Kołcz Azie

226 32 24
                                    

Kim jesteś? JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!

Nie, dobra, to nie tak.

Jeśli mam być szczera, w pewnym sensie gardzę tymi wszystkimi coachami i innymi guru rozwoju osobistego. Nie chodzi mi o treści, które przekazują, bo z tym jest naprawdę różnie i trudno tu powiedzieć cokolwiek sensownego, ponieważ rozstrzał jest ogromny i jeden rabin mówi tak, drugi rabin mówi nie. To, czy treści przekazywane przez danego kołcza są coś warte, zależy wyłącznie od konkretnej osoby, która w danym momencie ów przekaz odbiera. 

Do tych tematów podchodzę podobnie jak do pisania: nie istnieje uniwersalna prawda, droga, która dla każdego okaże się dobra, w dodatku w każdym momencie jego życia, droga, która na dwieście procent uczyni z Ciebie niesamowicie pewną siebie osobę, która działa na innych ludzi jak magnes i którą mogę Ci zaoferować za jedyne 599 złotych, ale jeśli klikniesz w link dokładnie w tym momencie, otrzymasz kod rabatowy, który pozwoli Ci kupić kurs mogący zmienić całe Twoje życie za jedyne 399 złotych...

No właśnie. Ta moja – tak to tutaj nazywajmy – pogarda bierze się z ich zdecydowanie zbyt częstego i wręcz chamskiego żerowania na ludziach. 

Owszem, każdy w jakiś sposób żeruje na ludziach – ja, choć kasy z tego nie mam, również w pewnym sensie na Was żeruję, bo dajecie mi swoją uwagę, często mi przytakujecie, a to mnie satysfakcjonuje i pompuje moje ego – jednak kołcze mają to do siebie, że żerują na ich konkretnym typie: ludziach zdesperowanych. Zdesperowanych, często całkowicie osamotnionych, będących w totalnej rozsypce, często takich, którym życie dosłownie się wali i potrzebują jakiegokolwiek sposobu, jakiejkolwiek nadziei, by je choć po części naprawić. Oczywiście nie wszyscy odbiorcy tych treści są w tak dramatycznej sytuacji, aczkolwiek wielu z nich po prostu ma silną potrzebę, by zmienić coś w swoim życiu, bo jakaś jego sfera ich nie satysfakcjonuje. Więc szukają. I trafiają na „jedyną, niepowtarzalną ofertę, która całkowicie ich odmieni, a aktualnie jest w promocji, więc nie zwlekaj i kup teraz".

To mi się odrobinę kojarzy z Mango. Nie wiem, czy aktualnie też to leci w telewizji, ale jak byłam dzieciakiem, to na Rubinie, który stał u nas w salonie (swoją drogą, bracia wkręcali mnie kiedyś, że te telewizory tak się nazywają, ponieważ każdy ma w środku prawdziwy, wielki rubin, przez co zawsze chciałam rozebrać ten telewizor na części, żeby go znaleźć), często pojawiały się właśnie telezakupy Mango. „Jeśli w tej chwili zamówisz naszą niesamowitą chochlę w tej nadzwyczajnie niskiej cenie, nie tylko odmienisz swoje życie, ale także otrzymasz pokrywkę do garnka zupełnie za darmo"!

Kojarzy mi się to jeszcze z jedną rzeczą (i wspominam o tym tutaj po to, żeby Was przestrzec przed takimi naciągaczami). Jakiś czas temu moi znajomi zaproponowali mi pracę. Kasy zwykle mam na styk, więc dobra, poszłam, żeby się dowiedzieć, o co z tym chodzi; firma nazywała się Souvre. Cały biznes opiera się na sprzedaży kosmetyków. Obiecywali cuda na kiju, luksusowe samochody (w leasingu, ale ćśś, o tym się nie mówi), posady dyrektorskie i tak dalej, plus podkreślali co kawałek, że to nie jest piramida finansowa, tylko model MLM. Spoiler: MLM różni się od piramidy finansowej praktycznie tylko nazwą i tym, że piramidy finansowe bywają uczciwsze, bo przynajmniej mówią otwarcie, czym są. Bo myk jest taki, że aby w ogóle zacząć, trzeba kupić zestaw materiałów marketingowych, z których najtańszy kosztuje 169 zł, zaś najdroższy oscyluje w okolicach pięciu tysięcy. W promocji. Bez niej kosztuje ponad siedem. No i oczywiście wszystkie kolejne materiały trzeba kupować samemu, nawet durne ulotki do rozdawania ludziom, za które życzą sobie osiem złotych od sztuki, a także wszystkie szkolenia pracownicze oraz dojazd na nie są płatne – oczywiście nie z kieszeni pracodawcy, a pracownika. Innymi słowy, tego typu firmy prawdopodobnie większą kasę trzepią na pracownikach niż na klientach i nie bez powodu mówi się, że 99% osób biorących udział w takim procederze traci pieniądze, zamiast je zarabiać.

W ten „złoty biznes" oczywiście się nie wkręciłam, ale moi znajomi wciąż w tym siedzą i nie wiem, czy bardziej się z nich śmiać, czy im współczuć. W tego typu przedsięwzięciach nawet osobom, które mają naturalną charyzmę, prawdopodobnie dość trudno wyjść przynajmniej na zero, a co dopiero tym, którzy jej nie posiadają.

I tym sposobem płynnie powracamy do tematu coachingu. 

Charyzma to jedna z tych cech, które można mieć z natury, ale to nie znaczy, że nie da się ich nauczyć. Problem leży jednak w tym, że kołcze – podobnie jak Mango czy piramidki – obiecują niesamowite korzyści i rozwiązanie każdego naszego problemu za pewną opłatą, która wydaje się bardzo niewielka w zestawieniu z tym, co – podobno – można dzięki niej zyskać.

Owszem, fajnie jest czerpać z doświadczeń innych – właśnie w tym tonie piszę choćby tę pracę czy OAoW, ale żądanie pieniędzy za taki, nazwijmy to, tematyczny pamiętnik jest dla mnie niepojęte. Owszem, jeśli ktoś wydaje książkę ze swoimi radami czy doświadczeniami, wkłada w to dużo pracy i czasu, ponosi koszty redakcji, korekty, wydruku, marketingu, więc jak najbardziej ma prawo oczekiwać zapłaty za swój wysiłek i zwrotu kosztów inwestycji, której dokonał. Jeśli jednak luźno gada o swoich doświadczeniach, tak jak chociażby ja w narzekajnikach... uznaję to za wręcz wyłudzanie pieniędzy, w dodatku okraszone ponaglającymi sloganami nakazującymi, by przeznaczyć część swojej wypłaty na to WŁAŚNIE W TEJ CHWILI, BO TO NIEPOWTARZALNA OKAZJA I JUŻ NIGDY NIE TRAFI CI SIĘ TAKA SZANSA. To zwyczajne kłamstwo.

Jak wspomniałam wcześniej, zarówno pisanie, jak i ten szeroko pojęty „rozwój osobisty" to rzeczy bardzo, bardzo indywidualne, na temat których nie ma uniwersalnych rad (pomijając czysto techniczne, typu „sprawdzaj pisownię słów, jeśli nie jesteś jej pewny" czy „stój prosto, żeby wyglądać na bardziej pewnego siebie"). Dobrze jest czerpać z tego, co przeżyli inni ludzie, bo może i to nie będzie nasza droga, ale może być małym drogowskazem, gdzie możemy tej naszej drogi szukać i jak ją rozpoznać. Zresztą, lubię powtarzać, że warto uczyć się na błędach innych, bo wtedy nie marnujemy czasu na ich popełnianie. Coś w tym tonie jest nawet w opisie OAoW, bo ostatnio go zmieniłam.

Jeśli kiedykolwiek ustawię tu którąś z moich prac jako płatną, macie ode mnie pozwolenie, by dać mi w twarz, jeśli mnie gdzieś spotkacie.

Jakie są Wasze przemyślenia na ten temat? Może znacie osoby, które są zaangażowane w tego typu rzeczy i jesteście w stanie coś o nich powiedzieć? Dzielcie się tym! A tymczasem: do następnego, kalafiorki!

Oczami Azie: o życiuWhere stories live. Discover now