Rozdział 33

898 95 9
                                    

Musi znaleźć Kraszewskiego, on jedyny może otworzyć ten kufer. Wstała i ruszyła w stronę jego sypialni. Do środka weszła cicho, Kraszewski spał w najlepsze, jego twarz oświetlało światło księżyca, które wpadało do pokoju przez niezasłonięte okno. Zasłony lekko poruszały się na wietrze. Lynx zerknęła na otwarte okno i lekko drgnęła z zimna. Stanęła nad nim i wyciągnęła w jego stronę różdżkę. Dźgnęła go końcówką w policzek. Mruknął coś cicho pod nosem, a dopiero po chwili lekko otworzył oczy. Zamrugał kilkakrotnie i kiedy zrozumiał, że stoi nad nim Lynx z zamiarem zaatakowania go, rzucił się na swoją różdżkę.

- Nie radzę.- Powiedziała spokojnie. Poruszyła lewą ręką przez co jego różdżka uniosła się na jej głową. - Jak otworzyć kufer?- Zapytała cicho. Aleksandr usiadł na łóżku, przetarł twarz i wbił w nią wzrok.

- Słucham?

- Jak otworzyć kufer?- Ponowiła pytanie, tym razem trochę głośniej.- Czarny kufer w Twoim gabinecie...- Wyjaśniła spokojnie. Uśmiechnął się lekko.

- Dlaczego chcesz grzebać w moich prywatnych rzeczach?

- Potrzebuję swojego naszyjnika.- Na powrót wycelowała różdżkę w jego głowę.

- Przecież wisi na Twojej szyi Lynx.- Ponownie się uśmiechnął. Wstał powoli. Był dużo wyższy od Lynx. Odsunęła się od niego, ciągle celując w niego różdżką.

- Wiesz doskonale, że to nie jest oryginał.- Odpowiedziała pospiesznie.

- On kazał ci po niego przyjść?- Zapytał spokojnie. Ominął ją, chwycił za szlafrok i szybko się w niego ubrał.

- Po prostu mi go oddaj!- Burknęła. Kraszewski podszedł do drzwi i otworzył je szeroko, aby wypuścić Lynx pierwszą. Wyszła tyłem, ciągle go obserwując.

Lynx zaniepokoił jego niezwykły spokój. Nie wyglądał na spiętego, ręce ciągle trzymał na widoku. Kiedy ostatecznie wrócili do gabinetu, Lynx stanęła przy jego biurku, a on od razu ruszył w stronę kufra. Przykląkł przy nim i zaczął otwierać. Nagle odwrócił się, z jego różdżki wyleciał snop światła, Lynx szybko odrzuciła zaklęcie. Odpowiedziała dokładnie tym samym, jednak Kraszewski również się obronił. Lynx do głowy przychodziły miliony różnych zaklęć. Przez dobre dziesięć minut trwała wymiana zaklęć pomiędzy nimi, jednak Lynx była coraz słabsza.

- Nie możesz mi po prostu pomóc?- Rzuciła zaklęcie, a drugą ręką za sprawą jej tajemniczych umiejętności pchnęła go na stojącą z tyłu szafę. Wypuścił różdżkę z dłoni i padł jak długi na ziemię. Podeszła do niego powoli, odepchnęła nogą jego różdżkę na bok i przykucnęła przy nim. - No to jak będzie?- Zapytała spokojnie.- Dobrze, rozumiem...Nie chciałam tego robić, no ale nie dajesz mi wyboru...- Wstała i spojrzała na niego z góry, kierując w niego różdżkę. - Imperio.- Aleksandr powoli wstał, podszedł do kufra i krótkim ruchem dłoni spowodował, że wszystkie zamki otworzyły się. Wyciągnął ze środka kopertę i podał ją Lynx. Rozerwała ją i wyciągnęła ze środka wisiorek. Ten, który miała dotychczas na szyi rozerwała i rzuciła na ziemię, jego miejsce zajął ten oryginalny. - Dziękuję, możesz wrócić do pokoju.- Uśmiechnęła się do niego, wychodząc z gabinetu.

Wróciła prosto do swojego pokoju, postanowiła wszystko zrobić następnego dnia.

Wczesnym rankiem wyszła, aby poszukać Erica Blindmana. Po długim czasie ostatecznie znalazła go na drugim piętrze, jak kręcił się po korytarzu z ciekawością oglądając ruszające się obrazy. Stanęła przy nim i spojrzała na jeden z nich. Dwie kobiety siedzące przy stole rozmawiały pół szeptem, były nerwowe, ciągle kątem oka spoglądało to na Erica to na Lynx.

- Musisz coś dla mnie zrobić.- Odezwała się ostatecznie, a jej ton był bardzo stanowczy. Spojrzał na nią z uśmiechem, po czym ruszył w dalszą drogę po korytarzu. Poszła za nim.- Uczniowie, którzy zaatakowali mnie muszą ponieść konsekwencję swojego czynu.- Zatrzymał się gwałtownie, obrócił się w jej stronę i znów uśmiechnął się nad wyraz szyderczo. Podała mu kawałek pergaminu, na którym starannie były napisane nazwiska owych osób.- Mam nadzieję, że się rozumiemy.- Odwróciła się na pięcie i ruszyła z powrotem przez korytarz prosto na śniadanie.

Wyjątkowo w Wielkiej Sali panował tego dnia gwar, uczniowie rozmawiali dosyć głośno, nawet nauczyciele wymieniali głośniejsze opinie i dyskutowali. Lynx weszła do Sali, kiedy większość uczniów miała już nałożone coś na talerze. Była wyjątkowo głodna, dlatego przez całą drogę do stołu i miejsca, które zazwyczaj zajmuje, strasznie burczało jej w brzuchu, co zajęło jej większość myśli. Po zajęciu miejscu podniosła głowę, aby spojrzeć prosto w oczy Kraszewskiego, następnie odwróciła głowę w stronę drzwi Wielkiej Sali, które zostały zamknięte po tym jak wszedł Eric. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i kiwnęła głową. Ugryzła kawałek bułki, aby częściowo zaspokoić głód. Odsunęła się od stołu. Wstała i ruszyła prosto w wyznaczone przez siebie wcześniej miejsce – obok mównicy. Spokojnie przyglądała się jak śmierciożercy łapią właściwe osoby za szaty, aby wstały, a gdy już to zrobią, pchają ich prosto w stronę Lynx. Po krótkiej chwili wszyscy sprawcy stali przy niej z wysoko podniesionymi głowami. Zapadła cisza.

- Kilka dni temu grupa tych uczniów zaatakowała mnie.- Rozpoczęła spokojnie. Wszyscy uczniowie i nauczyciele wbili w nią wzrok.- Był to dość przemyślany atak....- Kontynuowała równie spokojnie.- Nie miałam zupełnie szansy na obronę, bez mrugnięcia okiem mogliby mnie zabić.- Nawet nie wie kiedy zaczęła wędrować tam i z powrotem. Zatrzymała się w pewnym momencie, po czym spojrzała na Willa.- Nienawidzicie Czarnego Pana?- Zapytała dosyć ostro.- Nienawidzicie tego co robi? – Podeszła w stronę grupki sprawców.- Spójrzcie na Siebie! – wyciągnęła z kieszeni szaty różdżkę i wycelowała w ich stronę.- Boicie się? Teraz się boicie?- Uśmiechnęła się lekko.- Proszę bardzo, może pojedynczo jesteście równie odważni, co?- Czekała całą minutę, aż znowu się odezwała. – Musicie wszyscy wiedzieć.- Zwróciła się tym razem do wszystkich na Sali. – Nie lubię się powtarzać, ale chyba jednak muszę...- Burknęła pospiesznie.- Nadeszły nowe czasy, do których musicie się przyzwyczaić. Jeśli myślicie, że stanie się to co w '98 to znaczy, że bunt po buncie dojdziecie do wygranej to bardzo się mylicie. Już nigdy nie będzie tak jak dawniej, a jeśli chcecie przetrwać to nie róbcie niczego pochopnie, bo jesteście za słabi.- Odwróciła się w stronę swoich sprawców.- Według nowego prawa, które zostało zatwierdzone przez najwyższego z najwyższych Czarnego Pana zostajecie... usunięci ze szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.- Powiedziała dosyć spokojnie i wolno.- Od tego dnia nie możecie opuścić granic kraju, tyczy się to również Irene, która znajduje się tutaj z powodu wymiany międzyszkolnej.- Kontynuowała spokojnie.- Od tego również momentu jesteście traktowani jako nieprzyjaciele Czarnego Pana...- wzięła głęboki oddech.- Zostają wam również odebrane różdżki, a jeśli w przyszłości dopuścicie się jakiejkolwiek zbrodni, nawet jeśli byłaby to kradzież zostajecie oficjalnie skazani i zamknięci w Azkabanie.- Schowała swoją różdżkę. Po wygłoszeniu werdyktu wszyscy wstrzymali oddech.- Czarny Pan jest dla czarodziei bardzo litościwy, macie pięć minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy.- Ruszyła z powrotem do miejsca, które zazwyczaj zajmuje.- Eric, zbierz z kolegami różdżki.- Dorzuciła jeszcze i kontynuowała śniadanie z uśmiechem na twarzy. Skazani uczniowie wychodzili jeden po drugim.

Córka śmierciożercówWhere stories live. Discover now