50.

1.3K 107 72
                                    

Zacisnął powieki, uśmiechając się smutno. Cierpienie bezlitośnie rwało jego serce, na strzępy, kolejny już raz. Gładził wypukły brzuch, szukając ukojenia. I bez przerwy wpatrywał się w drogę za oknem, bo wciąż miał nadzieję.

Wciąż miał nadzieję. Jego alfa wciąż żył, czuł to.

Wciąż miał nadzieję.

***

Skurcze zaczęły się przedwcześnie, podświadomie czuł, że to nie jest na nie czas. To nie był kluczowy miesiąc, szczeniak powinien jeszcze spokojnie w nim dojrzewać. Jego wewnętrzna omega miotała się w spazmach, a jednak on zachował spokój.

Nie śpiesząc się i nie panikując przygotowywał sobie kąpiel, wiedząc, że ciepła woda pozwoli mu zrelaksować ciało, a także uspokoić niespokojną wewnętrzną omegę. Nie panikował, czując subtelnie wilżącą się bieliznę. Nie panikował, w myślach odliczając minuty dzielące pojedyncze skurcze.

Panikować zaczął dopiero wtedy, kiedy po jego nagich już udach spłynął lepki, zielonkawy płyn, a jego majtki chłonęły coraz to częstsze krople krwi.

Krzyknął, wołając wszystkich. Krzyknął, bojąc się o życie swojego szczeniaka. Krzyknął, przerażony.

Krzyknął, tracąc przytomność.

***

- Jego stan jest krytyczny, za nic w świecie nie możemy go wybudzać.

- A szczeniak? - Beta spojrzała na lekarza z niepokojem. - Bez pokarmu nie przeżyje nawet dziesięciu godzin, umrze z głodu. Nie ma w watasze karmiącej omegi, musimy...

- Muszę kierować się zdrowym rozsądkiem. Wybudzę omegę, stracimy ich oboje. Jeśli nie wybudzę...

- On sam odbierze sobie życie, nie potrafiąc uspokoić duszy po kolejnej stracie szczeniaka.

- Zaopiekujemy się jego omegą, nie martw się tym.

Sehun pokręcił głową, odganiając z oczu łzy.

- Jest nadzieja. - Zaczął cicho. - Wybudźmy go, nakarmi szczeniaka. Sam przywoła tu alfę, wiem o tym, jestem tego pewny.

- Nie mogę się na to zgo...

- Wtedy umrą wszyscy, cała ich trójka. - Przerwał. - To jedyna szansa. Jedyna, rozumiesz?

Medyk skinął głową.

Wybudził omegę.

***

Spojrzał na trzymanego przez babkę jego alfy szczeniaka, uśmiechając się delikatnie. Jego dłonie drżały, a dusza puchła, od towarzyszących mu emocji, od szczęścia, od smutku, od bólu. Przez nieobecność alfy.

Zaczął płakać, mocząc policzki i rękaw koszuli łzami, zasłaniając dłonią twarz.

Miał go. Miał przy sobie szczeniaka. Miał go.

Jego maleństwo. Jego pociecha. Żywy dowód na uczucie łączące alfę i omegę.

***

- Seungho. - Zaśmiał się, łapiąc trzylatka za jego maleńką dłoń. - Słuchaj mamusi, w porządku?

- Mama!

- Bądź grzecznym alfą. Grzecznym wilczkiem, dla tatusia, tak?

- Dla tatusia!

***

Przygotowywał kolację, przez otwarte kuchenne okno doglądając syna. Widział, jak zmęczony zabawą z energicznym czterolatkiem był dziadek jego przeznaczonego, widział to.

Nie zareagował. A jednak, gdyby to uczynił, jego serce nie drżałoby teraz w strachu, a głos nie uwiązłby w gardle. Rzucił się na ratunek synowi. Był szybki.

Ale nie tak szybki jak doskonale znana mu alfa.

Doskonale znany mu alfa, trzymający jego syna w ramionach. Ich syna, dowód ich miłości.

- Chanyeol?

- Baekhyun.

Wrócił. Jego alfa wrócił. Po prawie pięciu latach wrócił.

Żyli obaj. I jeśli dalej żyć będą, to zawsze razem, a nigdy oddzielnie.

Znienawidzony | ChanBaekWhere stories live. Discover now