Rozdział 10

2.3K 207 293
                                    

Niekiedy miłość jest jak zamek z piasku.

W twojej głowie nagle pojawia się jego wizja, którą starannie potem realizujesz budując wieżyczkę za wieżyczką.

Czasami bywa, iż wizja się zmienia w miarę postępu i spontanicznie coś dobudowywujesz.

Zwracasz uwagę na każde okienko, na każdy szczegół.

I nawet jeżeli coś troszeczkę się rozsypuje to nic.

To ile wysiłku włożyło się w całość sprawia, że drobne wady nie mają znaczenia.

Jednak... Czasami bywa, że morska fala zmywa zamek.

I plaża znów jest pusta.

Ale przecież z mokrego piasku lepiej się buduje, prawda?

I można zbudować kolejny zamek. Chociaż nie będzie już taki jak ten pierwszy, mimo tego, że starasz się odwzorować go najdokładniej jak tylko możesz.

Ale to też twoje dzieło. Coś co cenisz, bo zostało przez ciebie zbudowane od fundamentów.

Więc gdy przyjdzie kolejna fala... Czy będziesz mieć odwagę zacząć znowu od nowa ryzykując ponowny zawód ?

Marinette nie wiedziała.

Wróciła do swojego mieszkania i od razu rzuciła się na łóżko, aby otulić się w kołdrę i płakać.

Tym razem musiała poradzić sobie z falą sama. Nie myślała jeszcze o przyszłości.

***

Mayura uśmiechnęła się chłodząc swoją twarz pierzastym wachlarzem.

- Czujesz to? Te emocje są takie... inne. Żal i smutek po utracie czegoś. Jednak nie czuję ani grama nienawiści. Jedynie zawód. Oh, są takie potężne!

Sięgnęła dłonią po jedno z piór w trzymanym przez siebie przedmiocie.

Poczuła uścisk na nadgarstku.

Spojrzała zaskoczona na stojącego obok niej mężczyznę, który pokręcił głową.

- Nie, ta dziewczyna nie może ucierpieć. A zostanie antybohaterem mogłoby ją narazić. - oznajmił spokojnie.

- Ale... to taka okazja! Dlaczego?

- Sama nadzorowałaś Adriena, powinnaś wiedzieć czemu. Nie widziałaś jak się zmienił, gdy przestała przychodzić? Ona jest dla niego jak Emilie dla mnie. Nie mogę sprawić mu takiego bólu, ponieważ sam poznałem jego smak.

Kobieta otworzyła lekko usta w niemym szoku.

- Wiedziałeś o jego spotkaniach z przyjaciółmi?

- Oczywiście. - kiwnął głową i uśmiechnął się do niej lekko, co jak na niego i tak było niezwykłe - Cieszę się, że o niego dbałaś, Nathalie.

- Więc dlaczego nie pozwoliłeś im przychodzić oficjalnie?

- Ponieważ... Adrien musi mnie znienawidzić. Im mocniej, tym lepiej. - mruknął cicho . - A teraz skupmy się na szukaniu. Chyba wyczuwam pewną ciekawą emocję... Oh, to może być interesujące.

***

-Ja... Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś. Przecież to była miłość twojego życia. - zauważyła siedzącą obok niego na kanapie dziewczyna.

Niedawno przyszła przynosząc mu przy okazji kawałek ciasta malinowego upieczonego przez ich mamę.

Obie były zaniepokojone, ponieważ z chłopakiem od rana nie było kontaktu.

Juleka postanowiła więc złożyć mu wizytę.

Kręciła teraz z niedowierzeniem głową usłyszawszy całą tą historię.

Nie wierzyła, że to jej brat zakończył ten związek.

- Bardzo cię kocham i zawsze będę po twojej stronie, ale... to było głupie. - mruknęła.

- Przecież z nią nie zerwałem. Tylko zaproponowałem przerwę! Ja... Muszę pozbierać swoje uczucia do kupy. - mruknął chowając  twarz w dłoniach i wzdychając.

- A pomyślałeś, czy Mari też to tak odebrała? Może dla niej ta twoja "przerwa" to po prostu powiedzenie w delikatny sposób, że masz jej dość. - zauważyła spokojnie brązowooka.

- Nie myślałam wtedy. - przyznał. - Moja głowa po prostu pękała... Z resztą delej boli jak cholera. Nie mogę na niczym skupić myśli.

Pogłaskała go po plecach, na co uśmiechnął się słabo.

- Luka... Przemyśl to wszystko. Tylko pamiętaj, że im dłużej zwlekasz tym mniejsze szanse na to, że będzie na ciebie czekać. Sam powiedziałeś, że na horyzoncie pojawił się niebezpieczny rywal. - poradziła dziewczyna podnosząc się z kanapy.

Według niej jej przyjaciółka i brat byli wspaniałą parą. Marinette świetnie się z nim dogadywała i wyglądali na cholernie szczęśliwych.

Nie pamiętała nawet żadnej kłótni między nimi... Co niekoniecznie było dobre.

Może brak doświadczenia w wyjaśnianiu sobie problemów doprowadził ich właśnie do tej sytuacji?

- Zadzwonię wieczorem. I nawet nie chcę słyszeć wtedy, że nie jadłeś obiadu ani kolacji. - zagroziła. 

Jej brat smętnie kiwnął głową.  

***

Zarys księżyca majaczył już na niebie, kiedy granatowowłosa dziewczyna w końcu wyczołgała się spod kołdry. 

Czuła się wyprana z wszelkich emocji, jednak dzięki temu jej umysł ogarnął dziwny spokój.

Jej mała, czerwona przyjaciółka skrzywiła się na widok jej zapuchniętych oczu.

- Marinette... - jęknęła  wyraźnie zmartwiona, na co dziewczyna uśmiechnęła się i pogłaskała jej główkę.

- Już wszystko w porządku, Tikki. Nie jestem już dzieckiem. 

- To nie znaczy, że masz to w sobie dusić. - stwierdziło kwami. - To cud, że nie opętała cię żadna akuma...

Marinette nagle podniosła się na równe nogi ku zdziwieniu Tikki.

- Cholera... Byłam tak zajęta sobą, że zapomniałam o sprawie Czarnego Kota... - uderzyła się w głowę czując rozdzierające ją poczucie winy - Jak... Jak mogłam?! Do tej pory coś mogło mu się stać...

- Spokojnie, Mari! Pamiętaj, że twoje życie też jest ważne! Musisz o siebie dbać! - niemal natychmiast odpowiedziało stworzonko widząc  zdenerwowanie powierniczki jej miraculum.

- Muszę iść do Mistrza Fu! Może on coś wie. - mruknęła ignorując słowa przyjaciółki. - Tikki, kropkuj!

Czerwony strój pokrył jej ciało, a twarz jak zwykle zasłoniła nakrapiana maska. 

Wyskoczyła oknem zahaczając jojo o komin budynku naprzeciwko i skierowała się w stronę siedziby Fu. 

Nie dane jej jednak było tam dotrzeć.

Nagły wybuch spowodował zmianę jej celu. Najszybciej jak umiała pobiegła w stronę Luwru.

Przyczyną całego zamieszania, jak podejrzewała, okazała się kolejna ofiara akumy. A raczej ofiary, bo złoczyńców była dwójka. Co jednak najdziwniejsze... 

Dwie kobiety w strojach antybohaterów walczyły ze sobą. 

Owity w ciemność [Miraculous FanFiction]Where stories live. Discover now