Rozdział 65.2

6.3K 247 3
                                    

Unoszę powoli powieki i mrugam, ale mimo wszystko nie potrafię przyzwyczaić się do otoczenia.

- Zasnęłam - cichy szept wydobył się z pod moich warg.

- Zasnęłaś, ale tylko na chwile - ociera do moich uszu zachrypnięty głos.

Podnoszę powoli głowę by przyjrzeć się osobie, która wypowiedziała te słowa.

- Dzień dobry, Josh - szepcze i spoglądam w oczy chłopaka.

- Raczej jeszcze dobry wieczór - uśmiecha się, ale mimo ciemności nie jestem w stanie przyjrzeć się zbyt bardzo jego uśmiechowi.

- Masz racje...ile spała? - zapytałam unosząc się z jego torsu.

- Niecałe dwie godziny, ale to dobrze. Chociaż trochę wypoczęłaś - wyjaśnia.

- Nic mi się nie śniło - mówię zdziwiona.

- Moja osoba działa cuda - stwierdza chłopak, a ja po chwili przyznaje mu racje.

- Powinniśmy porozmawiać - odzywam się po chwili ciszy.

- Wiem - stwierdza i po chwili siada na łóżku tak jak ja.

Spoglądam na jego twarz i przez chwile mu się przyglądam, a lekki uśmiech wkrada mi się na usta.

- Mówiłam ci już, że jesteś przystojny? - pytam, a po chwili się rumienie na dobór moich słów.

- Och, a żeby to raz - odpowiada z zachwytem. - Ale powiem ci, że ty też nie jesteś niczego sobie.

- Przestań - odpowiadam skrępowana.

- To ty zaczęłaś.

- Koniec. Musimy poważnie porozmawiać, nie odciągaj mnie od tej rozmowy.

- Okej, więc kładź się, a ja zacznę mówić.

- Dobrze - zrobiłam to o co poprosił i spojrzałam na niego z dołu. - Ty też się połóż, bo dziwnie mi się na ciebie patrzy - uśmiecham się.

- Niech będzie.

Chłopak zaśmiał się i położył ponownie obok mnie.

- Jesteś gotowa? - pyta już z powagą.

- Jestem - kłamie.

Nie byłam gotowa na tę rozmowę, ale wiem, że czym prędzej się dowiem prawdy, tym będzie mi łatwiej.

- To wydarzyło się rok po twoim przyjeździe do Londynu. Spędzaliśmy razem wieczór, jak zawsze i jak zawsze wracałaś później do internatu. Była niedziela i to był pierwszy raz, kiedy pozwoliłem ci wrócić sam. Nienawidzę siebie za to - przerwałam mu, choć wiem, że nie powinnam.

- Proszę, powiedź, co się wtedy wydarzyło i nie obwiniaj się, bo to nie twoja wina - spojrzałam na niego i złapałam za dłoń.

- Moja wina, Emily. Gdybym wtedy ciebie odprowadził, tak jak zawsze. To nic by się nie wydarzyło. Nic nie musiało się wydarzyć...kiedy uparłaś się, że wracasz sama, pozwoliłem ci. Wtedy nie myślałem o tym, co może się wydarzyć...wyszłaś, kiedy zaczęło się ściemniać. Pogoda wyglądała beznadziejnie, zbierało się na deszcz, a ja mimo wszystko pozwoliłem ci pójść. Nie wiem, jak wszystko się potoczyło, jak opuściłaś mój dom, ale mogę się tego tylko i wyłącznie domyślać. Miałaś do mnie zadzwonić, kiedy będziesz w drodze, niedaleko internatu. Minęło pięć minut od kiedy wyszłaś i nie zadzwoniłaś. Przestraszyłem się. Zacząłem do ciebie dzwonić, ale nie odebrałaś, więc wyszedłem z domu i udałem się do internatu. Cóż ciesze się, że chciałem, jak najszybciej dotrzeć do szkoły i skręciłem w boczną uliczkę. W uliczkę, w którą zabroniłem ci skręcać. Cóż nie pozwalałem ci szlajać się takimi drogami, zwłaszcza w noc. Nie wiem, dlaczego mnie nie posłuchałaś, ale to nie jest teraz ważne. Znalazłem ciebie tam i nie tylko ciebie. Krzyczałaś, płakałaś, kiedy zobaczyłem tego drania, jak...

Bad girl | ZakończoneNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