Nie wiedział, gdzie akurat się znajduje. Widział tylko krew. Ciemną, skapującą z jego ud. Tworzącą gęste plamy na podłodze, szczelinami przeciekając pod spruchniałe panele.
Słyszał tylko głuchy odgłos uderzeń kropli o beton. Słyszał tylko regularne dźwięki, nic poza tym. Zaskakujące, prawda?
Spojrzał w stojące w rogu lustro, dostrzegając prawdopodobnie swoje odbicie. Próbował się zaśmiać, jednak nie potrafił nawet poruszyć ustami.
- Co się ze mną dzieje? - Zapytał, nie będąc w stanie połączyć faktów. - Bolało. - Mówił, odwracając się w stronę wilków. - Dlaczego już nie boli? - Pytał, patrząc to na Sehuna, to na Jongina. - Co się ze mną dzieje? - Ponowił, nie dostając odpowiedzi w pierwszych sekundach.
Nie dostał jej również w kolejnych, podnoszony tylko. Kai delikatnie przeniósł go do stojącego w ciemności łoża, kładąc na okropnie zimnej, ale świeżej pościeli.
Poczuł jeszcze zimne usta na własnym rozgrzanym czole, dziwiąc się temu.
- Śpij. - Usłyszał. - Proszę, śpij.
- Ale...
- Śpij. - Powtórzył mu Sehun. - Obudzisz się, a wtedy cię z tego uwolnimy. - Obiecał. - Zamknij oczy, śpij.
- Uwolnicie? Z czego mnie uwolnicie?
- Śpij.
Nie odpowiedział, posłusznie zamykając oczy. Nie wiedział, dlaczego jest taki senny, ale nie negował tego, zasypiając. Musiał odpocząć. Musiał.
Tak samo jak musiał dać czas medykowi i becie, pozwalając, aby ci pozbyli się ciała. Aby wyjęli martwe szczenię, kiedy ten nie był niczego świadomy, w ten sposób oszczędzając mu tego widoku.
***
Nikt nie starał się, aby sam pochówek przypominał zwyczajną ceremonię pogrzebową. Nikt tego nie chciał, modląc się o zakończenie zbyt długiego procesu.
Sehun przecierał załzawione oczy, próbując opanować drżenie ciała. Kai tylko stał, bezsilnie wpatrując się w stertę ciemnego, mokrego piasku. Medyk spoglądał w niebo smutno, nieprzyzwyczajony do takiego rodzaju uroczystości. Nie obchodził ich moczący wszystko deszcz, oni tam nadal stali. Nie potrafili pogodzić się z porażającym ich doświadczeniem, emocjami, bólem. Nie potrafili.
Jednak musieli, bo teraz tylko od nich zależało życie niewinnej i delikatnej omegi. Nawet nie od niej samej, jedynie od Sehuna i Jongina. Oni tak postanowili. I nie mogli już tego cofnąć.
***
Nie płakał, kiedy na własne oczy przekonał się o tragedii. Nie płakał, dziękując, że teraz przynajmniej on ma szansę na przeżycie. Ze szczeniakiem pod sercem był to niemożliwe, wiedział o tym. Doskonale o tym wiedział.
Nikt nie miał prawa nazwać go nieludzkim. Nikt nie miał prawa zdecydować za niego.
- Powiesz mi? - Zapytał w pewnym momencie, patrząc na Kima spokojnie. - Co się teraz ze mną stanie? Co ze mną będzie? - Pytał. - Powiesz mi? Powiesz?
Sehun położył silną dłoń na jego nakrytym prześcieradłem udzie. Uspokajał go, masując odrętwiałe z wcześniejszego bólu mięśnie.
Kai nie był szczęśliwy. Nie był, jednak uśmiechnął się, chcąc dodać otuchy omedze.
- Spokojnie, zadbamy o wszystko. - Zapewnił. - Nie musisz się tym martwić, odpoczywaj. - Poprosił jeszcze.
Baekhyun pokręcił głową, gwałtownie odrącając dłoń nie tak obcej już mu bety.
- Chcę wiedzieć. - Mówił. - Chce wiedzieć, w końcu od was zależę ja. Od was zależy moje życie. - Wiedział o tym. - Chcę wiedzieć.
- Tak, Baekhyun, jednak... - Jongin nie potrafił mu tego wyjaśnić.
Jednak Sehun już tak.
- Twoja niewiedza jest nam sprzymierzeńcem. - Powiedział twardo, nie patrząc na nic. - Podobnie jak niewiedza twojej alfy, to działa tylko na naszą korzyść.
- Nie powiecie mi?
- W odpowiednim momencie sam wszystko zrozumiesz.
A omega chciała, aby odpowiedni moment nastał już teraz.
A/N
Moje Zbereźniki!
Co myślicie? Dalej jesteście za sterylizacją? Domyślacie się zamiarów Sehuna i Kaia? I najważniejsze, co będzie z omegą?
Znająca zakończenie,
sic_cus
YOU ARE READING
Znienawidzony | ChanBaek
FanfictionZ każdym dniem bowiem młodzi członkowie stada nienawidzili się mocniej, pokazując to w otwarty już sposób. Jednak z każdym dniem czuli się też zupełnie inaczej. Specjalnie powodowali kłótnie, zaczepiając siebie wzajemnie. Cieszyli się z atencji, na...