Sens

661 115 12
                                    

Coś mnie wzięło na filozoficzne przemyślenia ostatnio. A chuj, może coś sensownego z tego wyjdzie. Temat nie wygląda na zbytnio przyziemny, jednak tę notkę umieszczam tutaj, ponieważ w "o życiu po życiu" chcę podejść do tej kwestii od nieco innej strony.

Ostatnio weszłam na moje stare konto na Facebooku, które leży nieaktywne od półtora roku (tak, Azie ma dwa konta, ale do tego starego się nie przyznaje). Kiedyś udostępniłam tam na tablicy piosenkę, którą teraz macie w mediach. I wiem, że nabijałam się z podobnych zagrań w moim narzekajniku, jednak niezależnie od tego, czy ją znacie, czy nie, chciałabym, żebyście ją odsłuchali. Dlaczego? Bo jest dość... tematyczna.

Gdy sobie o niej przypomniałam, rozpłakałam się. Nie, nie mam z tą piosenką żadnych wzruszających czy smutnych wspomnień, nie byłam też nigdy nieszczęśliwie zakochana w jej wykonawcy ani nic z tych rzeczy. Po prostu uważam, że jest naprawdę piękna i chwytająca za serce. Płaczę przy naprawdę wielu utworach (i to nie tylko muzycznych, a ogólnie wytworach sztuki), które uważam za piękne, mimo że przy niektórych z nich większość ludzi puknęłaby się w głowę, nie wierząc, że da się przy nich płakać. Dlaczego więc dzisiaj tak bardzo skupiam się na tej jednej piosence? Ze względu na jej tekst, który, jak zapewne zauważyliście, składa się z ośmiu powtarzających się wersów. Od jej odnalezienia przesłuchałam ją już z milion razy i nadal przy każdym odtworzeniu szklą mi się oczy.

Większość z Was przepełzła tu z mojego narzekajnika, który, nie oszukujmy się, nabija mi fejm i dzięki któremu mam całkiem spory odbiór (ech, dlaczego moje opowiadania mimo tego nie są czytane?), więc prawdopodobnie wiecie, że muzyka jest dość sporą i istotną częścią mojego życia, a mój bas, Steve, jest jedyną osobą, z którą mogę utrzymywać jakieś romantyczne relacje. Mojemu chłopakowi to się bardzo nie podobało i był zwyczajnie zazdrosny o to, że muzyce poświęcam więcej uwagi niż jemu i wiele razy stawiał mnie przed wyborem: on albo muzyka. Cóż, to, że już z nim nie jestem, chyba wyjaśnia, do czego takie ultimatum doprowadziło. Znowu: dlaczego o tym piszę? Ponieważ podczas jednej z kłótni uraczyłam go tekstem "muzyka jest tylko jedna, a ludzi siedem miliardów". Może i brzmi chamsko, ale nawet gdy patrzę na te słowa z dystansu, bez żadnych emocji, po dłuższym czasie, dochodzę do wniosku, że to była chyba jedna z mądrzejszych myśli, jakie kiedykolwiek wyplułam i dzisiaj również mogłabym się pod nią podpisać. 

To nie jest tak, że piszę tu o muzyce i tylko do muzyki się to odnosi. To jest przesłanie raczej uniwersalne, dotyczące u każdego jakiejś innej dziedziny. Moim konikiem jest właśnie muzyka i dlatego właśnie na niej się koncentruję, jednak u kogoś innego może to być, nie wiem, malowanie, sklejanie modeli samolotów czy cosplay. Jakie przesłanie ma więc płynąć z tego wpisu? Cóż... każdy z nas ma coś (lub dopiero w przyszłości to odkryje), co napędza go do działania, coś, dla czego chce mu się wstawać rano i co najzwyczajniej w świecie kocha, co jest dla niego sensem życia. Gdy już to odkryjemy, trzeba jednak bardzo uważać, żeby nie zgubić tego po drodze, a niestety bardzo wiele osób to robi - ugina się pod zewnętrzną presją i wyrzuca to swoje paliwo do śmietnika, przez co później możemy oglądać tych wszystkich ponurych, zrzędliwych ludzi, których jedynym zajęciem jest skakanie po kanałach w telewizji bez jakiegoś większego celu, którzy nie mają absolutnie żadnych pasji, zainteresowań, nic ich nie kręci, a zapytani o cel wszystkiego, co teraz robią, odpowiedzą beznamiętnie "emerytura". Należy więc pamiętać o tej ważnej rzeczy: to, co kochamy, jest tylko jedno w całym Wszechświecie, a ludzi jest siedem miliardów i stale przybywa. Jeśli więc komuś nie podoba się to, co jest dla nas ważne, to znak, że trzeba go wymienić na kogoś innego, bo człowieka, w przeciwieństwie do sensu życia, bardzo łatwo zastąpić.

Oczami Azie: o życiuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz