła się do światła, dotarli do celu. Podniosła głowę. Znajdowali się w jadalni.

- Dzień dobry Lynx.- Usłyszała znajomy głos. W jadalni znajdowało się sporo ludzi, siedzieli przy jednym długim stole, zupełnie jak śmierciożercy w Dworze, lecz nie znajdowali się w Dworze, a  przy stole z pewnością nie siedzieli śmierciożercy. Osobą, która wypowiedziała te słowa był sam Harry Potter. Nie zmienił się od ostatniego czasu. Spojrzała na wszystkich pokolei. Rozpoznała twarz Hermiony Weasley i jej męża. Obydwóch widziała w którymś Proroku Codziennym. Tak szeroko uśmiechnięci, tacy szczęśliwi. Nikogo więcej nie potrafiła rozpoznać, naliczyła piętnaście osób plus mężczyzna, którą ją przyprowadził do jadalni. Ostatecznie puścił jej rękę i usiadł na wolnym miejscu na końcu stołu. 

- Puść mnie, sam potrafię iść!- Usłyszała kolejny znajomy głos. Do jadalni wszedł Kraszewski, a za nim jakaś kobieta, oczywiście nieznana Lynx. Lynx nie spojrzała na Kraszewskiego, obrała sobi odległy punkt, w którym utkwiła wzrok. - Lynx...- Odezwał się cicho. Postanowiła zagrać w takiej sytuacji niemowę, wszystko co wypowie może zostać użyte przeciwko niej, kiedy wreszcie uwolnią ją śmierciożercy. - Czego od nas chcecie?- Zaptał niezwykle spokojnie, unosząc dumnie głowę do góry. 

- Gdzie przebywa teraz Voldemort?- Zapytała Hermiona. Na twarzy Lynx pojawił się szeroki uśmiech. Mają utrudnione zadanie, gdyby Lynx nie potrafiła czarować bez różdżki, bez problemu mogliby ich przesłuchiwać w miejscu, które nie jest zaczarowane i po prostu odczytać ich myśli, ewentualnie użyć imperiusa - w takim przypadku wszyscy w tym miejscu są tylko mugolami, jeśli można tak ich porównać. Zwróciła uwagę na lekko uchylone drzwi prowadzące na taras, które znajdowały się na przeciwko niej, zaraz za wysokim, gburowatym mężczyzną, który przyprowadził ją do jadalni. W tym pokoju znajdowały się jeszcze trzy inne drzwi - prowadzące do kuchni, salonu i łazienki. W jadalni znajdował sie również ogromny kominek, jednak nigdzie nie mogła odnaleźc wzrokiem miseczki z proszkiem fiuu. Zwróciła uwagę również na to, że w ogrodzie znajdowało się wysokie, czarne ogrodzenie, po którym chyba daloby się wspiąć. Pytanie nasuwa się podstawowe, czy tylko na terenie domu nie można rzucać zaklęć, czy jest również objęta tą ochroną cała posesja wraz z ogrodem? Po co byłaby potrzebna różdżka wysokiemu mężczyźnie, który przyszedł do piwnicy po Lynx? - Gdzie przebywa twój ojciec i twój wuj, Lynx?- Brnęła Hermiona. Lynx odwróciła głowę i spojrzała na Kraszewskiego, po czym jeszcze raz szeroko się uśmiechnęła. 

Kraszewskiego wrzucili do tej samej piwnicy, w której znajdowała się Lynx. Przesłuchiwali go dłużej niż ją. Znalazła sobie miejsce pod ścianą, a jej wzrok przyzwyczaił się dostatecznie do ciemności, tak aby wszystko w miarę doskonale widzieć. Wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, po czym oparła głowę o ścianę i zamknęła oczy.

- Masz jakiś pomysł?- Zapytał spokojnie. Siedział na przeciwko niej, zaledwie dwa, trzy metry przy kolumnie. 

- Nie można używać magii tylko i wyłącznie w tym domu...- Zaczęła spokojnie.- Musimy tylko dostać się do ogrodu, a tam już jakoś sobie poradzimy.- Wytłumaczyła pospiesznie. Przez długi czas panowała cisza. 

- Niby jak chcesz tego dokonać?- odezwał się. Lynx wzruszyła lekko ramionami. Nie wpadła jeszcze na to. Dla niej wystarczającym odkryciem było w tamtym momencie to, że będzie mogła już używać magii już w ogrodzie.

