22.

1.2K 104 24
                                    

Miał zrobić wszystko, jednak nie zrobił nic. Nie zadbał o szczeniaka, choć obiecał, że to uczyni. Udawał, że wszystko jest dobrze, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Chanyeol najzwyczajniej w świecie nie potrafił wyrzec się spokojności i opanowania ciężarnego Baekhyuna, dlatego nie przestał karmić go zabójczą mieszanką. Nie widział w tym nic złego. Nie chciał nic złego w tym widzieć.

Na pełne smutku i rozgoryczenia oczy omegi nie reagował, po prostu to lekceważąc. Wiedział, że prędzej czy później poniesie tego dramatyczne skutki, ale nie myślał teraz o tym, woląc nienaturalną pokorę omegi i jej oddanie, mu, alfie.

Nie potrafił z tego zrezygnować. Przecież połączony z nim wilk nie narzekał, nie mówiąc o swoim bólu otwarcie. A dla Chanyeola był to jasny znak, aby tego nie przerywać, lekceważąc przestrogi Jongina i uciszając głos wewnętrznego wilka.

Dlatego, jak co rano, podał połączonemu z nim duszą wilkowi śniadanie, kontrolując jego spożycie. Potem tylko zabrał ze stołu nakrycie, chwaląc siedzącą omegę.

Uśmiechał się, bo wiedział, że ta za chwilę mu się odda. Nie interesował się, czy Byun naprawdę tego chciał. Omega miała być posłuszna, stosunek płciowy z alfą był jej obowiązkiem.

- Nie dam rady. - Usłyszał nagle. - Czuję się strasznie źle, nie wykorzystuj mnie dzisiaj.

Chanyeol uśmiechnął się samymi kącikami ust. Zachichotał, jednak nie było mu do śmiechu.

- Wykorzystuję? - Zapytał podirytowany. - Robię to dla dobra szczeniaka, wiesz o tym, prawda?

- My cierpimy.

- Moje szczenie tego potrzebuje, nie sprzeciwiaj się temu. - Przerwał omedze. - Nie sprzeciwiaj się mi, jesteś tylko omegą.

Baekhyun jedynie spuścił głowę, mając łzy w przeraźliwie smutnych oczach. Czuł się oszukany, tak bardzo oszukany.

- Chanyeol, obiecałeś... - Przypomniał, odchodząc od stojącego nad nim wilka. - Robisz nam krzywdę, ja tego nie chcę. - Mówił szybko, przechodząc do salonu.

Alfa oczywiście kierowała się za nim, coraz bardziej rozjuszona. Przecież omega jawnie go znieważyła. I nie mógł nie ukarać jej za to.

- Wiem, co mam robić. - Powiedział powoli, mocno łapiąc za drobny nadgarstek chłopaka. - Dostosuj się, tak jak na omegę przystało.

- Jestem twoim partnerem, nie traktuj mnie jak kogoś o wiele niższego sobie. - Omega szeptała, nie mając w sobie już siły. - Nie w domu, nie w sypialni. Nie między nami. Chanye...

Żałował.

Tak strasznie żałował. Żałował swoich słów. W końcu gdyby nie one, nie leżałby teraz na deskach w salonie, zapłakany i kolejny już raz posiniaczony.

***

Kai był naprawdę wściekły. Nie potrafił opanować łez i skurczy serca. Nie potrafił, lecz powinien, w końcu musiał zachowywać się jak na alfę przystało.

Ale cholera! Miał dbać o bezpieczeństwo omegi. Miał dbać, przecież po to go tu przysłali, kurwa.

Miał zapobiec łzom i siniakom. Być może i stracie potomka. Miał zapobiec! Lecz, cholera, wszystko robił nie tak. Nie potrafił powstrzymać przyjaciela od zadawania bólu i krzyw delikatnej omedze. Nie potrafił odebrać mu bliźniaczego duszą wilka. Nie potrafił, choć był pewny, że to jedyne słuszne rozwiązanie.

Zatopił pysk w chłodnej wodzie, zmywając z niego ślady po łzach. Chciał to przeczekać, pozostawić bez reakcji.

Dlatego skorzystał z propozycji tamtejszych alf, bawiąc się razem z nimi.

Znienawidzony | ChanBaekWhere stories live. Discover now