Rozdział 36

1.8K 180 253
                                    

Przewrócił kolejną stronę książki.

Ogień trawiący powoli drewniane, dębowe szczypki w ceglanym kominku przyjemnie ocieplał jego kolana.

Usłyszał za sobą ciche kroki.

- Czekolada gotowa.

Jego żona z uśmiechem postawiła na stoliku obok niego parujący kubek i usiadła w fotelu naprzeciw.

Wyciągnęła drobne ręce w stronę płomieni przymykając delikatnie swoje oczy.

Była tak bardzo piękna.

Ściągnął z nosa okulary i odłożył je na stolik razem z książką. Z figlarnym uśmiechem na ustach wstał i najciszej jak umiał podszedł do kobiety.

- Dziękuję, kochanie. - szepnął jej do ucha obejmując ją od tyłu, zza oparcia.

Drgnęła lekko, zaskoczona uniosła głowę do góry by nawiązać z nim kontakt wzrokowy i demonstracyjne przewróciła oczami chichotając przy tym.

Obszedł fotel by po chwili bezceremonialnie podnieść kobietę i z łatwością posadzić ją sobie na kolanach,  samemu siadając i zatapiając plecy w miękkim obiciu.

Bez słowa wtuliła się w jego klatkę piersiową

Zanurzył czubek nosa w jej  włosach przymykając oczy i chłonąc ukochany  zapach jej szamponu.

- Mama znowu siedzi na moim miejscu! - usłyszał nagle głos dobiegający gdzieś z drugiego końca salonu.

Trzyletnie, jasnowłose dziecko podbiegło do fotela z naburmuszoną miną i zaczęło leciutko szarpać swoją matkę za materiał spodni.

Uśmiechnął się czule. Często zdarzało mu się sadzać Emmę na kolanach i czytać jej bajki. A dziewczynka niechętnie odstępowała od tego co uważała za swoje.

Zachichotał widząc rozgniewane, błękitne oczy które córka odziedziczyła po miłości jego życia. Marinette miała rację, że za bardzo rozpieszczał ich pociechy. Nie zamierzał jednak tego zaniechiwać.

-Skarbie, wiesz która godzina? Hugo też nie śpi?  - zapytała równie rozbawiona co on granatowłosa wstając i biorąc dziewczynkę na ręce.

- Hugo dał się złapać. A ja jestem sprytniejsssa! - oznajmiła z dumą w głosie.

Jak na zawołanie do salonu wszedł siedmioletni, ciemnowłosy chłopiec dosyć wysoki jak na swój wiek. Pod pachą trzymał wyrywającego się mu drugiego z blond bliźniaków.

- Chciałem ich wrzucić z powrotem do łóżeczka, ale się nie dali... - jęknął zrezygnowany Louise.

- I tyle z spokojnego wieczorku. - wyszczerzył się pan domu wstając z fotela, biorąc szybkiego łyka czekolady i   ruszając w stronę swoich synów.

- Nie przeszkadzam? - niski głos wyrwał go z tego pięknego obrazka.

Ale to nic.

Niedługo, gdy zdobędzie kolczyki, jego marzenia staną się w końcu rzeczywistością. Nie będzie się musiał już niczym przejmować.

Ani Biedronką, ani stojącym właśnie za nim mężczyzną.

Będzie wszystkiego pewny, bo w końcu... wszystko sam stworzy.

Podniósł się i stanął pewnie na dachu, na którym przed chwilą siedział.

Powoli świtało.

Owity w ciemność [Miraculous FanFiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz