Rozdział 31

1.8K 196 256
                                    

Z dedykacją dla 1Sachiko-chan :D Jestem próżnym człowiekiem, chcę tą świątynię xD

***

Okno w salonie było uchylone. Nie zamknęła go wcześniej.

Dziękowała sobie jednak za to, że gramofon wrócił na swoje miejsce na szafce. Być może w panującej w pokoju ciemności rozświetlanej jedynie przez światła ulicy go nie zauważy.

Marinette przygryzła wargę.

Chociaż to i  tak nie miało znaczenia. Sam fakt, że tu się znalazł wynika pewnie z tego, że dowiedział się kim jest.

Siedział na tej przeklętej kanapie uważnie ją obserwując. Wahała się. Może powinna natychmiast się transformować?

- Czarny Kot?  - nie musiała udawać zdziwienia, aby jej głos brzmiał wiarygodnie -  Co ty tu robisz?

Poklepał miejsce obok siebie sugerując, aby tam usiadła. Posłusznie spełniła tą prośbę. Nie była w stanie stwierdzić czy  Kot w tej chwili panuje nad sobą czy nie. Rozdrażnienie go nie było dobrym pomysłem.

- Szukałem jakiegoś kąta do odpoczynku. Myślałem, że to mieszkanie jest opuszczone. To zabawne, że trafiłem akurat na ciebie, Marinette.

Westchnęła z ulgą. Chyba nie wiedział jednak, że jest Biedronką.

Z drugiej strony może kłamał? Jakie było prawdopodobieństwo, że ze wszystkich mieszkań wybrał akurat to?

Zielone, jarzące się w ciemności jak u zwierzęcia oczy przyglądały jej się w ciszy.

Nie, gdyby znał jej tożsamość zachowywałby się inaczej.

- Pamiętasz moje imię. - zauważyła uśmiechając się łagodnie. Z jakiegoś powodu mimo niebezpieczeństwa, które groziło jej w tej chwili, czuła dziwną iskierkę szczęścia.- A przecież rozmawialiśmy tylko parę razy i to dawno temu.

- Niektórych rozmów nigdy się nie zapomina. Podobnie jak niektórych ludzi. - szepnął z zagadkowym wyrazem twarzy -  A chwil z tobą nie zapomnę do końca życia, Marinette.

Uśmiechnął się. Nie sarkastycznie, nie złośliwie. Zupełnie tak jak dawniej.

Jak długo nie widziała już tego uśmiechu?

I kierował go do niej. Nie do idealnej bohaterki. Do zwykłej dziewczyny którą była.

Jej serce zabiło szybciej.

Niepewnie położyła swoją rękę na osłoniętej czarnym kostiumem dłoni.

Poczuła, że zakończone długimi pazurami palce ostrożnie wplatają się między te jej.

Nachylił się nad nią leciutko.

- Nie boisz się mnie? - szepnął przyjmując poważną minę.

- Boję się... o ciebie.- odpowiedziała zgodnie z prawdą ze spojrzeniem wciąż wbitym w ich dłonie.

- Marinette. - uniósł delikatnie jej podbródek w górę wolną ręką.

Jego głos rozszedł się echem po jej głowie gdy spojrzała w jego oczy. 

Znała ten głos.

Już go słyszała. Tu, dokładnie w tym samym miejscu. Wypowiadający jej imię.

Nagła świadomość tego kim był spadła na nią niczym piorun, porażając na moment całe jej ciało.

Całe lata gonienia siebie nawzajem.

Owity w ciemność [Miraculous FanFiction]Where stories live. Discover now