Rozdział 32

95 6 2
                                    

Odkąd krew zaczęła mi lecieć to czwórka moich braci przy mnie była, brakowało tu tylko Vincenta ale on pracował i o niczym nie wiedział. Co jakiś czas robiło mi się tak słabo, że wtedy myślałam, że zaraz zemdleje i prawie tak było ale moi bracia mi nie pozwalali zasnąć bo pewnie bali się, że się już nie obudzę.
- Nie przestaje lecieć.- powiedział nie wiedząc co robić.
- Spokojnie.- Will starał się mnie uspokoić
- Zaraz przestanie.- powiedział Dylan
- Leci coraz bardziej, a mi jest coraz bardziej słabo.
- Nie myśl o tym.- powiedział Shane. Tony w tym czasie zadzwonił do lekarza.
- Dylan idź po zimny okład na szyję i zmocz chusteczkę na czoło.- zarządził Tony po rozmowie z lekarzem.- Shane trzymaj Hailie za skrzydełka nosa. Lekarz mówi, że Hailie musi mieć prawdopodobnie słaby organizm i możliwe, że ma krzepnięcie krwi.
- Musimy jechać do szpitala albo chociaż powiadomić Vincenta.
- Nie chce jechać do szpitala już dużo razy tam byłam nie chce kolejny raz.
- Wiemy to malutka ale to dla twojego dobra.
- Nie musimy jechać do szpitala.
- Czemu nie?
- Lekarz jedzie tutaj.
- To powiedzmy Vincentowi.
- Dobra. Shane idź po niego.
- Idę.- powiedział Shane i od razu pobiegł do Vince'a. Kiedy wrócił, Vince przyszedł z nim.
- Czemu mi od razu nie powiedzieliście?- zapytał Vince, kucając przy mnie.- Jak się czujesz Hailie?
- Słabo mi, a krew cały czas leci i nie przestaje.

Rodzina Monet- AmnezjaWhere stories live. Discover now