49.

904 81 33
                                    

Biegli.

Ciemny las wydawał się nie kończyć. Kolejne kilometry niemiłosiernie się dłużyły, a obca im gęstwina potęgowała już i tak silne emocje. Baekhyun, najsłabsza z nich jednostka, dygotał z zimna, z każdą kolejną sekundą tracąc cenne teraz siły. Biegł wolniej, jego organizm starał się o chwilową choć przerwę.

Zwalniał, łapami zaczepiając o ostre kamienie i raniące jego sierść ostre, pełne kolców krzewy.

Chanyeol warknął na niego, złoszcząc się. Był wściekły na powolną omegę, poganiał ją. Nie mógł pozwolić na najkrótszy nawet odpoczynek, musiał chronić ich życie, musieli uciekać. Cel ich wyprawy ukryty był gdzieś za najbardziej stromymi szczytami, daleko, a oni musieli pokonać niebezpieczną drogę tylko w jedną noc.

- Baekhyun, cholera, szybciej! - Warczał, wysuwając ostre, ubrudzone obcą krwią kły. - Biegnij! - Krzyczał, nie zważając na słyszane w umyśle ciche błagania.

- Alfo, nie mogę. - Omega zwalniał, potykając się. - Alfo...

- Biegnij. - Nie był w stanie.

Ciężkie łapy zahaczyły o wystający z gleby konar, a całe jego ciało, kruche i delikatne nawet w zmienionej, wilczej postaci, poleciało w przód, obijając się o pojedyncze młode drzewa.

- Cholera, omego.

Zacisnął powieki, czując niewyobrażalnie mocny ból. Nie był w stanie go zlekceważyć, pisnął, patrząc na alfę boleśnie. Powoli wstał, próbując utrzymać ciężar swojego ciała tylko na trzech zdrowych łapach.

- Nie ruszaj, powoli.

Przytaknął, pozwalając na manewrowanie jego kończynami. Nie przeszkadzał wilkom, pozwalając becie na złapanie własnego karku w zęby, nie skarżąc się na towarzyszący temu ból.

- Spokojnie. - Chanyeol patrzył na niego czule. - Wezmę cię, przepraszam za ból.

Baekhyun ociężale przytaknął, niewyraźnie kręcąc pyskiem. To był najlepsze wyjście, zniesie cierpienie.

***

Byli wciąż zbyt blisko.

Chanyeol czuł poszczególne ostre zapachy znajomych tak alf. Zdawał sobie sprawę, że ci w ciągu trzech godzin zrównają się z nimi, cholera. Jednak nie mógł biec szybciej, nie mógł. Przecież trzymał delikatne ciało ukochanego w zębach, nie chciał zrobić Baekhyunowi krzywdy szybszym biegiem.

Ale jednak, nie mógł dopuścić na spotkanie alf z byłego już stada. Nie mógł pozwolić na skrzywdzenie ukochanego przeznaczonego, nie mógł. Cholera, nie mógł!

Zwalniał, chwilę później całkowicie się zatrzymując. Zdezorientowany towarzysz jego biegu stanął przy nim, w oczach mając speszenie i czyste przerażenie.

Park zignorował wzrok Sehuna.

- Baekhyun. - Językiem drażnił ucho omegi. - Omego, wstań.

- Co?

Nie odpowiedział, zmieniając swą postać.

- Pobiegniecie sami. - Szeptał, pomagając omedze w utrzymaniu ciężaru jej ciała. - Sehun wie, którą drogą macie się kierować.

- Co?

- Dogonią nas. - Nie przerwał. - Dogonią, dlatego musimy się rozdzielić. Musimy, skarbie.

- Zostawisz nas?

- Dobiegniecie do rodzinnej watahy mojej mamy, moi dziadkowie już na was czekają. Nie mogą doczekać się poznania ciebie, moja omego.

- Chanyeol...

- Zajmą się wami. Tobą, Sehunem. I co naważniejsze, zajmą się naszym szczeniakiem. Będziecie tam bezpieczni.

- Chanyeol, ale...

- Odciągnę ścigające nas alfy, zrobię to. Nie śpieszcie się i uważajcie na szczycie, idźcie bezpiecznie.

- Wrócisz?

Chanyeol nie mógł skłamać, nie potrafił. A Baekhyun domyślił się odpowiedzi.

Domyślił, dlatego przybrał człowieczą postać, czule całując wargi przeznaczonego mu wilka. Ostatni raz, jak się domyślał.

- Chanyeol...

- Ja też, skarbie, ja też. - Odpowiedział, składając krótki i delikatny pocałunek na nadal płaskim brzuchu. - Kocham was.

Odbiegł, w skoku przybierając postać wilka.

A Baekhyun już wiedział.

Żyli obaj. I jeśli dalej żyć będą, to nigdy razem, a zawsze oddzielnie.

Znienawidzony | ChanBaekKde žijí příběhy. Začni objevovat