Sztuczność podziałów: ścisły umysł humanisty

660 84 27
                                    

Azie zdechła? Nope, to tylko kolejny spontaniczny urlop. Studia się zaczęły, w dodatku mam na głowie dwie prace i tabun nowych znajomych, więc moja aktywność w sieci mocno spadła. Od razu nadaję więc informację, że na pewno nie będę pisać dzień w dzień, jednak postaram się wstawiać coś tak często, jak to tylko możliwe. Zanim przejdziemy do tematu, nadam jeszcze parę ogłoszeń:

1) Narzekajnik będę powolutku zamykać, bo kończą mi się już w nim tematy i nie bardzo widzę sens w ciągnięciu go na siłę; z serii „Oczami Azie" jednak nie rezygnuję i mam zamiar przerzucić główną aktywność konta na część „O życiu".

2) Dla spostrzegawczych: moje liryczne wypociny zawarte w „Ciszy" zostały tymczasowo zdepublikowane; wkrótce jednak powrócą w większej ilości, bo ostatnimi czasy poezja najłatwiej przechodzi mi przez klawiaturę.

3) Prozy ostatnio nie tykam, jakoś nie mogę się zmotywować. Może mój (kolejny) powrót na Watt mi w tym trochę pomoże? Tak czy siak, na prędkie aktualizacje Grobowca i innych takich raczej nie ma nadziei, chociaż kto mnie tam wie?

No, ogłoszenia ogłoszone, teraz przechodzimy do tematu.

W tytule napisałam o sztuczności podziałów. O jakich podziałach jednak mowa? Cóż, Azie to Azie, więc oczywiście chodzi jej o jakąś nową obserwację.

Jestem humanem. Takim totalnym, takim, który może przez dwie godziny gadać o epoce romantyzmu i jednocześnie wykładać się na prostym dodawaniu. Mój brat, informatyk, powiedział mi jednak kilka lat temu, że podział na humanistów i ściślaków jest całkowicie sztuczny i zwyczajnie nie istnieje takie rozgraniczenie, a wszyscy w gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami i możemy pojąć dokładnie taki sam zakres informacji, oczywiście z nielicznymi wyjątkami, do których zaliczają się osoby ze znacznie niższym oraz znacznie wyższym niż średni ilorazem inteligencji. Mamy takie same mózgi, takie same neurony, które tak samo sprawnie przewodzą impulsy, tak samo się uczymy, tak samo wygląda u nas wszystkich proces zapamiętywania i choć ludzki mózg jest chyba najbardziej tajemniczym i najbardziej skomplikowanym organem jaki posiadamy, to nie ma żadnych przesłanek na temat tego, jakoby humaniści i ścisłowcy mieli umysły znacząco odmienne. Zacytuję tutaj fragment artykułu, który odnalazłam na jednym z serwisów studenckich i do którego zostawię Wam link na końcu notki, bo tekst jest bardzo blisko z dzisiejszym tematem powiązany i na pewno warto do niego zajrzeć:

„Od urodzenia posiadamy predyspozycje zarówno do kierunków ścisłych, jak i humanistycznych, z ewentualnym znaczniejszym ukierunkowaniem w jedną z tych stron. Jednakże tak, jak badania do dzisiaj w pełni nie wiedzą, jak to jest, że jedni są humanistami, a inni ścisłowcami, tak też trudno jest jednoznacznie określić, co warunkuje tak naprawdę nasze talenty i predyspozycje".

Oczywiście, jak to na głupawego dzieciaka przystało, brata nie posłuchałam i dalej siedziałam z nosem w Mickiewiczu, nie bardzo przejmując się jakimiś tam ułamkami czy innym Pitagorasem. A potem przyszło liceum i o ile w gimbazie matematyka była jeszcze jako tako znośna, to w ogólniaku, mimo że chodziłam tylko na podstawę, stała się ona prawdziwą katorgą, a na pozór sympatyczny pan Błażej dla wielu stał się wówczas uosobieniem samego diabła. Choć do przedmiotu się specjalnie nie przykładałam, a za przygotowanie do matury wzięłam się dosłownie na ostatnią chwilę, jakoś w połowie kwietnia, to gdy przyszły wyniki egzaminów, czekała mnie niemała, ale jakże przyjemna niespodzianka: udało mi się uzbierać całkiem przyzwoity wynik siedemdziesięciu procent. I, mimo że maturę pisałam już półtora roku temu, to nadal nie wiem, jakim cudem pomimo tak olewczego podejścia udało mi się w ogóle ją zdać.

Głupota Azie jednak nie zna granic i nie przejęłam się tym wynikiem zbytnio, uznając go za zwyczajny łut szczęścia, i poszłam na studia filologiczne. 

Być może to przez moją chorobę, która w tamtym czasie niezaprzeczalnie była w całkiem niezłej formie i znacząco utrudniała mi codzienne funkcjonowanie. Być może to przez kiepsko skonstruowany plan zajęć, który zawalał mi całe dnie i było w nim pełno przerw zbyt długich, żeby po prostu je przesiedzieć na czterech literach i jednocześnie zbyt krótkich, by jakoś produktywnie je wykorzystać. Być może to przez warunki, w jakich mieszkałam, które, nie oszukujmy się, do najlepszych nie należały. Być może to przez duże ciśnienie na uczelni, ponieważ od drugiego roku mieliśmy iść już z materiałem na równi z grupą zaawansowaną. Być może to przez moje lenistwo, które jest we mnie wżarte silniej niż rdza w starego Opla. Tak czy siak, odnalazłam się na nich średnio, choć nauka szła mi całkiem znośnie. Z tej mojej nieszczęsnej filologii rosyjskiej ostatecznie wyleciałam, a próbując rozpocząć nowe życie i zacząć wszystko od zera, za namową braci chwyciłam byka za rogi i rzuciłam się na coś zupełnie nowego. Jak już zaczynać od nowa, to po całości.

Tym sposobem Azie trafiła na studia inżynierskie. I, cholera, całkiem się w tym czuje. Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że będę teraz umiała napisać program czy liczyć wyznacznik macierzy, wyśmiałabym typa. Nie zmienia to jednak faktu, że jednak nie taki ściślak ścisły, jak go opisują. Sama na początku żartowałam, że nie mam bladego pojęcia, co robię na polibudzie i nie bardzo ogarniam, skąd się właściwie na niej wzięłam. Na ostatniej matmie jednak siedzący obok mnie Rudy zapuszczał mi żurawia do zeszytu, przez co stwierdził, że ja chyba po prostu palę głupa, żeby ludzie za dużo ode mnie nie wymagali, bo to niemożliwe, żeby human tak szybko i dokładnie liczył. Wspomniałam więc te mądre słowa brata sprzed paru lat i dopiero teraz, gdy życie rzuciło mnie na tak niespodziewane tory, zaczęłam je rozumieć.

Jak dotąd cały ten tekst jest jedną wielką anegdotą. Co więc z niego wynika? Dzięki tym doświadczeniom przekonałam się, że ten podział na humanów i ścisłowców jest jednym wielkim wymysłem. Zacytuję tutaj dwie wypowiedzi profesora Turskiego (link do wywiadu, z którego te słowa pochodzą, też zostawię na dole), która w bardzo zgrabny sposób ujmuje, jak bardzo wszystkie dziedziny nauk są ze sobą powiązane:

„Każda dziedzina jest dziedziną humanistyczną, bo cała nauka dotyczy człowieka. Nikt nie słyszał o kosmologii karaluchów czy o historii sztuki mrówek."

„Malarstwo nie powstałoby, gdyby jego twórcy nie znali matematyki i fizyki. Przecież dzięki malarstwu pojawiło się pojęcie perspektywy. Brunelleschi wyszedł przed bramę katedry we Florencji, popatrzył na chrzcielnicę i rozwiązał zadanie z matematyki. Czy to nie fantastyczne?"

Jak dla mnie to jest fantastyczne. I dopiero teraz zaczyna do mnie docierać, że wiedza jest coś warta dopiero w momencie, gdy jest wszechstronna, ponieważ świat jest cholernie logicznie poukładany i gdy bliżej się mu przyjrzymy, dotrze do nas, że cała nauka, to wszystko, czym tak jesteśmy katowani w szkołach i czego nierzadko z całego serca nienawidzimy, to są pojedyncze klocki gigantycznych puzzli, a natura oraz kultura to jedna wielka logiczna układanka, którą za pomocą odnalezionych do tej pory elementów staramy się złożyć w całość i zrozumieć jej istotę. Więc następnym razem gdy ktoś z Was pomyśli o tym, by nazwać się humanistą lub umysłem ścisłym, lepiej niech przystanie i się zastanowi, czy aby na pewno jest jednym lub drugim i czy sam siebie nie oszukuje i nie tworzy sobie sztucznych barier, które w ten sposób nazywa.

Na zakończenie, żeby nie pozostawiać Wam samych pustych słów i teorii bez pokrycia, podzielę się z Wami bardzo fajnym materiałem, który pokazuje, jak wszechobecna jest matematyka w naszym życiu i ogólnie w świecie. Miłego oglądania i do napisania! ;)

Linki:

http://wiecjestem.us.edu.pl/humanisci-vs-scislowcy-co-na-biologia

http://magazyn.7dni.pl/333898,Miedzy-umyslem-scislym-a-humanista.html

Oczami Azie: o życiuWhere stories live. Discover now