101. Mam Gruby Temat

95 12 8
                                    

Ta noc jednak nie była spokojna, w środku nocy obudził mnie telefon.

-Halo? - zapytałam zachrypniętym głosem.
-Przepraszam, że cię budzę. - usłyszałam przerażony głos Adriana.
-Co się stało? - usiadłam na łóżku.
-Gabi, zabrali ją. - serce mi stanęło.
-Kto?! Gdzie?! - zerwałam się na równe nogi.
-Policja przyjechała, zabrali ją pod zarzutem morderstwa. - Hruzo, ty kurwo.
-Spotkajmy się na komisariacie. - zakończyłam połączenie.

Nie patrząc na nic ubrałam się w czarne jeansy i tego samego koloru bluzę. Zakładając buty usłyszałam zaspany głos Dawida.

-Dokąd jedziesz o trzeciej nad ranem? - przecierał oczy.
-Twoją siostrę zawinęła policja, chcą jej przyklepać morderstwo. - założyłam buty.
-Jadę z tobą. - pobiegł do pokoju.

Pięć minut później jechaliśmy już w kierunku komisariatu.

-Dobrze, że jesteście. - podszedł do nas Adrian - Dopóki nie odbędzie się przesłuchanie, nie pozwolą nam rozmawiać.

Tego się obawiałam, muszę użyć starego kontaktu i to nie po spotkanie na kawę.

-Muszę zadzwonić. - zaczęłam od nich odchodzić.
-Do kogo? - zignorowałam pytanie blondyna.

Chcąc, nie chcąc musiałam zadzwonić do Cabaj. Obiecałam sobie, że już nigdy nie zadzwonię do niej w takich okolicznościach.

-Dziwną porę wybierasz na picie kawy z koleżanką. - usłyszałam po chwili.
-Niestety nie o kawę chodzi. Mam gruby temat. - wypuściłam głośno powietrze.
-Przyjedź. - rozłączyła się.

To nie sprawa na telefon, lepiej to ogarnąć twarzą w twarz.

-Odwieź Dawida i wracaj do domu, ja to ogarnę. - ruszyłam do auta.
-Mam tak po prostu jechać i iść spać? Podczas, gdy moja narzeczona jest tam zamknięta? - rozumiałam co czuje.
-Adrian, stojąc tu nic nie wskórasz. Idź odpocznij, jutro będą przesłuchania, dam ci znać jak poszło. - wsiadłam do samochodu.

Widziałam ich zdezorientowane miny, chwilę później opuściłam parking.

* * *

-Ty myślisz, że Hruzo wyjebał się o Leo? - wzięła łyka kawy.
-To jest oczywiste, nikogo więcej nie odjebała. - spojrzałam na zegarek, który wskazywał na godzinę czwartą - Ten skurwysyn umie robić zamieszanie nawet siedząc w więzieniu. - westchnęłam.
-Mam podstawić jej tego samego adwokata, co ostatnio? - odłożyła puste kubki do zmywarki.
-Musi jej przekazać, żeby wszystkiego się wypierała. Jakoś wpierdole w to Hruzo. - potarłam pulsującą skroń.
-Jakiś pomysł? - usiadła naprzeciw.
-Potrzebuje jego słabości, czuły punkt.
-Może córka? - przeniosłam zszokowany wzrok na Zuzę.
-Bartek ma córkę? - zapytałam.
-Ma pięć lat, jego laska zaciążyła, zmarła przy porodzie, matka Hruzo się nim zajmuje. - wyjaśniła.
-Masz adres? - widziałam niepokój w jej oczach - Spokojnie, nic jej nie zrobię. - uspokoiłam ją.

* * *

-Powtórz. - przewróciłam oczami na jej słowa.
-Mówiłam to już trzy razy. - przyłożyłam rękę do czoła.
-Lepiej, żebyś była przygotowana. - patrzyła na mnie wyczekująco.
-Jestem Aniela, przyjaciółka Bartka, miałam wziąć Lenkę na widzenie do ojca. - westchnęłam.
-Jak zapyta jaka Aniela? - ponownie zapytała.
-Ta Aniela od Krawieckich, znam się z Bartkiem od podstawówki. - po raz kolejny powtórzyłam kwestie.
-Jak będzie wypytywać? - martwiła się.
-Matka pracuje na stacji benzynowej, ojciec zapił się trzy lata temu, brat studiuje i mieszka z dziewczyną w Wielkiej Brytanii. - pamiętałam to lepiej niż wzór na deltę.
-A co jeśli będzie chciała zadzwonić do Hruzo? - uniósła brew.
-Nie ma dostępu do telefonu, udało mi się wybłagać widzenie z córeczką. - westchnęłam.
-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? To dosyć bestialskie, że mieszasz w to jego córkę. - miała rację.
-On nie miał problemu mieszać w to naszych bliskich, jego brat porwał mi siostrę. - wspomniałam.
-Jego brat, a on sam straszył cię tylko. - zaznaczyła.
-Nie bój żaby, nic jej nie zrobię, po wszystkim zabiorę ją na lody. - zebrałam się do wyjścia.
-Bez przypału! - rzuciła mi na odchodne.

* * *

Zastanawiałam się chwilę czy wyjść z tego samochodu, jednak już jest za późno, by się wycofać. Stanęłam przed domem, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Zadzwoniłam dzwonkiem, nie czekałam długo, bo po chwili moim oczom ukazała się starsza kobieta.

-Dzień dobry. - zaczęłam.
-Dzień dobry, reklamuje coś Pani? - zapytała.
-Nie Pani Elu, nie pamięta mnie Pani? - po jej minie widziałam, że nie wie o czym mówię - Jestem Aniela, przyjaciółka Bartka. - uśmiechnęłam się.
-Jaka Aniela? - idzie dobrze.
-Ta od Krawieckich. - nie musiałam nic dodawać.
-To ty dziecko! - uśmiechnęła się - Ależ wyrosłaś, wchodź.

Weszłam do środka, podążając za kobietą, trafiłam do kuchni.

-Co u rodziców słychać? - zapytała.
-Mama pracuje na stacji, a tata się zapił na śmierć, trzy lata temu. - udałam lekko ponurą.
-Tak mi przykro. - widziałam ten współczujący wyraz twarzy, czuję się jak ostatnia kurwa.
-Cóż, brat studiuje w Wielkiej Brytanii, a ja wybrałam polską uczelnię w Krakowie. - uśmiechnęłam się lekko.
-Dalej z niego taki kobieciarz? - zaśmiała się.
-Nie, znalazł sobie już dziewczynę, są razem od jakiegoś czasu. - uważałam na to co mówię, by nie wpaść.
-To dobrze. - zapadła cisza - Bartka niestety nie ma, jest. - przerwałam jej.
-W więzieniu, wiem. - ponownie cisza.
-Więc co cię sprowadza? - zmarszczyła brwi.
-Chodzi o to, że zależy mu na zobaczeniu córki. Ponieważ mój wujek ma znajomości, udało mi się załatwić im widzenie. - trochę dodałam do historii, na poczekaniu.
-Bartek chce zobaczyć Lenkę? - uśmiechnęła się, a ja czułam jak serce mi pęka.
-Oczywiście, bardzo za nią tęskni, poprosił mnie o to. Sam niestety nie ma dostępu do telefonu, nawet listu mu nie pozwolą wysłać. - zacisnęłam usta w wąską kreskę.
-Może pojadę z wami? - zapytała z nadzieją w oczach.
-Niestety to niemożliwe, jako warunek zobaczenia córki, postawiono, że to ja mam być jej opiekunem, nikt więcej. - widziałam jak jej wyraz jej twarzy się zmienia, moje serce już nie wytrzymuje.
-No dobrze, a czy mogłabyś mu coś przekazać? - zapytała.
-Niestety, nie mogę dać mu nic z zewnątrz. - odpowiedziałam spokojnie.
-Nie chodzi o rzecz, chciałabym, żebyś mu przekazała, że bardzo go kocham i wybaczam mu wszystko co zrobił. - poczułam jak łzy zaczynają się zbierać w moich oczach.
-Oczywiście Pani Elu, cudowna z Pani kobieta. - nie mogłam się powstrzymać i delikatnie objęłam ją.
-Zawołam Lenkę. - uśmiechnęła się, po czym zniknęła w korytarzu.

Już nie nadaje się do takiej roboty, mam za miękkie serce, chociaż, kto by w takiej sytuacji miałby serce z kamienia?

-Lenka, to jest Aniela, zawiezie cię do taty. - starsza kobieta wprowadziła dziewczynkę.
-Cześć malutka. - uśmiechnęłam się - Odwiozę ją całą i zdrową za dwie godzinki. - zapewniłam staruszkę.
-Dobrze, pamiętaj, żeby przekazać to mojemu synowi. - przypomniała.
-Przekażę mu to. - opuściłam jej dom.

Czułam się okropnie, właśnie wykorzystuje dziecko do własnych interesów.

Fuck it |ReTo| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz