Rozdział 38

574 59 5
                                    

Nie było łatwo, było trudno. Lynx trochę się przeceniła. Przez chwilę jaka minęła od momentu, kiedy odkryła swoje dodatkowe "moce" aż do tego właśnie do tego momentu w Ministerstwie czuła się trochę jak jakieś Bóstwo. Niedoceniony skarb. Przez tę chwilę czuła się z tym wspaniale. Jakoś lekko się to załamało w Ministerstwie. Tego dnia Lynx czuła się bardzo na siłach. Chciała walczyć, pokazać jaka jest silna pomimo swojego wieku. Chciała, aby każdy kto wyszedłby żywy ( lub pół żywy) z Ministerstwa głosił, że narodziła się Lestrange, jeszcze silniejsza i bardziej krwawa. Pragnęła tego. Przeceniła się. I trudno, cholernie trudno było się jej z tego wykaraskać. Pierwszy raz ujrzała, że to wcale nie jest zabawa, a oni mają takie samo pragnienie zabić ją, tak jak ona chce zabić ich. Płomienie, początkowo ich przeraziły, zobaczyli coś takiego pierwszy raz. Lecz przerażenie trwało chwilę, ogień nie odbija zaklęć, dla czarodziei nie jest czymś strasznym. Skupiła się bardzo mocno, było to bardzo trudne i potrzebowała włożyć w to niesamowicie dużo energii, lecz wierzyła, że się jej tu uda. Zamknęła oczy. Po chwili zjawiło się więcej śmierciożerców, właśnie w tym momencie różdżki aurorów wystrzeliły do góry.  Wszystkie. Otworzyła oczy. Spojrzała w górę i zobaczyła jak wszystkie spoczywają dosyć wysoko, a aurorzy są oszołomieni. Przepowiednia Kraszewskiego sprzed kilku miesięcy się połowicznie spełniła. To on przecież powiedział, że widzi jak wyrywa różdżki buntownikom. 

- Co z nimi zrobić?- Ktoś nagle zapytał ją. Nie odwróciła się, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

- Wydaję mi się, że...- Powiedziała spokojnie, chociaż głośno.- trochę szkoda na nich miejsca w lochach.- Przerwała, żeby złapać głęboki oddech.- A o losie tych... niedorajdów...- Wskazała na grupę śmierciożerców, których w dalszym stopniu otaczali aurorzy.- Zdecyduje Czarny Pan...- Odwróciła się na pięcie. Przeszła kilka kroków, za nią niczym cień poruszył się Kraszewski, a już usłyszała pierwsze zaklęcia uśmiercające. Oboje zniknęli w zielonych płomieniach w kominku. 

Nie pojawili się jednak w Hogwarcie, tylko w Dworze Malfoyów. W salonie nie było nikogo, to tutaj Kraszewski złapał Lynx za rękę, żeby chociaż na chwilę ją zatrzymać.

- Opanuj się...- Powiedział cicho. Spojrzała prosto w jego oczy.

- Nie wiem co się z Tobą dzieje...- Odpowiedziała, kiedy on już otworzył usta, aby kontynuować swój wywód.- Do cholery, jesteś śmierciożercą, kilka miesięcy temu zachowywałeś się dokładnie tak samo!- Podniosła głos.- Co się z Tobą dzieje?!- Cofnęła się od niego.- Czyżby Zakon namieszał CI porządnie w głowie, zastanów się nad sobą...- Dodała jeszcze głośniej.- Jeśli nagle masz wyrzuty sumienia to trzeba było się w to nie pakować!- Odwróciła się i ruszyła prosto do pokoju. Aleksandr już się nie odezwał. Nie ma pojęcia co ją to naszło, ale bardzo dużą ochotę chciała mu to wyrzucić. Każdy zaczyna trząść portkami, bo zaczyna robić się "gorąco". To już nie tylko "śmieszne" drobne zabawy na mugolakach, ale walka na śmierć i życie. Dla Lynx właśnie teraz zaczęła się najlepsza zabawa i z jednej strony jest tym przerażona, ale z drugiej bardzo się jej to podoba. 

Zbyt długo nie posiedziała w pokoju, bo już na schodach zaczepił ją jeden ze śmierciożerców i powiedział, że Czarny Pan chce się z nią widzieć. Lynx zabiło serce pięciokrotnie szybciej. Wzięła głęboki oddech i ruszyła za nim. Voldemort zajmował gabinet po drugiej stronie dworu, rzadko w nim bywał, ale jak już bywał to właśnie to była jego samotnia. Prawie nigdy nie rozmawiał z nikim w cztery oczy, dlatego było to wydarzenie dla młodej Lynx podwójnie stresujące. 

Stanęła przed drzwiami. Nie miała pojęcia czy ma pukać, czy ma po prostu wejść. Wybrała tę pierwszą opcję.Zapukała stanowczo, by po chwili pchnąć drzwi i wejść do środka. Gabinet był ciemny. Wszystkie okna zostały zasłonięte. W środku było wyłącznie biurko. Na biurku leżały pergaminy i różdżka. Jednak to, co przykuło uwagę Lynx był porządek. I przerażająca cisza, tak jakby w tym gabinecie była sama. 

Czarny Pan wyszedł do niej bezszelestnie. Lynx nie dała jednak po sobie poznać, że jest totalnie przerażona. Wyglądał zupełnie nierealnie. Bardzo szybko zorientowała się na szczęście, że zbyt długo się mu przypatruje i spuściła głowę. 

- Co się stało dziś w Ministerstwie, Bello?- Zapytał spokojnie. Lynx stanęło serce, tak jak za każdym razem, gdy zwracał się do niej bezpośrednio.

- Aurorzy i inni pracownicy się zbuntowali Panie...- Zaczęła spokojnie.- Nie wiem kto wpuścił tam aurorów, ale powinno się całkowicie zmienić  ludzi, którzy mają kontrolować to, co dzieje się w Ministerstwie...- Po tych słowach zastanawiała się kilka sekund, czy aby przypadkiem ton jej głosu nie jest zbytnio drżący, a przede wszystkim czy słowa wybrała dokładnie tak, aby nie brzmiały, że zarzuca niekompetencje Voldemortowi!- Pracownicy powinni być zastraszani, aby nawet nie byliby w stanie pomyśleć o jakimkolwiek buncie... Myślę, że dokładnie tak samo powinno być w Hogwarcie Panie...- Czarny Pan krążył po gabinecie, Lynx niekoniecznie mogła się skupić.

-  Jak ja Tobie mogę... zaufać?- Odezwał się po drugiej chwili ciszy. Lynx poczuła się zmieszana, przez chwilę miała w głowie myśl, ab rzucić się mu do nóg i błagać o wybaczenie. 

- Jestem całkowicie oddana Panie, cokolwiek zapragniesz, uczynię to...- Odpowiedziała.

- Dobrze...- Zatrzymał się i zaczął wpatrywać się w nią bardzo dokładnie.- Kiedy Nikołaj zostanie odnaleziony... to ty go zabijesz...- Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Lynx wstrzymała powietrze, ale jedyne, co mogła powiedzieć to "Oczywiście Panie". - Możesz odejść.- Lynx kiwnęła głową, odwróciła się na pięcie i ciągle nie podnosząc głowy skierowała się do drzwi. Już prawie chwyciła za klamkę, ale ktoś wcześniej zapukał i otworzył drzwi. Stał tam stary śmierciożerca, prawdopodobnie jeden z tych, którzy jakoś przeżyli w '98. Młoda Lestrange podniosła głowę. 

- Panie... wrócili zwiadowcy...- Zaczął spokojnie. Serce, które prawdopodobnie naprawdę stanęło kilka chwil temu, teraz nagle zaczęło bić niesamowicie szybko.  

- Tak szybko?- Mruknęła jakby do siebie Lynx. Coś na pewno musiało się stać, dlaczego mieliby wracać tak szybko? Rabastan na pewno coś by napisał. Lynx jeszcze raz zerknęła na śmierciożercę. Uśmiechał się szyderczo.

- Wrócili nie w pełnym składzie.- Powiedział cicho, tak jakby tylko do niej. Chciał ją wkurzyć? Nie znała jego zamiarów. Śmierciożercy się wszyscy nienawidzą. Dlatego ona nie mogła u nikogo z nich znaleźć oparcia. Z gabinetu wyszła jako pierwsza. Na zwiadowców trafiła już w salonie. Racja, nie byli w pełnym składzie. 

Córka śmierciożercówWhere stories live. Discover now