Strumień świadomości #5: Żyjemy na pustyni

327 39 4
                                    

Kiedy idę do pracy pieszo lub pieszo z niej wracam, punktem obowiązkowym są słuchawki i mogę się nawet spóźnić, jeśli okaże się, że ich zapomniałam. Dzisiaj, wracając, po raz nie-mam-pojęcia-który odsłuchałam piosenkę, którą wstawiłam w mediach. Choć znam ją od dwóch lat, jeśli nie dłużej, i dość regularnie do niej wracam, dopiero dziś wyłapałam pięć bardzo delikatnych dźwięków na pianinie. Zapętliłam tę piosenkę i w wielu miejscach wydawało mi się, że znów je słyszę (na sto procent pojawiają się trzy razy w całym utworze, ale nie wiem, czy nie więcej), jednak nie miałam pewności, czy faktycznie tam są, czy to tylko moja wyobraźnia, ponieważ nawet te, które usłyszałam, są wręcz... mogę chyba określić je jako „przezroczyste". Ulotne. Gdybym miała je opisać jakoś bardziej obrazowo, powiedziałabym, że są jak drobny skrawek cienkiego białego tiulu na śnieżnobiałej podłodze w jasno oświetlonym ledami pokoju – tak delikatne, że prawie nierzeczywiste. Jak... fatamorgana. I w tym momencie uderzyła mnie pewna metafora.

Każdy mój znajomy potwierdzi, że bardzo często rzucam słowa „ludzie to idioci", zazwyczaj jako komentarz do jakiejś sytuacji. Zdarza mi się jednak stwierdzać to tak po prostu, w oderwaniu od tematu... tylko że bez żadnego pokrycia, uargumentowania, po prostu odnoszę takie wrażenie i już, to moja subiektywna opinia. Chyba właśnie udało mi się zdefiniować, dlaczego tak uważam – dzięki tym pięciu nutom uświadomiłam sobie, czego najbardziej nienawidzę w ludziach. 

Trudno mi określić to w jednym zdaniu, więc może spróbuję opisowo.

Życie porównałabym do wędrówki po pustyni. Krążymy po piasku, słońce praży, wszechobecny pył doprowadza płuca i oczy do szału, wokół siebie nie widzimy kompletnie nic poza pustką. Ale czasem zamajaczy nam jakaś fatamorgana.

Każdy człowiek – i nie, tym razem to nie jest żadne uproszczenie, uogólnienie, tylko fakt; to tyczy się absolutnie każdego, oczywiście będącego w wieku, w którym ma już pełną świadomość, że świat jest prawdziwy i jako taką wiedzę, jak działa, więc przyjmijmy na potrzeby tej metafory umowny wiek 15+, oczywiście pamiętając, że to jest w pełni zależne od danej jednostki – miał w swoim życiu minimum jedną możliwość, by zrobić coś, co zmieni całą jego przyszłość (potencjalnie na lepsze), by się rozwinąć w dowolnym tego słowa znaczeniu, by nauczyć się czegoś ważnego lub by zapobiec jakiejś tragedii albo przynajmniej jakiejś małej, osobistej katastrofie swojej lub innego człowieka. Każdy.

Nie zauważył jej – okej, nieuwaga to rzecz ludzka. Poszedł ku niej, ale w którymś momencie dokonał złego wyboru i skończyło się to źle – okej, brak doświadczenia to rzecz ludzka. W końcu błędy są po to, żebyśmy mogli się na nich uczyć.

Ale.

Nienawidzę, gdy ktoś nie potrafi się do tego przyznać. Nienawidzę, kiedy ktoś twierdzi, że zrobił wszystko, co mógł, mimo że miał multum możliwości, których nie wykorzystał i z których istnienia zdawał sobie sprawę. Nienawidzę, gdy ktoś się wybiela, twierdząc, że nie widział możliwości, która najpierw stanęła mu przed nosem, a gdy ją olał, kopnęła go jeszcze w dupę. NIENAWIDZĘ. 

Kieruję się filozofią, według której jeśli istnieje jakikolwiek wyższy cel istnienia człowieka, to jest nim doskonalenie się i rozwój, próba osiągnięcia formy jak najbliższej ideałowi – i dotyczy to zarówno ludzkości jako ogółu, poszczególnych społeczeństw, a także, przede wszystkim, pojedynczych osób. Każdy rozumie pojęcie ideału w inny sposób, ale właśnie o to w tym chodzi: każdy powinien robić wszystko, by jak najbardziej zbliżyć się do tej swojej własnej definicji. Kompleksy i słabości to nasza siła napędowa; gdybyśmy ich nie mieli, nie mielibyśmy również potrzeby doskonalenia się, by je przezwyciężyć – zaakceptować lub pokonać. To, co często sami określamy jakąś słabością czy wadą, jest w rzeczywistości siłą, motorem napędowym do zmian na lepsze.

Gdy ktoś nie potrafi się przyznać, że popełnił błąd, zamyka swój umysł na rozwój. Przykład może ostry i nieco drastyczny, ale niech będzie: ile to razy można usłyszeć w wywiadach z ludźmi powiązanymi z jakimś samobójcą słowa „jak ja mogłem nie zauważyć, że on chce się zabić"? W pewnych przypadkach, gdy te osoby były nieco mniej bliskie niż sobie wmawiają lub gdy ów samobójca miał wybitne umiejętności aktorskie, fakt, można było dać się zwieść – większość osób stara się to ukrywać, jednak tylko nielicznym to naprawdę dobrze wychodzi, aczkolwiek nie sądzę, by możliwe było pełne zamaskowanie tego przed absolutnie każdą napotkaną osobą. Jednak w porażającej większości przypadków te wszystkie osoby z jego najbliższego otoczenia miały cały komplet migających neonowymi kolorami ostrzeżeń tuż przed sobą, niemal się o nie potykając, jednak stwierdzały, że nie są warte zachodu i to wszystko „na pewno mu przejdzie, to tylko jakieś fanaberie". I w ten sposób dochodzi do tragedii – bo ludzie to idioci.

Idioci zapatrzeni wyłącznie w swój obraz, który zakrzywia im rzeczywistość i uniemożliwia zrozumienie rzeczy, których nigdy nie doświadczyli, niechętni do spojrzenia na świat bez tego turbosubiektywnego filtra. Idioci, którzy nie potrafią się przyznać, że zjebali po całości, chociaż wiedzą, że mieli możliwość coś zdziałać, tylko trochę za późno zorientowali się, że olewanie jej nie było najlepszym wyborem. Idioci niezdolni do tego, by stanąć przed lustrem i wyspowiadać się z tego wszystkiego przed samym sobą, przez co w przyszłości, jeśli zostaną postawieni w takiej samej sytuacji, popełnią dokładnie te same błędy, które dadzą dokładnie tak samo katastrofalne skutki. Idioci, którym wydaje się, że jeśli raz odnieśli porażkę na jakimś polu, to już więcej na nim nie polegną i to przyjdzie samo, bez jakiejkolwiek autorefleksji czy analizy, co do tej porażki doprowadziło. Idioci bez choćby krzty odwagi cywilnej, która jest niezbędna, by wyciągnąć rękę, czy to po jakieś nieoczywiste korzyści dla samego siebie, czy po to, aby podnieść kogoś, kto upadł na kolana. Idioci zbyt leniwi i zbyt tchórzliwi, by choćby kiwnięciem palca uczynić swój lub czyjś świat lepszym. Właśnie dlatego mówi się, że historia lubi się powtarzać – bo ludzie to idioci. Nie wyłączając mnie. Nie wyłączając Ciebie.

Żyjemy na pustyni. Słońce grzeje niemiłosiernie. Nie chodzi o to, by iść za każdą fatamorganą, która jawi się na horyzoncie, ale o to, by znaleźć swój własny system, który pozwoli odróżnić miraż od rzeczywistości. Czasem można zaryzykować i pójść ku nieznanemu, a nuż trafimy na piękną oazę... Ale gdy tak krążymy po tej pustyni, czasem możemy natrafić na tajemnicze wiadro pełne cudownie chłodnej wody, które jest równie rzeczywiste co piasek i niebo. Nie przewracajmy go, do cholery. Nie ignorujmy. Jeśli tam stoi, to znaczy, że skądś się wzięło. Gdzieś tu jest źródło. Woda jest jeszcze zimna, więc to musi być dość blisko. No i ktoś je tu przyniósł – po prostu świat daje nam znak, że trzeba szukać w pobliżu i olać myśl, że to może być fatamorgana.

Trzeba przede wszystkim próbować, a nie krążyć bez celu. Może i piasek będzie zacierał nasze ślady – raz szybciej, raz wolniej – jednak my zawsze będziemy wiedzieć, ile miraży widzieliśmy, za iloma z nich mogła kryć się jakaś nasza ziemia obiecana i jak długo trwa już ta nasza tułaczka, podczas której nie podejmujemy żadnych działań, by wyrwać się z tej nicości.

Do następnego, kalafiorki.

Oczami Azie: o życiuWhere stories live. Discover now