Rozdział 18

2.1K 193 327
                                    

O dziwo nie płakała.

Siedziała naga, owinięta jedynie wciąż przesiąkniętym jego zapachem kocem i wpatrywała się tępo w skrawek kartki.

Nie miała siły płakać.

Na nic nie miała już siły.

Wstała, a puchaty materiał osunął się na podłogę.

W jej głowie majaczyło tylko jedno, jakże przyziemne pragnienie. Prysznic.

Skierowała się do łazienki by po chwili jej skórę rozgrzały gorące krople.

Dotykała miejsc, których wczoraj to on dotykał, jakby chciała zmyć stamtąd pamięć o nim.

To by było takie proste, gdyby wraz z jego zapachem w gęstej pianie znikła również ta cała beznadziejna miłość.

Gdyby uporczywy ból w podbrzuszu nie przypominał jej o tym szczęściu, które tej nocy zawładnęło całą jej egzystencją.

Gdyby jej szyi ne zdobiły ciemnoczerwone pieczęcie zostawiane przez jego usta.

Gdyby mogła go wykreślić ze swojego życia.

Jedynym obrazem, który widniał przez cały czas w jej głowie była ta głupia kartka.

Zgrabne, pochyłe litery dobrze znanego jej z czasów liceum pisma układające się w tak niespodziewane, w tak okrutne po tym wszystkim słowa.

"To był błąd. Zapomnij, proszę.

Przepraszam.
AA "

W końcu zrozumiała. Życie nigdy nie ułożyło by się w tak piękny sposób, aby marzenia należące kiedyś do młodej, naiwnej dziewczyny spełniły się ot tak.

To nie była bajka, w której książę bezwarunkowo pokochuje nagle zwykłą, niezdarną pannę i żyją długo i szczęśliwie.

Jednak... Jednak... Objęła się ramionami pozwalając, aby ciepła woda spadała prosto na jej kark ogrzewając jej całe ciało.

Miała wrażenie, że widzi w jego oczach miłość, którą czuła również w każdym jego łagodnym dotyku, w każdym pocałunku.

Więc... Zagryzła mocno usta. Więc dlaczego chociaż nie został i nie wyjaśnił co się stało? Dlaczego odszedł bez słowa?

Uderzyła pięścią w kabinę prysznica.

I co ona niby miała teraz o nim myśleć? W jaki sposób miała to wszystko zrozumieć?!

Rozniecił tą malutką iskierkę uczucia w niej, którą już dawno chciała zdeptać, wzniecając prawdziwy pożar.

Pożar, który jednak całkowicie  ją strawił.

Wyszła spod prysznicu wycierając dokładnie swoje parujące od gorącej wody ciało.

Powoli stygło nabierając temperatury otoczenia.

Ludzie się zmieniają i musiała zrozumieć, że to już widocznie nie był ten szczery, pomocny chłopiec, którego pokochała.

Miała dzisiaj na szczęście dzień wolny, więc sięgnęła po dresowe spodnie i luźny podkoszulek zawieszone na suszarce.

Coś w niej, aż skręcało się na myśl, aby zaakceptować nasuwający się w tej całej sytuacji wniosek.

Wykorzystał ją.

Desperacko szukała powodu mogącego usprawiedliwić osobę, której twarzy niezaprzeczalnie nie mogła wyrzucić ze swoich myśli .

Wyjaśnienia, które dawałoby jeszcze szansę, aby... Upadła na dywan w łazience czując ogarniającą ją słabość.

- Marinette? - usłyszała cichy głosik.

- Tikki? G-gdzie byłaś? - niebieskooka poczuła, że jej głos zadrżał, chociaż nie planowała tego.

- Chciałam dać tobie i Adrienowi trochę czasu tylko dla was... - wyjaśniła zmartwiona - Gdzie on jest? Mari, co się stało?

- Właśnie w tym problem. - szepnęła w odpowiedzi dziewczyna. - Nie mam pojęcia co się stało. Dlaczego on w ogóle to wszystko zaczął. A potem nie patrząc mi nawet w twarz, zostawił wiadomość, że to był błąd... Żebym... Zapomniała... - zacięła się czując gulę w gardle.

- Marinette... - kwami wyglądało na równie zmieszane co ona. - Na pewno... Na pewno wszystko się wyjaśni ! Będzie dobrze, zobaczysz !

Już to niedawno słyszała.

Te same słowa padły z jego ust.

"- Od teraz wszystko będzie już dobrze."

Nic nie było.

Nie miała już siły walczyć o nic. Nawet o samą siebie.

Wszystko straciło kompletny sens.

- Przepraszam, Tikki. - Marinette uśmiechnęła się smutno.

- Za co? - zapytała jej zdziwiona przyjaciółka. Nie usłyszała jednak odpowiedzi.

Z szokiem wymalowanym na twarzy zmieniła się w kulę światła, która pomknęła w stronę leżących na dłoni dziewczyny kolczyków.

Niebieskooka wstała i skierowała się spokojnym krokiem w stronę salonu.

Ściągnęła z meblościanki gramofon, który wprawnie otworzyła ukazując skrytkę w jego wnętrzu.

Odgarnęła na bok cukierki, spod których wyłoniło się ciemne drewno szkatułki.

Otworzyła ją i położyła kolczyki na przeznaczonym dla nich miejscu.

Zamknęła wieko.

Położyła gramofon na parapecie okna, aby był dobrze widoczny. Przy odrobinie szczęścia... Kot zauważy go podczas patrolu.

Będzie wiedział co to, na pewno go pozna.

Udała się do kuchni, gdzie w jednej z szuflad wygrzebała niewielkie pudełeczko, po które sięgała gdy musiała się porządnie wyspać.

Przeszła znów do salonu stając ponownie przed meblościanką i wyjmując z jednej z szafek butelkę dosyć dobrego trunku, trzymaną na specjalną okazję.

Zaśmiała się posępnie pod nosem.

Lepszej okazji na jej otwarcie raczej nie znajdzie.

Usiadła na kanapie podnosząc z ziemi koc, którym się owinęła.

Opróżniła dwa listki tabletek wyciągnięte z pudełeczka i zaczęła spokojnie połykać je jedna po drugiej.

Gdy skończyła pociągnęła spory łyk alkoholu. Skrzywiła się czując podrażnione procentami gardło.

Ułożyła się wygodnie na kanapie zamykając oczy otulona ciepłym kocem, który pachniał słońcem. Pachniał nim.

Nie minęło dużo czasu nim poczuła senność.

Na granicy jawy i snu zdawało jej się, że słyszy dzwonek jej drzwi. Ciche pukanie. Nie przejmowała się już tym jednak.

Przyjemna czerń objęła jej świadomość.

Pochłonęła wszystko, łącznie z bólem.

Owity w ciemność [Miraculous FanFiction]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang