Rozdział 22

1.9K 190 227
                                    

- To nie jest dobry pomysł, młody. Powinieneś wrócić do domu po lek... Dawka, którą miałeś przy sobie nie jest wystarczająca. - zauważyło zmartwione kwami wychylahące się zza kołnierza koszuli blondyna, który biegł właśnie w stronę najbliższej taksówki.

- Muszę ją zobaczyć. Oby... Oby nic jej nie było - odpowiedział drżącym głosem Adrien. Cała złość, którą czuł do Biedronki na chwilę zeszła na drugi plan.

- Jeżeli stracisz panowanie i znowu będziesz mieć atak... Młody, niektórych skutków nie będziesz mógł odwrócić.

Chłopak już nie słuchał. Wsiadł do taksówki i podał cel swojej podróży.

***

Godziny wizyt powoli się kończyły. Rodzice wyszli chwilę temu upewniwszy się przedtem, że na pewno jest już w miarę stabilna emocjonalnie i po obietnicy, że nic sobie nie zrobi.

Chloe poszła wykonać kolejny telefon, Marinette nie pytała do kogo, mimo iż trochę ciekawiło ją z kim stara się tak usilnie skontaktować .

Luka uparcie siedział obok jej łóżka cicho się jej przypatrując. Czekał chyba na jej ruch.

Westchnęła. Dowiedziała się już wcześniej, że to on i blondynka ją znaleźli.

- Dziękuję za uratowanie życia... - mruknęła cicho.

- Marinette... Co on ci zrobił? - palnął muzyk, a ona gwałtownie obróciła głowę w jego stronę nie spodziewając się zupełnie takiego pytania.

- Kto? - mruknęła w odpowiedzi siląc się na spokojny ton.

- Wiesz dobrze kto. Agreste. Chloe znalazła kartkę. - wyjaśnił turkusowooki.

- Aaa, kartkę... - przeklęła się w myślach, że jej nie wyrzuciła. - Po prostu Adrien spił się za bardzo i znalazłam go na ulicy nieprzytomnego. Pozwoliłam mu spać w salonie, a że wstał przede mną zostawił mi informacje, że to jego upicie się było błędem, wstydzi się tego, więc każe mi zapomnieć i przeprasza ponieważ... - zaśmiała się nerwowo - ...ponieważ myślał, że sprawił mi tym kłopot.

- Kłamiesz. - stwierdził smutno chłopak - Dlaczego w takim razie chciałaś... chciałaś... - słowo, które chciał wypowiedzieć nie przyszło mu przez gardło - ... zaraz po jego wyjściu ?

Spojrzał wymownie na jej szyję pokrytą ciemnoczerwonymi śladami.

- Z całym szacunkiem Luka, jestem ci wdzięczna za ratunek, ale to jakie miałam powody nie jest już twoją sprawą - zauważyła chłodnym głosem niebieskooka. Czego innego spodziewał się po tym jak zobaczyła go w jego mieszkaniu z Chloe na jednej kanapie?

Zamilkł i wbił smutno oczy w podłogę. Jego czoło zmarszczyło się nieco, a usta zacisnęły się w wąską kreskę.

Marinette widząc jego minę od razu pożałowała swoich słów.

Może mieli problemy jeśli chodziło o ich nieistniejący już związek, ale przecież Luka oprócz bycia jej chłopakiem przez te trzy miesiące, był również jej wieloletnim przyjacielem.

Ona również... martwiłaby się o niego cholernie gdyby ich miejsca nagle się zamieniły. Chciałaby mu jakoś pomóc.

- Przepraszam... - szepnęła sięgając po jego zwisającą bezwładnie obok krzesła na którym siedział dłoń. - Po prostu nie jestem gotowa na rozmowę o tym wszystkim co się stało - wyznała szczerze.

Turkusowe niczym morskie fale oczy natychmiast podniosły się, aby spocząć na jej twarzy.

- W porządku - posłał jej pełen melancholii uśmiech - Porozmawiamy jak będziesz czuć się lepiej. Po prostu chciałbym, żebyś wiedziała... Że jesteś dla mnie naprawdę ważna i możesz na mnie liczyć. - szepnął ciszej opierając swoją wolną rękę na łóżku i nachylając się nad jej ciałem.

Owity w ciemność [Miraculous FanFiction]Where stories live. Discover now