18. Więzy rodzinne

205 12 2
                                    

Zadzwonił dzwonek kończącą kolejną nudną lekcję. Draco leniwie posprzątał swoje rzeczy z ławki i wyszedł z sali. Od razu zauważył zamieszanie przy schodach. Draco zrobił się bardziej blady niż zwykle. Mimo to, że miał czas do końca dnia podejrzewał, że Pucey wykona szybciej to zadanie, żeby samemu nie umrzeć.

Bojąc się tego co zobaczy zaczął przepychać się przez uczniów, aż zobaczył co spowodowało to zamieszanie, a raczej kto. Przez chwilę zapomniał jak się oddycha obserwując gryfonkę nie dającą żadnych oznak życia. Draco wpatrzył się w jej klatkę piersiową chcąc stwierdzić czy oddycha, ale nie potrafił się na tym skupić. Przeniósł wzrok na jej twarz, z nosa leciała jej krew. Bał się tego, że Pucey'owi udało się wykonać zadanie od czarnego pana.

Rozejrzał się po uczniach, ale wśród nich go nie znalazł. Wiedział, że tu był. Na pewno czekał na moment kiedy ktoś stwierdzi, że Granger jest nie do odratowania. On by tak zrobił. Musiałby mieć pewność, że Granger nie żyje, żeby poinformować o tym Czarnego Pana.

Znalazł go. Stał na szczycie schodów i obserwował całą sytuację z góry. Draco niewiele się zastanawiając ruszył w jego kierunku. Przyśpieszył, gdy Adrian go zauważył i ruszył w przeciwnym kierunku. Gdy dotarł na szczyt schodów, Pucey'a już nigdzie nie było. Jedna łza spłynęła mu po policzku kiedy odwrócił się, żeby jeszcze raz spojrzeć na Granger. Bał się tego, że ktoś potwierdzi jego obawy.

Przeniósł wzrok na Potter'a, który właśnie przecisnął się przez tłum uczniów. Wyglądał na zaskoczonego widokiem przyjaciółki, ale nie padł na podłogę obok niej. Nawet się nie rozpłakał. Zaczął jedynie się rozglądać. Ich spojrzenia się spotkały. Gdyby wzrok umiał zabijać to Draco już leżałby martwy. Ślizgon postanowił zejść mu z drogi.

Draco nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Złapał się na tym, że chciał iść do Skrzydła Szpitalnego, ale w ostatniej chwili się zatrzymał. I co miałby tam robić? Musiał szybko ochłonąć. Wszedł do łazienki na trzecim piętrze i oparł się o umywalkę. I wtedy pozwolił sobie na pełny upust swoim emocjom. Łzy same spływały mu po policzkach. Był skończony. Był już martwy. Pozostało jedynie się modlić o to, żeby matce udało się uciec.

- Wiem co zrobiłeś Hermionie.

Nawet się nie wzdrygnął kiedy usłyszał za sobą znienawidzony głos Pottera. Czy warto było się bronić? Uwierzyłby mu, gdyby powiedział kto naprawdę zrobił jej krzywdę. Nie... Nie miałby powodu mu uwierzyć i nawet się tym nie zdziwił. On sam by nie uwierzył w ani jedno zdanie Pottera.

- Czemu miałbym robić krzywdę tak bardzo pospolitej szlamie jaką jest Granger? – wycedził wściekły podnosząc głowę i obserwując Pottera w lustrze. Zauważył, że trzyma różdżkę w dłoni. Również zacisnął mocniej palce na swojej. Przeczuwał, że Potter ot tak stąd nie wyjdzie, a on nie zamierza poddać się bez walki.

- Bo chcesz ją zabić, Malfoy – odpowiedział tak spokojnie jakby to była najlogiczniejsza rzecz. Draco nawet nie próbował się zastanawiać skąd mógł o tym wiedzieć. Zamierzał się bronić, a najlepiej to zrobi w jeden sposób. Przy pojedynku.

Odwrócił się i bez chwili wahania rzucił najbardziej popularne zaklęcie jakie znał. Ku jego zdziwieniu, Potter zdążył się uchylić przed drętwotą, a sam umknął za toaletę kiedy rzucił Expelliarmus. Ku jeszcze nieszczęściu, Potter też się bardzo dobrze pojedynkował. Ponoć dzięki temu zaklęciu udało mu się wtedy uciec przed Voldemortem.

W ostatniej chwili uskoczył kiedy Potter zaskoczył go kolejnym zaklęciem. Wychylił się i już miał rzucić w jego kierunku zaklęcie, ale on zrobił to szybciej, a zaklęcie, które wypowiedział słyszał pierwszy raz w życiu. Siła zaklęcia odrzuciła go pod umywalkę. Przez chwilę miał wrażenie jakby nic mu nie było, ale kilka sekund później musiał mocno zacisnąć zęby, żeby nie krzyknąć kiedy niewidzialne ostrza zaczęły nacinać jego ciało, a on coraz bardziej się wykrwawiał. Z jego ust wydobył się cichy jęk kiedy skóra została nacięta w pobliżu szyi.

Felix Felicis | DramioneWhere stories live. Discover now