2. Ulica Pokątna

179 13 2
                                    

Minął kolejny tydzień, a Hermiona uznała, że czas najwyższy iść na ulicę Pokątną. Na półce zostały tylko cztery, małe fiolki z eliksirem wielosokowym. To zdecydowanie za mało na ich misję w Ministerstwie Magii. Na pewno im to nie zajmie godziny... Samo znalezienie Umbridge mogło tyle potrwać, jak nie więcej. Brała pod uwagę najgorsze scenariusze.

- Naprawdę to konieczne? – zapytał Harry, a gdy kiwnęła głową, westchnął. – Daj mi listę. Sam pójdę po te cholerne składniki.

Hermiona parsknęła śmiechem.

- Kiedy pojawisz się na Pokątnej, od razu włączy się alarm. Nawet jak będziesz pod wpływem eliksiru wielosokowego. Na mnie nie nałożyli alarmu, Harry.

- To niebezpieczne, Miona – wtrącił się Ron, który wcześniej tylko przysłuchiwał się ich wymianie zdań.

- Wejdę tylko do apteki.

- Aż do apteki, Miona... A jeśli zorientują się do czego są potrzebne te składniki?

- Sądzisz, że są one potrzebne tylko do wielosokowego?

- Między innymi tak. Mogą coś podejrzewać...

- Harry – przerwała mu ostro. – Bez tych składników nie zrobię kolejnego etapu, a potrzebujemy tego eliksiru, żeby dostać się do Ministerstwa Magii – dokończyła i wstała od stołu. Wzięła fiolkę eliksiru z włosem przypadkowej mugolki i wypiła wszystko za pierwszym razem. Przymknęła oczy chcąc powstrzymać odruch wymiotny i skierowała się do drzwi.

- Miona, zastanów się...

- Do zobaczenia za godzinę – i wyszła już pod postacią nastoletniej czarnowłosej dziewczyny. Teleportowała się od razu kiedy poczuła powiew świeżego powietrza.

Ulica Pokątna była cieniem. Kiedyś tętniło tu życie. Były zabawy, śmiechy, dzieci biegające wokół stoisk. A teraz? Większość lokali stało opuszczonych i splądrowanych przez szmalcowników. Miała ochotę się popłakać. Nie tak zapamiętała to miejsce. Nadal doskonale pamięta swoją pierwszą wizytę na ulicy Pokątnej kiedy nie mogła nacieszyć się tym miejscem. Moment kiedy weszła do sklepu Ollivandera, żeby wybrać swoją pierwszą różdżkę... zostanie już z nią na zawsze. Teraz ten sklep był ruiną...

Otarła jedną łzę z policzka i wzięła głęboki wdech. Była tu w innym celu i właśnie traciła cenny czas na sentymenty. Weszła do apteki i bez słowa podeszła do lady. Położyła listę potrzebnych składników, a czekanie na aptekarza wydawało się wiecznością. Nerwowo spojrzała na zegarek i poczuła ulgę kiedy w końcu starszy czarodziej się pojawił. Bez słowa spojrzał na nią, a następnie na listę. Miała już poprosić go o pośpiech, ale odpowiednio szybko ugryzła się w język. Aptekarz na szczęście ruszył na zaplecze w poszukiwaniu składników. Minął kwadrans, a jego nadal nie było. Hermiona już wiedziała jedno. Została zdemaskowana.

- Proszę pana? – zapytała niepewnie zaglądając na magazyn. Był pusty. Spojrzała na zegarek. Zostało jej około dwudziestu minut. To zdecydowanie za mało na samotne szukanie składników, ale postanowiła spróbować. Musiała za wszelką cenę dokończyć ten eliksir.

Kilka łez spłynęło jej po policzku kiedy eliksir przestał działać i wróciła do swojej postaci, a ona nie znalazła jeszcze jednego składnika. W tej chwili żałowała, że nie wzięła drugiej fiolki z eliksirem. Zamarła kiedy drzwi do apteki się otworzyły i kroki od razu skierowały się w stronę magazynu. Nie potrzebowała dużo czasu, żeby się domyślić, że nie byli klientami. Doskonale wiedzieli, że ktoś tam jest, a ona właśnie wpadła w pułapkę.

Sięgnęła do torebki po proszek natychmiastowej ciemności i poczekała jak wejdą do środka. Rzuciła go w powietrze i biegiem ruszyła do wyjścia nim ciemność całkowicie ogarnęła pomieszczenie.

Felix Felicis | DramioneWhere stories live. Discover now