Problem szarej myszki

473 65 21
                                    

W sumie z przypadku wylądowałam na pewnej grupce o tematyce, którą mnie samej trudno określić. Dzisiaj jednak natknęłam się na niej na pewien post, który, swoją drogą, był prawdopodobnie zwykłym baitem, bo dotyczył tematu seksizmu, a połowa odpowiedzi to były jakieś znane pasty internetowe, a druga połowa to święte oburzenie tych, którzy nie wyłapali podpuchy, ale znalazło się w nim pewne zdanie, które skłoniło mnie do pewnej refleksji. Mianowicie padło tam stwierdzenie, że dziś wiele dziewczyn to bardzo wulgarne i pewne siebie jednostki, które nie boją się stawiać na swoim, nie przeraża ich bycie w centrum uwagi czy wdawanie się w dyskusje. Padło tam również pytanie, gdzie podziały się szare myszki... Odpowiedź jest prosta: są wszędzie.

Spróbujmy zdefiniować szarą myszkę. To jest zapewne ta dziewczyna, która nie bywa na imprezach, rozmawia tylko z mamą i paroma bliskimi koleżankami, uczy się lub stara się uczyć bardzo dobrze i często również z pewną dozą zazdrości spogląda na to „inne życie", które toczą te odważniejsze dziewczyny, których odwaga kończy się bardzo daleko poza granicami strefy komfortu tychże szarych myszek. Odpalają więc Wattpada i zaczynają pisać o swoim wyśnionym życiu, o tym, jakie chciałyby być, jednak coś je powstrzymuje – może strach, może rodzina, może ich własne wewnętrzne zasady. Owszem, mocno tu generalizuję, jednak to tylko moje spojrzenie na świat i takie osoby, tak postrzegam wiele z tutejszych autorek, które tworzą te nierealne opowieści o gangach i wielkich, burzliwych miłościach nie z rozbuchanej wyobraźni czy chęci wbicia się w poczytne trendy, ale z potrzeby jakiegoś... doznania choć odrobiny czegoś innego niż do tej pory. Choćby miały to zrobić wyłącznie poprzez klawiaturę komputera. 

Nie uważam się za jedną z tych postaci, unikam pisania o własnych marzeniach, planach czy pobożnych życzeniach w formie nieco bardziej literackiej, bo uważam, że to prowadzi donikąd, ewentualnie do zostania kolejną Katarzyną Michalak. Czy zaś jestem szarą myszką – nie mnie oceniać. Na pewno jednak jakiś czas temu, nie tak dawny nawet, przechodziłam przez ten etap i staram się, mniej lub bardziej świadomie, jako tako spróbować poddać analizie ten„typ" człowieka.

W sumie czy to w opowiadaniach, czy to też w realnym życiu, o ile oczywiście realnym życiem można nazwać baitowy post na fejsbukowej grupce napisany przez jakiegoś śmieszka-randoma, takie właśnie szare myszki są wynoszone na piedestał, ponieważ to one są tymi cichymi, tymi skromnymi, tymi, które tylko siedzą i wzdychają z daleka, nie klną, nie kłócą się, nie szaleją za bardzo, no po prostu ideał, przynajmniej z punktu widzenia autorek i/lub wielu osobników płci przeciwnej. Ale wiecie, jaki jest ich problem? Są jak yeti – każdy o nich słyszał, wielu twierdzi, że spotkało, a dowodów na istnienie takowych nie ma, mimo że, paradoksalnie, takie właśnie szare myszki są dość powszechne zwłaszcza w szkolnych środowiskach.

Na razie tak pierdzielę i pierdzielę bez sensu, więc spróbuję przejść do meritum. Szare myszki mają to do siebie, że właśnie każdy je gloryfikuje, bo są takie inne, ciche, skryte, i tak dalej, i tak dalej. Skoro więc jest ich tak dużo, to dlaczego zawsze pozostają w cieniu, mimo że tak wiele osób je wychwala? Bo to tylko takie gadanie. Czemu? Otóż wszyscy, którzy tak pięknie o nich mówią... jedynie o nich tak mówią, a w praktyce za każdym razem, kiedy takową spotykają, ignorują ją całkowicie, uznając ją za nudną, nieinteresującą, zbyt wycofaną, by móc zrobić razem z nią coś fajnego.

