86. Dosyć Kłamstw

118 9 2
                                    

-Musiałeś coś pokręcić, Paulina spędzała święta z Igorem. - odpowiedziała moja siostra.
-Przecież mówiłaś, że idziesz na święta do swojej rodziny. - spojrzał na mnie z wyrzutem szatyn.
-Dobra, dosyć kłamstw. - wypuściłam głośno powietrze - Nie poszłam na święta do żadnego z was, bo nie chciałam się narzucać. U Gabi byłam zbyt wiele razy na wigilii, a za wcześnie jak dla mnie było na święta u dziadków, a tym bardziej u Igora. - spuściłam głowę.
-Więc chcesz powiedzieć, że spędziłaś wigilię sama, w naszym mieszkaniu? - zapytała przejęta Gabi.
-Nie do końca, odwiedziłam mój sierociniec. Ten paragon był za prezenty dla tych wszystkich dzieciaków. - spojrzałam na blondynkę.
-Dlaczego nic nie mówiłaś? Zawsze mogłaś przyjść do nas.
-Właśnie dlatego wam nie powiedziała, nie chciała być przygarniana przez nikogo. - wybronił mnie blondyn.
-Wiedziałeś? - spojrzała na brata.
-Jako jedyny zrozumiał moje stanowisko i to jak się czułam.
-Gdybyś mi powiedziała też bym pewnie zrozumiał. - widziałam, że Igora to gryzie, muszę z nim o tym porozmawiać.
-Ale nie chciałam nikogo zamartwiać, spędziłam te święta najlepiej jak mogłam, wróciłam do swoich korzeni. - złapałam szatyna za rękę, a ten o dziwo jej nie zabrał.
-Chodź tu mała. - przytulił mnie.
-Można powiedzieć, że dla tych dzieciaków byłaś mikołajem. - uśmiechnął się Kacper.
-Zabawne, bo jedna dziewczynka, dla której kupiłam barbie wołała na mnie Pani Mikołaj. - uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtego wieczoru.
-Ciężko było w domu dziecka? - zapytała Kasia.
-Z biegiem czasu mogę śmiało powiedzieć, że nie. Gdyby było tam ciężko, nie wracałabym tam. Moja wychowawczyni przyczyniła się do tego kim teraz jestem. Chociaż jeśli chodzi o święta to były gówniane, przez  chęć uniknięcia faworyzowania, każdy zawsze dostawał to samo. - oparłam głowę o ramię szatyna.
-Czyli? - zapytał Adrian.
-Była to jakaś część garderoby i najtańsze cukierki.

Zmieniliśmy temat na weselszy, czułam się lżej z tym, że wiedzieli. Po  godzinie wyszłam z Igorem zapalić.

-Cieszę się, że podszedłeś do tego tak dorośle i mi zaufałeś. - złapałam go za rękę.
-Nie chcę, by dziecinna zazdrość doprowadzała do kłótni między nami. Ufam ci, tak samo jak ty ufasz mi. - pocałował mnie w czoło.
-Potrafisz być słodki. - uśmiechnęłam się.
-A ty czasami potrafisz być niegrzeczna. - uśmiechnął się półgębkiem.
-Chyba musisz kupić większy samochód. - ciągnęłam dalej ten dirty talk.
-Nie mam nic do zarzuceniu mojemu samochodowi, ale w niektórych sytuacjach przydałoby się w nim więcej miejsca. - przybliżył się do mnie.
-A co jeśli ja miałam na myśli coś innego? - spojrzałam mu w oczy.
-To znaczy? - zmarszczył brwi.
-Powiększenie rodziny. - myślałam, że padnę jak zobaczyłam jego minę - Oczywiście, że nie teraz, mówię o przyszłości jaką z tobą wiąże.
-Nie strasz mnie tak kobieto. - złapał się za serce - Myślałem, że chcesz mi przez to coś powiedzieć.
-Póki co za wcześnie dla nas jak na taki krok, ale kto wie, może za trzy, cztery lata? - zgasiłam używkę.
-Wtedy jak najbardziej, póki co cieszmy się sobą. - pocałował mnie po czym wróciliśmy do środka.

Z Gabi przeliczyłyśmy możliwości naszego mieszkania, musiałyśmy jakoś rozłożyć każdego. Finalnie Adrian spał u Gabi, Kasia i Kacper na kanapie, Dawidowi nadmuchaliśmy materac na przedpokoju, a Pola spała ze mną i Igorem. Z tym materacem śmiechu było co niemiara. Pod koniec naszej posiadówki Adrian, Kacper i Dawid byli w takim stanie, że nie chcieli go nadmuchać, stwierdzili, że nie zezwalają na badania alkomatem i niczego nie będą dmuchali. Koniec końców ja i Igor wytężyliśmy nasze palarskie płuca i nadmuchaliśmy go.

O dziwo obudziłam się jako pierwsza, wyszłam z łóżka tak, aby nie obudzić Igora, który spał po mojej lewej, ani Poli, która spała po prawej. Przez moje zaspanie zapomniałam o materacu z Dawidem, o którego się potknęłam i wylądowałam na blondynie.

-Boże święty! - zerwał się.
-To tylko ja. - wymruczałam twarzą w poduszkę.
-Co cię sprowadza do mojego materaca? - usiadł na nim, a ja dostrzegłam, że jest bez koszulki.

Dalej taki sam suchoklates.

-Jakoś tak zachciało mi się upaść. - usiadłam na podłodze.
-Jaki z ciebie ranny ptaszek. - zaśmiał się.
-Nie taki ranny, jest trzynasta. - przetarłam oczy - Robimy coś do jedzenia?
-Jasne. - chłopak wstał na równe nogi, następnie pomógł mi uczynić to samo.

Na szybko ogarnęliśmy się i chcąc, nie chcąc obudziliśmy Kasię i Kacpra. Pół godziny później śniadanie, a właściwie o tej porze to obiad, było gotowe. W miłej atmosferze zjedliśmy, po czym każdy rozszedł się do domów. Razem z moją współlokatorką posprzątałyśmy, a następnie każda zajęła się sobą. Siedząc w pokoju otrzymałam nietypowy telefon.

Fuck it |ReTo| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz