16.

1.3K 120 23
                                    

Chanyeol szedł przodem, uważnie się rozglądając i obserwując otoczenie. Jednak w zasięgu jego wzroku nie było dosłownie nic.

Żadnego ruchu, żadych nieznanych zapachów. Żadnego dźwięku, co samo w sobie było już czymś niepokojącym. Tak niepokojącym, że zatrzymał się na moment, zdekoncentrowany.

- Schowaj się. - Powiedział w umyśle omegi. - Pode mną, powoli. - Rozkazał, patrząc na Byuna uważnie.

Biała omega wykonała polecenie, kuląc się pod alfą. Nie wiedziała, co się dzieje, ale nie negowała słów Parka. Wiedziała, że ten sam do końca nie wie, co jest grane.

- Co się dzieje? - Zapytała w końcu, zniecierpliwiona. - Alfo?

Baekhyun został zignorowany, ale nie na długo. Bowiem miał coś czego nie miał silniejszy od niego wilk. Wyczulony przez ciążę węch.

- Czujesz coś? - Usłyszał. Skinął łbem. - Co dokładnie?

Odetchnął, zastanawiając się przez chwilę. To było proste.

- Bez. - Przyznał. - Cynamon i... - I wtedy poczuł. -  Dziczyzna.

Park bez zastanowienia przybrał pozycję do ataku, przygniatając tym omegę. Obserwował każdy najmniejszy już szelest liści, gotowy na wszystko.

Na wszystko, ale nie na to.

- Co ty, kurwa, wyprawiasz? - Spojrzał na tak znajomego wilka. - Kurwa, człowieku! - Krzyczał w umysłach ich wszystkich, raniąc ich tak wibracjami.

- Chanyeol. - Zaskomlała niepytana omega. - To boli.

- Baekhyun, bądź cicho. - Warknął jej w odpowiedzi. - A ty, Jongin, zawracaj.

- Ale bracie!

Park pokręcił głową, nakazując przyjacielowi powrót. Robił to tylko dla własnego dobra i pełnej koncentracji na omedze potrzebującej najwięcej jego uwagi.

Przecież ta mogła w każdej chwili go potrzebować, blisko, intymnie.

- Nie dostałeś pozwolenia na opuszczenie stada. - Tłumaczył. - Potrzebny jesteś tam, nie tu.

Już nie. - Odpowiedział mu Jongin radośnie. - Przywódca kazał mi się połączyć! A że w naszym stadzie nie ma omegi, której pragnę...

Nie słuchał, skupiając się na pieszczącym go języku. Czuł przyjemny dotyk na uchu, jednak specjalnie na to nie reagował.

- Chanyeol, weźmy go. - Byun nie siedział cicho. - Będzie bezpieczniej.

- Nie.

- Chanyeol...

- Bracie.

- Chanyeol, alfo. - Baekhyun spojrzał na połączonego z nim wilka poważnie. Zawahał się, nim nie powiedział tego jednego, jedynego słowa. - Proszę. - Szepnął, tuląc pysk w puszystą sierść.

I gdy Chanyeol miał się już zgodzić, coś mu przeszkodziło. Nagły warkot i silne feromony niższej mu alfie.

I gdy Chanyeol miał się już zgodzić, brązowy wilk rzucił się w ich stronę, w skoku wysuwając lśniące od świeżej krwi kły.

I gdy Chanyeol miał się już zgodzić, do ataku przystąpił Kim, broniąc kryjącego się, przerażonego teraz Byuna.

I to trwało sekundy. Sekundy, dopóki alfy nie wyczuły kolejnych obcych zapachów. Sekundy, dopóki mała omega nie została ranna. A ranna północna omega to rozwścieczona do granic możliwości omega.

W Baekhyuna wstąpiło jakby nowe życie, nowe siły, nowa energia. Wyskoczył spod alf, warcząc na nieznajomego.

Wyskoczył, rzucając się na atakującego, w ten sposób chcąc bronić własnego szczeniaka.

Wyskoczył, wpadając w pustkę.

Znienawidzony | ChanBaekWhere stories live. Discover now