Prolog

5.7K 341 244
                                    

- Mistrzu… To się nasila…

Osiemnastoletni chłopak oparł ręce o stolik i schował twarz w dłoniach. Jego perfekcyjnie ułożone zwykle włosy były w nieładzie, a koszulka niechlujnie wystawała ze spodni. Zupełnie jakby przybył tu w pośpiechu, nie mając czasu na całkowite ogarnięcie swojej osoby.

Siedzący z drugiej strony niskiego blatu stary chińczyk przyłożył dwa palce do skroni analizując sytuację.

- Jakieś nowe objawy? - zapytał spokojnie.

Adrien Agreste opuścił dłonie . Na jego czole majaczyło parę kropelek potu, a zielone oczy były lekko zamglone I chaotycznie błądziły po pomieszczeniu.

- Wywar, który mi dałeś już w ogóle nie pomaga. - mruknął słabo.- A mroku jest coraz więcej. Kotaklizm nie jest już w stanie absorbować go całego, mimo że używam go tak często jak tylko mogę. W każdej wolnej chwili. Plagg jest wykończony… Prawie cały czas śpi.

- Chłopcze, objawy. - łagodnie powtórzył Fu. - Muszę o nich wiedzieć. W razie czego... Trzeba będzie przekazać pierście…

- Nie! - blondyn gwałtownie zassał powietrze - Dam radę! Nic… Nic mi nie jest !

- Gdyby nic ci nie było, nie  przyszedłbyś do mnie. Poza tym… Widziałeś się w lustrze ? Wiesz jak wyglądasz? To zaszło za daleko. Prawdopodobnie żaden Czarny Kot nie miał do czynienia z taką ilością przez tak długi czas. 

Adrien zamilkł na moment i zastygł w bezruchu.

- Wkrótce na pewno go pokonamy. A wtedy wszystko się skończy. - szepnął po chwili.

- Tego nie wiesz… Nie mogę, aż tak cię narażać. To może zniszczyć ci życie.

- I tak jest już zniszczone. - zaśmiał się gorzko blondyn i spojrzał prosto w oczy chińczyka - Odbierając pierścień odbierzesz mi moje jedyne światło. Proszę, mistrzu…

Fu westchnął ciężko czując wyżerające go powoli od środka poczucie winy. Gdyby tylko sam mógł wziąść na siebie to brzemię.

Jednak nie był w stanie. A ktoś musiał je nieść.

Przeklinał się jedynie nieustannie, że wybrał na powiernika tej mocy i wiążących się z nią konsekwencji to  młode życie.

Nie wiedział, że ich przeciwnik będzie tak potężny i walka będzie ciągnąć się na przestrzeni lat.

- W porządku. - powiedział w końcu chińczyk, wciąż  ogarnięty mimo to niepewnością - Jednak powinniśmy powiedzieć o tym Biedronce.

- Nie! - krzyknął gwałtownie chłopak podnosząc się na równe nogi. - Nie… - mruknął ciszej. - Nie musi o tym wiedzieć. Ona... Przejęłaby się tym. Przygnębiłoby ją to. Mistrzu, postaram się znieść wszystko dla jej uśmiechu. Nie…. Zniosę wszystko !

Fu spojrzał w jego przepełnione w tej chwili bezkresną czułością, stanowcze oczy. Doskonale rozumiał potrzebę ochrony ukochanej osoby przed cierpieniem. Sam przeżywał kiedyś to samo.

Nie potrafił odebrać mu tego ostatniego pragnienia, którego desperacko się trzymał. Nie umiał.

- Dobrze.- westchnął starzec. - Ale musisz mi coś obiecać. Przyjdziesz do mnie od razu, kiedy poczujesz, że to cię przerasta.

Chłopak opadł z wyraźną ulgą z powrotem na poduszkę, na której wcześniej siedział.

- Oczywiście… Obiecuję.- odpowiedział uśmiechając się słabo.

Fu nie wiedział jeszcze jak bardzo żałował będzie, iż tego dnia nie odebrał mu pierścienia.

Owity w ciemność [Miraculous FanFiction]Where stories live. Discover now