WOŚP

765 105 142
                                    

(z góry przepraszam za ilość przekleństw, wściekłości i za śladowe ilości polityczno-religijnego pierdolenia, ale w tym momencie już mnie chuj strzelił)

Miałam dziś uczyć się matmy. Miałam napisać jedną notkę do OAoW, a wpis tutaj też miał dotyczyć zupełnie innej sprawy.

Ale kurwa nie mogę.

Adamowicz nie żyje. Owsiak odchodzi. Ludzie pierdolą. Kurwa.

Miałam nie mieszać się w politykę i nadal nie zamierzam tego robić, ale tutaj, chcąc nie chcąc, co nieco na jej temat trzeba powiedzieć.

Po kolei, bo może nie wszyscy są na bieżąco: wczoraj, podczas wielkiego finału WOŚP w Gdańsku, prezydent miasta, Paweł Adamowicz, został dźgnięty nożem przez kolesia, który siedział już za cztery napady na banki z bronią w ręku (za co został skazany tylko na 5,5 roku). Mimo reanimacji, operacji i przetaczania krwi, Adamowicz zmarł. Na Owsiaka zaś wylano wiadro pomyj, obwiniając go za zaistniałą sytuację. I cóż, skutecznie – Owsiak oficjalnie rezygnuje z funkcji prezesa WOŚP. Brawo, kurwa mać. Ale wiecie co? Ludziom dalej mało. Wystarczy poczytać.

Brawo, kurwa mać, oklaski na stojąco

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Brawo, kurwa mać, oklaski na stojąco. Jeszcze chyba nikt nie zdołał równie kapitalnie zaprzeczyć stwierdzeniu, że homo sapiens sapiens to istoty myślące, a ja oficjalnie straciłam te marne resztki wiary w ludzkość, które mi jeszcze mimo wszystko zostały i od teraz słowo „człowiek" serio zacznę traktować jako obelgę. 

Od połowy podstawówki do końca liceum byłam wolontariuszką Orkiestry, a po zakończeniu szkolnej kariery staram się w jakiś sposób wspierać akcję, ponieważ zawsze uważałam to za świetną inicjatywę robiącą bardzo dużo dobrego. W dodatku mój przecudowny przyjaciel, bez którego moje życie na pewno nie byłoby takie samo, ma chore serce i został uratowany właśnie dzięki sprzętowi zafundowanemu przez Owsiaka. I choćby z tych kilku względów będę wspierać tę imprezę do końca świata i jeden dzień dłużej. Ponieważ wierzę, że warto – jeśli nie ma się kasy, żeby jakoś przyczynić się do pojawienia się w szpitalach kolejnych sprzętów z czerwonym serduszkiem, wiele miast organizuje też busy, w których można oddać krew, właśnie pod szyldem WOŚP. Poza tym zbiórka jest organizowana przez cały rok i można dorzucić kilka groszy każdego dnia (na stronie wosp.org.pl w zakładce „Fundacja" są wymienione sposoby, w jakie można wesprzeć akcję poza finałem). 

To, co wydarzyło się w tym roku, po prostu zabolało. Zabolało jak jasna cholera, że w ten piękny dzień, kiedy tak olbrzymie tłumy mobilizują się i wspólnie rozkręcają tak ważną akcję, kiedy ludzie naprawdę otwierają się na pomaganie innym, ktoś został tak brutalnie zamordowany. Boli jeszcze bardziej, kiedy widzi się te wszystkie pochwały dla napastnika, nazywanie czy to Adamowicza, czy to Owsiaka, „zdrajcami narodu", tę obrzydliwą wręcz nienawiść do drugiej osoby tylko dlatego, że... no właśnie, dlaczego? Dlatego, że jest otwarta na innych? Dlatego, że nie można znaleźć żadnych dowodów na jakiekolwiek przekręty finansowe, mimo głosów „jak ma tyle kasy, to na pewno kradnie"? Dlatego, że robi coś dla ludzi i nie szerzy nienawiści, wychodzi z tego kotła jadu, którym pluje tak wiele osób i nakleja na nim serduszko, pokazując, że tak się po prostu da? Wyciągnąć rękę do kogoś, tak po prostu, nie po to, żeby wyciąć mu złośliwy numer, napluć na niego czy go popchnąć, tylko żeby pociągnąć go w górę... Tak się da. Chrześcijaństwo to ponoć religia miłości. Jeśli nawet mnie, jako osobę czasem wręcz antychrześcijańską, stać na tego typu gesty, to dlaczego tak wielu ludzi deklarujących się jako wierzący, nie potrafi się zdobyć na taki drobny „akt miłosierdzia", jak by to niektórzy nazwali? Proste pytanie: co jest złego w byciu dla kogoś?

Ostatnio też rozmawiałam z jednym kolegą na tematy krążące wokół LGBT. Jest strasznie przeciwny tego typu rzeczom, nie potrafi zrozumieć tych osób, nie umie spojrzeć na nich jak na normalnych ludzi... Ale ja zawsze zadaję zawsze dwa zasadnicze pytania:

1. Czy to kogoś krzywdzi?

2. Czy to czyni kogoś szczęśliwym?

I odpowiedzi na nie chyba w jasny sposób pozwalają zdefiniować najogólniej moralnie ujęte dobro i zło. I zawsze, czego by ludzie nie mówili, to czerwone serduszko, tak dobrze wszystkim nam znane, będzie dla mnie symbolem dobra, wsparcia i pokoju, jakiego trudno uświadczyć gdziekolwiek indziej. 

Jestem kurewsko wściekła przez całą tę sytuację i chyba nietrudno to zauważyć. Czy to naprawdę takie trudne, żeby w imię wspólnej pomocy niesionej dla tak bardzo niedomagającej w naszym kraju służby zdrowia schować podziały do kieszeni, zjednoczyć się i działać razem, bez ciągłego obrzucania się gównem? Dla niektórych najwyraźniej tak. A to, co pierdoli Wielgucki, Pawłowicz i im podobni na Twitterze, przechodzi ludzkie pojęcie. Dlaczego śmierć człowieka, zamiast zjednoczyć ludzi w walce przeciwko takim szumowinom jak ten nożownik, jeszcze bardziej ich dzieli? Niektórzy powiedzą: „hej, ale w tym samym czasie giną dzieci w Afryce czy żołnierze w Syrii i nimi nikt się tak nie przejmuje". Fakt, ludzie giną przez cały czas. Jednak wokół tej sprawy narósł taki szum, ponieważ ta tragedia wydarzyła się podczas imprezy, która ma promować miłość, pokój i pomoc bliźniemu. I teraz już naprawdę nie mam złudzeń. Te wydarzenia pokazały tylko, jakim okrucieństwem, obłudą i głupotą cechuje się nasz gatunek i absolutnie w niczym nie jesteśmy lepsi od jakichkolwiek zwierząt, bo nierzadko potrafią one zachować się bardziej – nomen omen – humanitarnie od nas.

Ale postaram się spuścić na chwilę z tonu. Wściekłość gotuje się jak smoła w piekielnym garze, ale też prowadzi donikąd. Rzucamy się sobie do gardeł jak wściekłe psy. Smutne, cholernie smutne. I jest mi wstyd za tych wszystkich ludzi, którzy tak bardzo sieją nienawiść. Ale wiecie, co możemy zrobić? Spróbować, przynajmniej spróbować być ponad to. Nie odpowiadać agresją na agresję, zacisnąć zęby i wyciągnąć rękę, chociażby po to, żeby przykleić takiej osobie serduszko do kurtki, podać kubek herbaty albo wskazać na któregoś z noworodków w WOŚP-owych inkubatorach. Wyciągnąć rękę mimo gniewu, żeby pokazać, że tak się da. W końcu najskuteczniejszą bronią w walce z nienawiścią jest miłość i dobrze by było, gdyby ludzie o tym pamiętali. I jeśli znajdzie się teraz choć jedna osoba, która, mimo swojego zacietrzewienia, stwierdzi, że jednak warto angażować się w tego typu akcje, świat stanie się odrobinkę lepszym miejscem. 

Bo w pomaganiu nie ma nic złego i warto to robić, zwłaszcza kiedy okazja wręcz puka Ci do drzwi. 

Bo niesienie pomocy zawsze, ale to zawsze powinno ludzi łączyć, a nie prowadzić do kolejnych podziałów. 

Mamy ich już wystarczająco dużo.

Peace & love, kalafiorki, trzymajcie się cieplutko.

Oczami Azie: o życiuWhere stories live. Discover now