Rozdział 3

3.1K 237 355
                                    

- Marinette, uważaj!

Byli już przed samym kinem, gdy Luka pchnął ją na ziemię przygniatając przy okazji swoim ciałem.

Jęknęła pod wpływem uderzenia o twardy chodnik.

Dopiero po chwili zobaczyła przez ramię swojego chłopaka przyczynę tego manewru, który jej zafundował.

Na środku jednej z paryskich ulic znajdowała się kolejna ofiara Władcy Ciem.

Marinette stwierdziła, że chudy chłopak nie miał na pewno więcej niż piętnaście lat.

W postaci złoczyńcy jego włosy były w neonowo zielonym kolorze,  na środku głowy rozdzielone równym przedziałkiem i związane z tyłu w poczochraną, grubą kitę.

Ich barwa kontrastowała z rażąco białym strojem, którego góra do złudzenia przypominała kaftan bezpieczeństwa uniemożliwiając zapewne jakikolwiek ruch górnych kończyn.

Uwagę zdecydowanie zwracał masywny, szeroki pas zaciśnięty  na talii chłopaka. Marinette od razu obstawiła,  iż to tam schowała się akuma.

Dół jego kostiumu stanowiły dwie, długie poły płaszcza ozdobione trzema, rozpiętymi, fioletowymi paskami.

Trochę niepokojące były zdobiące jego ciało blizny widoczne dzięki krótkim spodenkom na nogach.

Zdecydowanie nietypowym był też fakt, iż złoczyńca nie miał butów, a jedynie wysokie skarpetki przypięte szelkami poniżej kolana.

Cóż, może nie było takie dziwne zważając na fakt, iż jej przyszły przeciwnik nie musiał dotykać ziemi.

Jego ciało zwisało w powietrzu zawieszone na czterech, wbitych w ziemię pasach wystających gdzieś spod płaszcza.

To właśnie jeden z nich przed chwilą wycelowany został w tłum pod kinem.

Pasy widocznie mogły wydłużać się wedle uznania antybohatera .

Marinette patrzyła z przerażeniem jak jeden z ludzi jest właśnie owijany przez nadmiar  grubego, skórzanego pasma, które potem urwało się bez zupełnej straty długości, pozostawiając spętanego nieszczęśnika w spokoju i szukając kolejnej ofiary.

Gdyby nie Luka teraz i ona sama byłaby w fioletowym kokonie,  niezdolna do najmniejszego  ruchu.

- Jestem Libero! Nie uciekajcie,moi drodzy! - krzyknął nagle złoczyńca w stronę tłumu. - Zaopiekuję się wami tak dobrze, jak zaopiekowano się mną! Uwolnię was od wszystkich trosk!

Luka podniósł Marinette  z chodnika ciągnąc ją natychmiast za najbliższy krawężnik, aby zniknąć z pola widzenia złoczyńcy wciąż atakującego kolejnych cywili.

- To powoli się zaciska! - krzyknęła nagle jakąś kobieta niedaleko nich próbująca bezskutecznie  przeciąć scyzorykiem pasy wokół leżącego sztywno mężczyzny.

Libero zaśmiał się widocznie ją słysząc.

- Moje kochane pasy z czasem przytulają się coraz mocniej. Za dwie godziny ten człowiek będzie wolny. - powiedział, a jego oczy zdawały się być lekko mętne - Od wszystkich bólów, od problemów... Od życia.

Jeden z pasów pomknął w stronę kobiety, która po chwili leżała już obok osoby, której starała się pomóc.

- Marinette, musimy uciekać. - szepnął Luka ciągnąc ją za ramię.

Pokiwała głową.

- Rozdzielmy się. Będziemy mieć większe szanse. - zaproponowała.

Muzykowi chyba nie spodobał się pomysł, aby zostawić dziewczynę samą ponieważ zmarszczył lekko czoło, jednak było to najbardziej racjonalne posunięcie, więc nie oponował.

Owity w ciemność [Miraculous FanFiction]Where stories live. Discover now