A teraz zastanówmy się... czy oni troszeczkę nie mają racji? To pewnie zabrzmi dość brutalnie, ale sądzę, że trochę zdrowego rozsądku, może nieco nieświadomego, z całą pewnością w takim olewaniu jest. Szara myszka to romantyczny ideał, takie wyobrażenie ideału, który każdy odbiera bardzo indywidualnie, jednak gdy dochodzi do faktycznego kontaktu, czar pryska, bo osoba taka zazwyczaj okazuje się nawet zbyt nieśmiała, by się chociażby przywitać, a gdy już to zrobi, zaraz się ewakuuje do koleżanek/do domu/gdziekolwiek, gdzie wygna ją onieśmielenie. Więc leci taki dalej, szukać kolejnego mistycznego ideału, który tym razem na pewno będzie dokładnie taki, jaki sobie wymarzył. To może ładnie wyglądać na obrazku, owszem, ale pomyślmy sobie, czy koleś, taki, powiedzmy, stereotypowy bad boy z opek w ogóle by wytrzymał z kimś o tak odmiennym od jego stylu bycia, tak dużo spokojniejszym i bardziej wycofanym, kto nie da się wyciągnąć na imprezę do białego rana czy spontaniczną przejażdżkę motorem, a gdy przyjdzie do rozmowy, będzie z trudem wybąkiwać z siebie najprostsze zdania? Nie sądzę.

Nie chcę tu oczywiście twierdzić, że bycie taką stereotypową szarą myszką czy osobą po prostu nieśmiałą jest w jakiś sposób złe, ponieważ to potrafi dodać uroku i czyni taką osobę w jakiś sposób wyjątkową. Jednak chciałam tu poruszyć coś zupełnie innego. Przyczepię się tutaj tych opek, bo, jak wspominałam, sama przechodziłam przez etap bycia nastoletnią kujonką, którą wszyscy traktowali jak powietrze i nie zamierzam się wybielać w żaden sposób. Otóż w takich opowiadaniach często właśnie te pewne siebie, odważniejsze dziewczyny są przedstawiane jako„te złe", które niszczą biednym myszkom opinię, odbierają chłopaka i przyjaciół, znęcają się nad nimi czy w jakiś sposób upokarzają... Nie, nie zaprzeczam, że istnieje zjawisko bullyingu w szkołach (przepraszam za użycie angielskiej formy, jednak według mnie jest do tego typu sytuacji dużo bardziej adekwatna i lepiej opisująca sprawę niż nasze rodzime„prześladowanie") i jest to często temat przedstawiany właśnie w formie konfliktu szarej myszki z tymi przebojowymi, jednak czy w rzeczywistości faktycznie tak jest? Według mnie – oczywiście to tylko moje zdanie i zapraszam do wyrażenia Waszego w komentarzach – absolutnie nie. Te odważniejsze osoby, oczywiście jeśli nie zaliczają się do szkolnych prześladowców, mają takie ciche dziewczynki, nie owijając w bawełnę, w głębokim poważaniu i robią swoje, postępują tak, jak uważają za słuszne, często robiąc rzeczy, których te nieśmiałe istotki chciałyby dokonać, ale oczywiście się boją. Czy więc jest sens obwiniać tych odważniejszych za towarzyskie niepowodzenia szarych myszek? Jak dla mnie problem tkwi raczej w tym, że nawet gdy już nadarzy im się okazja do zaangażowania się w coś fajnego, brak im odwagi, by wyjść z cienia i przekroczyć swoją – ponownie użyję tego kołczingowego określenia – strefę komfortu, zamiast tego wolą siedzieć bezpiecznie w swojej cichej, szarej norce, w której nikt ich nie znajdzie i z zawiścią obserwować tych, którzy lśnią barwami i nie boją się oddalać od swoich, być może równie szarych norek. Podkreślam tu jednak jeszcze raz, że absolutnie nie mówię tu o bullyingu, czy też, jak kto woli, szkolnych prześladowaniach, kiedy to niechęć ta, wpadająca czasem wręcz w nienawiść, jest rzeczywiście mocno uzasadniona. A co Wy myślicie? Ja starałam się spoglądać na to wszystko z jak najbardziej neutralnego punktu widzenia. Z jakiej perspektywy widzicie to Wy, jesteście bardziej szarakami, czy tymi barwnymi ptakami i skąd według Was bierze się taka niechęć jednej  grupy do drugiej oraz dlaczego ci wszyscy książęta na białych koniach marzący o szarych myszkach tak rzadko faktycznie się do nich garną? Wrzucajcie swoje przemyślenia, bo coś czuję, że temat może okazać się na tyle kontrowersyjny, że może nam tu powstać dość ciekawa dyskusja.

Oczami Azie: o życiuWhere stories live. Discover now