- Cholernie wkurza mnie ta ciemność!- Wstała gwałtownie i nie zważając na zawroty głowy szybkim krokiem podeszła do drzwi i z całej siły uderzyła w nie pięścią. Znowu ktoś otworzył dopiero za piątym razem. Tym razem była to kobieta, była znacznie wyższa od Lynx, chociaż w jej przypadku to większość osób jest wyższych od niej. Rude włosy miała związane starannie z tyłu głowy, a z uszu zwisały długie pawie pióra. Była ubrana schludnie, czarne spodnie i sięgająca połowy ud czarna szata. Na serdecznym palcu był pierścionek. - Możemy poprosić trochę światła?- Zapytała niezwykle grzecznie z lekkim uśmiechem niewinnej dziewczynki. Kobieta nie odzywała się, wpatrywała się w Lynx i bardzo długo się nie odzywała. Odwróciła się na pięcie, nie zamykając drzwi. W ułamku sekundy Lynx zobaczyła kilka kluczy na srebrnym kółku przyczepionych do spodni przy pasku. Kobieta chwyciła powieszoną w połowie drogi pochodnie, wyciągnęła z tylnej kieszeni zapalniczkę i podpaliła ją. Wręczyła Lynx i zamknęła jej drzwi przed nosem. 

Lynx postanowiła porozglądać się po piwnicy, mając nadzieję, że znajdzie coś interesującego. Spojrzała kątem oka na Kraszewskiego, który siedział tak jak poprzednio i wpatrywał się w ścianę. Po drodze ominęła dwa martwe szczury i puste słoiki. Na końcu piwnicy na ścianie narysowany był Mroczny Znak. Lynx przykucnęła, delikatnie dotknęła go palcami i uśmiechnęła się lekko pod nosem. Obok była data 1998.

- Żałujesz, że nie uciekłaś z Nikołajem?- Kraszewski odezwał się. Lynx wyprostowała się. Powoli podeszła do niego. Umieściła pochodnie obok nich na ścianie i zajęła swoje miejsce na przeciwko niego. 

- Nie.- Odpowiedziała.- Zdecydowałam...

- Sama zdecydowałaś?- Przerwał jej Kraszewski i głośno zaśmiał się.- A może słyszałaś głos, który nakazał ci zostać?- Lynx zamarła, jednak postanowiła nie odpowiadać.- Czy od momentu, w którym dostałaś naszyjnik...- Wskazał palcem na jej szyję. Lynx wyciągnęła spod bluzki czarny kamień i spojrzała na niego z góry.- Nie dzieją się różne dziwne rzeczy?- Kontynuował.- Nie jesteś bardziej poddenerwowana, wkurzona?- Uśmiechnął się, kiedy Lynx spojrzała w bok poważnie analizując ostatnie miesiące.- W ten sposób Voldemort trzyma przy sobie swoich "ulubieńców".- Zaczął powoli tłumaczyć.- Z każdym kolejnym dniem stają się coraz bardziej bezlitośni, żądni krwi, a co najważniejsze...- Kraszewski zatrzymał się w tym miejscu, aby złapać kilka oddechów, po czym strasznie zaczął kaszleć.- Walczą za Voldemorta do końca.- Znowu zapanowała cisza.- Bellatriks nie była chora psychicznie, jak to twierdzą niektórzy, ona była po prostu pod działaniem...- Znowu wskazał palcem na naszyjnik.- Ona się jednak sama zorientowała, że coś dzieje się nie tak i przez jakiś czas przestała go nosić, to wtedy zakochała się w Rabastanie.- Zdziwilo do Lynx, skąd Kraszewski mógł wiedzieć o romansie jej matki i jej wuja? Wbiła w niego wzrok.- Twoja mama bardzo się bała, po tym jak oddała cię Rabastanowi przyszła do mojego ojca...- Kraszewski znowu uśmiechnął się. - Byłem wtedy mały, miałem osiem lat, niewiele pamiętam.- Dodał.- Mój ojciec nosił taki sam naszyjnik, on również go ściągnął dopiero po dłuższym czasie...- Głośno westchnął, wbił wzrok w podłogę.- Mówię ci o tym teraz, ponieważ wiem, jakie to w przyszłości może mieć skutki Lynx...- Nie miała pojęcia co odpowiedzieć, postanowiła więc znowu to przemilczeć. Nie chciała zdejmować tego naszyjnika, nie obchodziło ją, czy ludzie będą nazywali ją "chorą psychicznie". Żyje chwilą, nie myśli o przyszłości, a naszyjnik na pewno w niczym jej nie przeszkadzał, jeśli stała się "ulubieńcem" Czarnego Pana, do może być tylko z tego powodu dumna. 

Córka śmierciożercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz