Prolog

95 7 5
                                    

9 miesięcy później

- Nie teraz - warknął zdenerwowany Harry sprzątając dokumenty z biurka. Był już i tak spóźniony, a wszystko na to wskazywało, że jeśli za pięć minut nie wyjdzie z Ministerstwa to Luna pójdzie do szpitala bez niego. Znając ją? Na pewno tak zrobi. Może wyglądała na aniołka, ale naprawdę potrafiła postawić na swoim. Szczególnie kiedy planowali ich wspólny ślub. On tylko był od przytakiwania jej pomysłom.

- Nie mam czasu... - przerwał, kiedy zobaczył kto właśnie wszedł do jego gabinetu. - Co tu robisz, Malfoy? Śpieszy mi się.

- Kiedy Granger urodziła?

- Skąd wiesz, że... Ah tak, Zabini. Pracuje w Mungu. Ginny wspominała, że na jej prośbę ma ją na oku i jak widzę nie tylko na jej prośbę - dodał smętnie kontynuując układanie dokumentów.

- Kiedy Granger urodziła? - powtórzył pytanie wyraźnie zirytowany.

- Zapytaj Zabiniego.

- Pytam Ciebie!

- Godzinę temu! Czy to naprawdę aż tak mocno Cię interesuje?! I tak jej nie odwiedzisz, więc sobie odpuść, Malfoy!

- Interesuje, bo od godziny mam to - warknął w odpowiedzi podciągając rękaw od koszuli pokazując mu mroczny znak, który zyskał kolory. Po raz pierwszy od dziewięciu miesięcy.

- Na Godryka, sądzisz, że jest to powiązane z narodzinami jego córki?

- Nie wiem, ale wiem na pewno, że gdy gazety dowiedzą się o mrocznym znaku i dziecku Granger to prędzej czy później połączą kropki. Więc zrób wszystko, żeby Granger na tym wszystkim nie ucierpiała - warknął nieprzyjemnie i wyszedł z jego gabinetu.

Harry opadł ponownie na krzesło przed biurkiem zastanawiając się jak to wszystko ma powiedzieć Hermionie. Oboje sądzili, że gdy tylko urodzi się dziecko... wszystko wróci do normy, ale najwidoczniej tak nie było.

- Halo? - jakby automatycznie odebrał telefon.

- Gdzie jesteś?! Już od pół godziny powinnyśmy być u Hermiony - wzdrygnął się jak usłyszał spokojny głos swojej narzeczonej.

- Już wchodzę do kominka. Za chwilę będę - i pozostawił bałagan w gabinecie wiedząc, że daleko mu nie ucieknie. Przyjaciółka była ważniejsza.

***

Harry obserwował jak Luna czule żegna się z przyjaciółką i z jej nowo narodzoną córką. Coś go ukłuło w sercu widząc szeroki uśmiech na twarzy Hermiony. Może nie chciała tego dziecka, ale już patrzyła na nie z miłością. Obiecał, że zrobi wszystko co w jego mocy, żeby pomóc jej w wychowaniu. Jeszcze miesiąc wcześniej rozmawiali o tym, że wystarczy jak urodzi i wieczysta przysięga przestanie ją obowiązywać. Urodziła, więc mogli już ją oddać chociażby do sierocińca, ale..., ale widząc z jaką miłością patrzyła teraz na to dziecko wiedział, że nie odda jej i sama podejmie się trudu macierzyństwa.

- Poczekasz na mnie w samochodzie albo w domu, jeśli jesteś zmęczona... Porozmawiam z moją najlepszą przyjaciółką - wyszeptał do narzeczonej, kiedy mijała go kierując się w stronę drzwi.

- Widzimy się w domu - odpowiedziała z uśmiechem całując go w policzek i zostawiła ich samych. Harry westchnął i podszedł do łóżka szpitalnego, na którym siedziała Hermiona z córką.

- Ma Twoje oczy - wypalił nagle i szczerze.

- Bałam się tego dnia. Bałam się, że gdy tylko ją zobaczę to ujrzę odbicie Voldemorta, ale..., ale ona jest piękna - zaczęła mówić nie odrywając wzroku od córki. - Złożyłam wieczystą przysięgę, że muszę urodzić to dziecko i to zrobiłam, druga część przysięgi dotyczyła imienia. Też ją wypełnię i już nie będzie mi groziło, ale możliwe, że byłam już wolna od tej przysięgi w momencie jego śmierci...

- Nie pozwoliłbym Ci zaryzykować. Nie byliśmy stuprocentowo pewni tego czy wieczysta przysięga wtedy wygasa czy nie...

- Ale prawie...

- Ale nie stuprocentowo - przerwał jej stanowczo, a Hermiona jedynie kiwnęła głową. - Czyli będzie to Delphini, tak?

Hermiona otarła łzy z policzków.

- Niestety tak. Delphini Hermiona Granger, ale będę na nią wołać Elfi.

- Elfi... Podoba mi się - dodał chcąc ją pocieszyć, ale gdyby to był chłopczyk byliby już na przegranej pozycji, bo musiałaby go nazwać Tom, które nie cieszyło się szczególną popularnością nawet po śmierci Voldemorta.

- Dzisiaj był u mnie Malfoy...

- I co u niego? - zapytała z nadzieją.

- Nie wiem, Miona. Był u mnie w jednym celu. Kiedy ty rodziłaś córkę Voldemorta, u niego odnowił się mroczny znak. Dokładnie w tym samym czasie. To nie może być przypadek, Miona. Jeśli u niego, to u reszty Śmierciożerców również.

- Nikt nie może się o tym dowiedzieć, Harry. Elfi byłaby w niebezpieczeństwie, a ja pomimo wszystko obiecałam, że będę ją chronić. Pomimo wszystko, jest moją córką i postaram się ją wychować najlepiej jak potrafię.

- Pomożemy Ci.

- Wiem o tym, Harry. Dziękuję. A wiesz może czy Ron zechce mnie odwiedzić?

Harry pokręcił przecząco głową.

- Nadal sądzi, że to dziecko Malfoya i widzę, że nie próbowałaś go nawet wyprowadzić z błędu. Przyjdzie później, kiedy już to wszystko przetrawi.

- Lepiej, żeby sądził, że to dziecko Dracona niż znał prawdę, Harry. Znasz Rona. W przypływie gniewu jest zdolny do wszystkiego. Mógłby się nawet wygadać, a tego nie chcę.

- Wiem, Miona. Pójdę już, a ty odpoczywaj. Powinnaś się zdrzemnąć, kiedy i ona śpi - i wziął Elfi na ręce, kiedy przyjaciółka kiwnęła głową. Delikatnie odłożył dziecko do kołyski przy łóżku i krótko się jej przyjrzał. Nie wyglądała na córkę najokrutniejszego czarodzieja w historii magii i miał nadzieję, że tak już zostanie.


______ 

Hejka, 

i jak wrażenia po prologu? Rozdział pierwszy udostępnię jeszcze dzisiaj wieczorem albo jutro <3 

Felix Felicis | DramioneWhere stories live. Discover now