Szczęśliwego Nowego... co?

256 41 15
                                    

Witajcie ponownie w moich skromnych progach, drogie kalafiorki, gdyż nadszedł czas na pierwszą rozkminę w narzekajniku opublikowaną w latach dwudziestych! *fanfary* Ale ten czas zap...

Standardowo, jak co roku przed Sylwestrem, pojawiła się dyskusja o fajerwerkach (SPOILER ALERT: nie będzie o pieskach. Znaczy, coś tam będzie, ale nie na tym chcę się koncentrować).

W wakacje podjęłam pracę w firmie ochroniarskiej.

W mojej rodzinnej okolicy co roku w lipcu jest organizowany festyn, coś na kształt dożynek.

I tak, te trzy informacje są ze sobą jak najbardziej powiązane.

Zacznijmy jednak od piesków, bo co to za rozmowy o Nowym Roku bez wspomnienia o pieskach, poza tym pieski są kochane, więc dobrze jest zacząć rok właśnie od nich. Ludzie cały czas podnoszą temat strzelania, ponieważ psy się boją. Istnieje wiele preparatów dostępnych u weterynarza, które mają działanie uspokajające i jeśli zwierzę się boi, warto zainwestować trochę kasy, żeby ulżyć mu w stresie i przede wszystkim podczas Sylwestra nie zostawiać go samego ani swoim zachowaniem nie potęgować jego strachu. Tak, wiem, podchodzę do tego zimno (mimo że sama mam koty, które też za hukami nie przepadają), bo, uwaga: fajerwerków się nie pozbędziemy. Nawet jeśli zostaną zdelegalizowane całkowicie, będzie można dostać je nielegalną drogą, a domorośli chemicy mogą podejmować się konstruowania petard-samoróbek. Ludzie po prostu chcą tych sztucznych ogni i chociaż sama nie jestem zwolenniczką strzelania, jestem w stanie to zrozumieć, bo efekt jest po prostu miły dla oka, a siłą się nikomu poglądów nie zmieni.

No właśnie... siłą?

Razem z Nike zastanawiałam się dzisiaj nad tym tematem i doszłyśmy do wniosku, że tak naprawdę osoby krzyczące o tym, by nie strzelać, niespecjalnie popierają czynami swoje poglądy (a nie, wróć, możemy uznać niekupowanie fajerwerków za jakiś rodzaj ich manifestacji, ale to raczej niewiele). Tak naprawdę w najgorszej sytuacji są zwierzęta dzikie oraz żyjące na ulicy i w schroniskach. Dzikim pomóc się nie da, to jest zwyczajnie niewykonalne. Ulicznym włóczęgom można natomiast wystawiać prowizoryczne schronienia, żeby choć trochę rzadziej wbiegały w panice na drogę i nie kończyły pod kołami samochodów – niewiele, ale zawsze coś. Najwięcej można zrobić w kwestii schronisk. A gdyby zorganizować zbiórkę pieniędzy na leki uspokajające dla przebywających tam zwierząt? „Kup jedną paczkę fajerwerków mniej, a zaoszczędzoną kasę wydaj na schronisko" czy nawet – choć to by wymagało ruchu ze strony producentów i sprzedawców – podwyższyć odrobinę ceny fajerwerków, by jakiś procent ze sprzedaży szedł właśnie na ten cel. Oczywiście nie łudziłabym się nawet, że absolutnie dla wszystkich zwierzaków wystarczy ani że całkowicie im to pomoże, jednak zawsze można w ten sposób choć odrobinę zmniejszyć stres choć części z nich i odjąć nieco pracy wolontariuszom, dla których okres świąteczno-noworoczny jest zdecydowanie najgorszy. A jedna tabletka takiego preparatu to koszt 2-4 zł, więc to też nie jest wielka fortuna, natomiast byłaby to zdecydowanie wielka pomoc dla schronisk, którym często brakuje nawet jedzenia.

Ale, jak pisałam wcześniej, pieski to nie jest temat, na którym chcę się tu koncentrować.

Przejdźmy teraz do wspomnianych wcześniej dożynek. Chyba każdy wie, jak takowe wyglądają – wszyscy, którzy jeszcze nie śpią pijani w krzakach, podrygują do dźwięków disco polo, skubiąc astronomicznie drogie jedzenie z pobliskich stoisk, ewentualnie siedzą przy stolikach i sączą wątpliwej jakości piwo. Kilka lat temu, nie pamiętam już, ile, moje okolice nawiedziła olbrzymia susza, której apogeum przypadło mniej więcej właśnie na czas tego festynu. Pijani jak szpadle mieszkańcy wpadli w środku nocy na genialny pomysł, że puszczą lampiony... i wszystko spoko, tylko że w swoim osnutym alkoholowymi oparami entuzjazmie zapomnieli o tym, że są w parku pełnym wysuszonych na wiór drzew, z którego wypadałoby najpierw wyjść. Nie wyszli. A cała lokalna ekipa Ochotniczej Straży Pożarnej już spała w krzakach.

W ochronie robię od sierpnia i siedzę tam do dzisiaj. Postanowiłam, że w Sylwestra wezmę sobie jakieś zlecenie (don't judge me, za pracę tego dnia była ładna stawka) i wywieźli mnie na imprezę sylwestrową do jednego z zachodniopomorskich miast. Okolica miała... średnią sławę, no ale dobra, ktoś tego pilnować musi, żeby zminimalizować ryzyko pojawienia się ofiar śmiertelnych. Stałam na bramce, każdego przeszukiwaliśmy bardzo konkretnie, właśnie ze względu na okolicę maczetami i Amareną płynącą oraz na sam fakt, że to dość niebezpieczna impreza, jednak to, co się działo po drugiej stronie barierek, poza terenem, to już nie nasza działka. Przed rozpoczęciem, jak to zwykle bywa tego dnia, po ulicach chodziły jakieś dzieciaki i wespół z Drużyną Ławeczkowych Filozofów herbu Soplica Wiśniowa rzucały jakimiś strzelającymi popierdółkami wokół – nic nadzwyczajnego. Tyle że zdarzyło im się rzucić również petardę przed jadący samochód, która wybuchła mu dosłownie tuż przed maską, zaś podczas samej imprezy w pobliżu „mojej" bramki dwa razy wybuchło coś wśród tłumu, z czego raz jakiś metr ode mnie.

Do czego zmierzam? Uważam, że fajerwerki nie powinny być ogólnodostępne. Mocno pijani ludzie i ogień w każdej postaci to bardzo złe połączenie, bo choć ktoś może mówić „ja obchodzę się z fajerwerkami odpowiedzialnie", może i jest to prawda w tym konkretnym przypadku, ale co z tego, skoro dwa metry dalej stoi ktoś, kto całą odpowiedzialność wypłukał już z siebie alkoholem i może zrobić krzywdę ludziom wokół? I często jest to też osoba, która niezależnie od stopnia trzeźwości byłaby równie nieodpowiedzialna w swoich działaniach. Na broń trzeba mieć pozwolenie i jestem zdania, że na fajerwerki również powinno być wymagane, właśnie ze względów bezpieczeństwa, bo to, jak łatwo kupić je teraz, tylko ułatwia wszelkiej maści kretynom stwarzanie zagrożenia dla siebie i innych. Jednak w dalszym ciągu: ludzie po prostu lubią fajerwerki i tego się nie przeskoczy, więc dla świętego spokoju lepszym rozwiązaniem byłyby po prostu te zorganizowane pokazy urządzane przez profesjonalistów, bo i to ładniejsze, i mniej ryzykowne. Odwoływanie miejskich pokazów sztucznych ogni i zastępowanie ich laserami też cieszy oko, jednak to walka z wiatrakami i póki tego typu materiały pirotechniczne będzie można kupić ot, tak, na co drugim straganie pod koniec grudnia, póty i odpowiedzialni, i nieodpowiedzialni ludzie będą mogli wystrzeliwać je w dowolnie głupi sposób i w dowolnie wybranym kierunku. A weź znajdź właściciela zabłąkanej petardy w kilkusetosobowym, pijanym tłumie.

A co Wy sądzicie na temat sztucznych ogni? Zakazywać, nie zakazywać, ograniczać dostęp? Może macie jakieś ciekawe argumenty „za" lub „przeciw", które rzadko pojawiają się w sporach na ten temat? Wejdźmy w nowy rok ciekawą dyskusją ^^

A skoro już mówiliśmy o zwierzakach, na koniec pochwalę się jeszcze moją małą pięknością, którą adoptowałam na początku listopada <3

A skoro już mówiliśmy o zwierzakach, na koniec pochwalę się jeszcze moją małą pięknością, którą adoptowałam na początku listopada <3

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Szczęśliwego, kalafiorki!

Oczami Azie: o życiuWhere stories live. Discover now