Rozdział 8

6.3K 394 131
                                    




Byłem przed moim pokojem. Nacisnąłem na klamkę i lekko je popchnąłem. Wszedłem do pomieszczenia, zobaczyłem na moim łóżku leżącego Dasti'ego. Zamknąłem po cichu drzwi i do niego podszedłem. Spojrzałem na niego. Spał. Ehhh nachyliłem się nad nim i dmuchnąłem lekko na jego twarz. Ten zmarszczył brwi i się podrapał. Prychnąłem cichutko ze śmiechu, wyglądał głupio, ale zarazem uroczo. Nie chciałem go budzić, więc poszedłem do łazienki wziąć szybki prysznic. Rozebrałem się i włączyłem wodę. Nie lubiłem zimnej wody wolę ciepłą. Kąpałem się tak około 10 minut po czym się przebrałem w jakiś dresik, który zabrałem przed wejściem tutaj i opuściłem pomieszczenie. Dasti nadal spał. Jaki idiota. Obudzę go, a co? Śpi przecież w moim łóżku. Nachyliłem się nad nim i lekko go szturchnąłem.

- Dasti. Wstawaj. - Szturchnąłem go już trochę mocniej. - No obudź się!

- Ymmmm - Mruknął. - Mogę jeszcze chwile?

- Nie, wstawaj ! - Chciałby, zaprosiłem go tylko żeby z nim porozmawiać a nie by on sobie smacznie spał. - To moje łóżko, złaź.

On spojrzał się na mnie jednym okiem i się uśmiechnął. W jednej chwili złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do siebie. Miałem głowę na jego torsie, podniosłem ją do góry i na niego spojrzałem, on się tylko głupio uśmiechał. Podniosłem prawą rękę i strzeliłem mu w ten pusty łeb. Chciałem z niego wstać, ale mnie powstrzymał. Pociągnął mnie tak że leżałem teraz pod nim. Zdziwiłem się i spytałem tego debila co on robi. On na to:

- Dokańczam poranną rundę. - Głupio się uśmiechnął.

- C-co?! - Nie zdążyłem nic więcej powiedzieć bo zaczął mnie łaskotać. - P... Proszę ha ha Prz... estań.

- Nie. - Odpowiedział od razu. Wiłem się pod nim jak jakbym miał jakiś napad, a on się tylko ze mnie śmiał. Łaskotał mnie przez jeszcze jakiś czas po czym powiedział. - No Skoczyłem. To o czym chciałeś rozmawiać.

- Najpierw ze mnie zejdź idioto. - Dyszałem. Popchnąłem go by upadł na podłogę. Ma za swoje głupek.

- Ała! Za co ? - Spojrzałem na niego wściekły. Chyba zrozumiał że jestem wściekły bo opuścił swoją głowę. - P-przepraszam.

- Pfff - Prychnąłem

- Chriiisss No przepraszam, nie obrażaj się. - Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na mnie oczkami szczeniaka. Sam usiadłem na łóżku tak by być na przeciwko mnie. Spojrzałem na niego i głośno westchnąłem.

- Dobra.

- Dzięki! Dzięki! - Wykrzyczał. Po czym w jednej chwili spoważniał. - To o czym chciałeś rozmawiać?

- O twoich... - Zawahałem się. Co niby mu powiedzieć ,, o twoich oczach? " ,, Dlaczego masz takie oczy? "

- O moich? - Spojrzał pytająco. Pokazałem na swoje oczy, żeby nie musieć tłumaczyć. - Ahhh. Chodzi ci o kolor?

- Yhmm - Przytaknąłem.

- Soczewki. - Podniosłem zaskoczony brwi. - A twoje? Naturalny kolor?

- Niestety... - Westchnąłem zrezygnowany.

- Dlaczego? Są naprawdę ładne. Takie pochłaniające, można się w nich utopić. Są czerwone jak krew. Są takie wyraziste, niezwykłe. - Mówiąc to zbliżył się do mnie przyglądając się im.

- Właśnie, są jak krew. Czerwony kojarzy się z złością, śmiercią. (okresem) Nienawidzę tych oczu... - Nie zdążyłem dokończyć bo mi przerwał.

- Są śliczne! - Krzyknął. - I koniec kropka. - Założył ręce na swoją klatkę piersiową.

Rozmawialiśmy około do 21, po czym uznaliśmy że jesteśmy zmęczeni i Dasti pójdzie do swojego pokoju. Chyba położę się już spać. A że już się wykąpałem od razu położyłem się na łóżku i zasnąłem. Obudziłem się z wielkim bólem głowy. Ból był nie do wytrzymania. Może to po tych lekach? Spojrzałem się na zegarek na półce. 6;38. Chyba wstanę i pójdę do Leftana się o to spytać. Wyczołgałem się z łóżka, z trudem ustałem na nogach. Było mi niedobrze, kręciło mi się w głowie i w dodatku ten okropny ból. Nie czułem swoich nóg. Nawet się nie przebierałem tylko ruszyłem w stronę gabinetu z wielką nadzieją że Niebieskooki tam będzie. Droga dłużyła się i dłużyła. Cały czas musiałem opierać się o ścianę by nie upaść. W którymś momencie poczułem się jeszcze gorzej. Mój organizm tego nie wytrzymał, upadłem pod własnym ciężarem na ziemie. Gdy upadałem wykręciłem sobie kostkę w lewej nodze. Jęknąłem z bólu. Żałosne. Ehhh jestem beznadziejny. Gdy tak się nad sobą użalałem, obok mnie pojawiła się pewna postać.

- Hmmm, co ty tutaj robisz o tak wczesnej porze? - Podniosłem lekko głowę do góry by zobaczyć mężczyznę, był to Zack. Ten idiota który chciał mnie ,, zasmakować".

- Nie mogłem spać... - Odpowiedziałem pierwsze co mi przyszło do głowy, nie no geniusz.

- To czemu siedzisz na podłodze? - Uśmiechnąłem się tylko głupio do niego. No co ja mam mu powiedzieć ? Nie może wiedzieć o lekach, bo Leftan kazał nikomu nie mówić. Szaro włosy podał mi dłoń bym wstał, chwyciłem ją. Gdy już wstałem znów straciłem równowagę i upadłem. - Wiedziałem. Choć zabiorę cię do Leftana. - Podniósł mnie na pannę młodą, lewą rękę miał na moich udach a prawą na plecach.

- Heee?!?! C-co... ty robisz?! - wydarłem się na niego gdy mnie podniósł.

- Cicho bądź i daj sobie pomóc. - warknął na mnie. Po czym powiedział łagodniejszym głosem. - I tak by nie udało ci się tam samemu dojść. -Zamknąłem się. Opuściłem tylko głowę. Po krótkiej chwili byliśmy już przed gabinetem. Zack wszedł do środka bez uprzedzenia. Czarno włosy aż podskoczył gdy usłyszał trzaśniecie drzwiami. Spojrzałem się tylko na Leftana i od bólu zemdlałem.

Obudziłem się już bez tak silnego bólu głowy, i nie było mi już tak niedobrze. Leżałem na łóżku w gabinecie. Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na dwie osoby siedzące przy biurku, byli to Zack i Leftan. Patrzyłem na nich jak rozmawiali, ale nic nie słyszałem. Nie odzywałem się tylko obserwowałem. Po krótkiej chwili Szaro włosy spojrzał się w moją stronę i odetchnął. Niebieskooki też się spojrzał w moją stronę i gdy zobaczył że się obudziłem podbiegł do mnie i mnie przytulił przepraszając.

- Chriiiiss!!! Przepraszam! Naprawdę przepraszam ! - Zaczął szlochać mi w ramię. Mocno się do mnie przytulił. - P-przepraszam.

- Ale za co? - Nie wiem o co mu chodzi.

- Podałem ci zły lek i za dużą dawkę leku.... - Próbował się tłumaczyć, ale Zack mu przerwał.

- I przez jego głupotę mogłeś zginąć - Podszedł do nas i złapał Czarnowłosego za fartuch i odciągnął go ode mnie.

- Co mi się stało? - Zapytałem. I to co usłyszałem zmieniło wszystko...

Należysz do mnie! (Yaoi)Where stories live. Discover now