Rozdział 5

27.1K 924 41
                                    

(P) - poprawiony

Kiedy po naszej rozmowie, weszłam do swojego pokoju, od razu zabrałam się za szukanie paczki papierosów, które zabrałam ze sobą w razie gdyby były mi potrzebne od zaraz. Nie byłam nałogowym palaczem, można powiedzieć, że prawie to rzuciłam, ale kiedy w moim ciele zbierał się stres to po prostu musiałam zapalić. 

 - Och Josh, dlaczego mi je wyciągnąłeś - powiedziałam, powoli tracąc cierpliwość. 

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że kiedy chłopak poprosił mnie o to abym udostępniła mu na chwile swoją torbę to prawdopodobnie właśnie wtedy zabrał mi moje papierosy. 

- Emily...- W pewnym momencie do pokoju wszedł Calum bez pukania.

- Nikt nie nauczył ciebie pukać? Wyjdź z mojego pokoju! Mam dość rozmów z wami. Wiesz gdzie są drzwi. - Zamiast wyjść, chłopak wszedł w głąb pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.

- Możemy porozmawiać? - zapytał, jak gdyby nigdy nic.

- Nie Cal, nie możemy. Chyba, że palisz - powiedziałam wymownie.

- Nie, nie pale, ale to nie znaczy, że nie mam fajek. Poczekaj na balkonie - powiedział tylko, a już po chwili nie było go w pokoju. 

Chwile później, kiedy stałam już na dworze, chłopak dołączył do mnie wręczając mi papierosa i po chwili odpalając mi go.

- Dzięki - odpowiedziałam, zaciągając się. 

- Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Wiesz, rozmowa. Ja po prostu sądziłem, wszyscy sądzili, że skoro chcesz dać nam, a szczególnie Ash'owi szanse, to to znaczy, że już nam...No nie wiem, wybaczyłaś? - Westchnął, przyglądając się moim poczynieniom. - Zmieniłaś się i muszę przyznać, że na lepsze. Nie dajesz sobą pomiatać. Pokazujesz, jak silna jesteś i mam nadzieje, że jest tak i w środku, a nie tylko na zewnątrz. Wierze w ciebie i czuje, że jeszcze nam wszystkim pokażesz, na co cię stać. 

- Przestań - poprosiłam. - Nie chce tego słuchać. Chce żebyście wszyscy mi pokazali, że wam zależy. Słowa to nie czyny, a wole to drugie, bo jedno można mówić, ale drugie robić. Możesz mnie zostawić samą? Chciałabym trochę ochłonąć. - Chłopak mimo słów, które mu powiedziałam, chciał jeszcze coś od sobie dodać, ale kiedy nawet na niego nie spojrzałam, zrezygnował z tego. 

Po chwili zostałam sama, więc po szybkim namyśle, doszłam do wniosku, że potrzebuje świeżego powietrza, a tym bardziej spaceru. Wchodząc do pokoju, szybko wybrałam strój i mimo późnej godziny, i tak postanowiłam wyjść z domu.

Przebrałam się w kremowy sweter o rękawie trzy czwarte i do tego założyłam obcisłe leginsy. Do tego dobrałam bransoletkę, którą dostałam od Josh'a na swoje urodziny, które wyprawiałam po raz pierwszy po wyprowadzce. Może dla innych nie wyglądała ona zbyt szczególnie, ale dla mnie właśnie taka była. Zakrywała ona prawie cały nadgarstek. Złożona była z małych kryształków, nie jeden był większy od drugiego. Była w niektórych miejscach pokryta srebrem, ale i też białym złotem.

Mimo późnej, a może nawet i rannej godziny, potrzebowałam się przejść oraz zaczerpnąć świeżego powietrza. Za oknem było jeszcze pochmurnie i ciemno, ale nie bałam się, ponieważ wiele swojego czasu w Londynie spędzałam na siłowni i na treningach, co w razie niebezpieczeństwa jest w stanie mi pomóc się obronić. 

Schodząc na dół i przechodząc obok kuchni, wszyscy chłopcy siedzieli przy stole, a kiedy Ashton mnie zauważył, od razu się do mnie odezwał.

- Jest późno, nie powinnaś nigdzie wychodzić - zignorowałam jego słowa i po prostu wyszłam z domu. Nie miałam żadnej ochoty na rozmowę z nim.

Po ponad godzinie, a może i nawet dłużej. Wróciłam do domu, w którym nic się nie zmieniło. Chłopcy nadal znajdowali się w tym samym pomieszczeniu. Jeden z chłopaków, który mnie zauważył od razu zwrócił się do mojego brata, a wtedy on wstał szybko i podszedł do mnie, tuląc mnie do siebie.

- Martwiłem się o ciebie - powiedział lekko zestresowany.

- Tylko mi nie mów, że aż z tego wszystkiego zadzwoniłeś na policje - powiedziałam prześmiewczo. 

- Nie przyjęli by naszego zgłoszenia, bo minęły dwie godziny od twojego wyjścia, a poza tym jesteś pełnoletnia, więc...- wyjaśnił, jakby to było oczywiste. Nie mogłam zaprzeczyć, bo było.

- No widzisz. Już wróciłam. Jestem cała i zdrowa, a co najważniejsze żywa, ale szczerze to teraz marzy mi się sen, bo nie wiem czy wiesz, ale nie spałam od swojego powrotu prawie w ogóle. W sumie to w ogóle - przypomniałam sobie.

- Tak, jasne. Jasne, zdrzemnij się, wyśpij, a jeśli będziesz chciała porozmawiać...- Przerwałam mu wypowiedź. 

- Nie sądzę, a przynajmniej nie teraz, ani w najbliższym tygodniu. Mam nadzieje, że pamiętasz, co powiedziałam, a Calum może przekazał, co mu również przekazałam, bo przecież pewnie mówicie sobie wszystko. - Spojrzałam wymownie na chłopaka, jednak on ani nie przytaknął, ani nie zaprzeczył. 

- Zazwyczaj mówimy sobie wszystko, jeśli jest to coś ważnego, ale jeśli akurat chodzi o ciebie, to twoja osoba w tym wszystkim jest najmniej ważna - powiedział zadowolony z siebie Luke. 

- Jak widać nie wyrosłeś ze swojego debilizmu, ale to nic, bo niezbyt mnie w tej chwili to rusza. Tylko trochę szkoda, bo akurat już tobie nic nie pomoże - powiedziałam z widocznym jadem w głosie. 

- Luke...- ostrzegł go Ashton, zanim chłopak zdążył się odezwać. 

Więcej nie miałam ochoty słuchać, więc w ciszy opuściłam kuchnie i od razu udałam się do swojego pokoju, a tym samym rozbierając się w pokoju, kiedy ujrzałam łóżko, bez chwili zastanowienia się na nim położyłam, od razu zasypiając. 

~*~*~*~*~


Bad girl | ZakończoneWhere stories live. Discover now