30.

1.1K 97 31
                                    

Nie wiedział, ile czasu minęło, od kiedy kolejny raz podali mu substancję uspokajającą. Nie liczył upływającego czasu, nie miał na to zwyczajnie sił. Spojrzenie uciekało mu od okna aż po sufit, omijając stary, zdobny zegar, po czym wracało, powodując mglistą otoczkę tęczówek omegi. Patrzenie sprawiało mu ból. Patrzenie powodowało szybsze bicie jego serca i niewyjaśniony lęk.

Zamknął oczy, wykończony.

Przewrócił się na drugi bok, zamknięte powieki przecierając opuszkami wilgotnych palców. Machinalnie próbował pogładzić brzuch, chcąc uspokoić ruchy szczeniaka. Natrafił jednak na pustkę.

Na pustkę.

Dotarło do niego. Dopiero teraz dotarła do niego istota jego osobistej tragedii. Nie płakał, osłabiony przerażającym bólem serca i rwącym jego dusze cierpieniem. Nie płakał, trwając w dziwnym stanie hibernacji.

To było zastanawiająco przerażające. Emocje szalały w jego ciele, nie znajdując nigdzie ujścia. Z tego powodu jego ciało zaczęło drżeć, wprawiając w niepokój opiekujące się nim wilki. Jednak te nie miały okazji do zapytania go o widoczne złe samopoczucie, zajęte zakrywaniem wrażliwych uszu. Pisk omegi, mimo, że nie tak głośny jakby się zdawało, ranił ich bębenki, dogłębnie ogłuszając.

A cierpiący po stracie potomka Baekhyun wykorzystał okazję.

Czuł jak blisko śmierci się znajduje. Czuł to i pragnął znaleźć się w jej uścisku.

Nie potrzebował wiele. Nie potrzebował słuchu, węchu i wzroku. Jego dusza sama znalazła drogę.

***

Zanim alfa i beta odzyskali zdolność do poruszenia kończynami i kiedy tylko ich czułe zmysły do nich powróciły, jak na zawołanie poczęli rozglądać się za winną wszystkiego omegą. Nie znaleźli jej, co wzbudziło ich niepokój. Nie poczuli jej, to go tylko wzmożyło.

Rozejrzeli się ponownie, rozbieganym wzrokiem krążąc nie tylko po pomieszczeniu, ale również po ciemnym niebie, tak jakby Baekhyun mógł znajdować się wśród gwiazd, wesoło do nich machając.

W każdej legendzie bowiem było coś z prawdy, a oboje, alfa i beta, wierzyli w ostatnie pożegnanie, objawiające się jasną, piękną niczym żegnający się, spadającą gwiazdą.

Na szczęście niebo było czyste, ciemne i bez żadnych prześwitów gwiazd.

- Uciekł? - Zapytał w końcu Kim, niepokojąco wpatrując się w sylwetkę drugiego. - Uciekł, prawda?

Sehun pokręcił głową, spuszczając wzrok na własne stopy. Czuł wstyd i nie potrafił zdobyć się na prostą odpowiedź.

Doskonale wiedział, w jaki sposób śmierć wzywa wilki do siebie i obawiał się, że wrażliwy alfa nie zareaguje na to zbyt dobrze.

Naprawdę nie potrafił podzielić się strasznymi przypuszczeniami. Nie potrafił potwierdzić obaw przyjaciela kata jego kruchej omegi. Nie był w stanie mruknąć choć słowa.

Ale Kai się domyślił. Sam utwierdził się w odpowiedzi, modląc się w duchu o gigantyczną pomyłkę. Modlił się, ofiarowując własną duszę jako dar za choć kilka dni życia Byuna.

- Zapobiegnijmy temu. - Mruknął, ściszając głos, aby nie było słychać w nim drżenia. - Uratujmy go, na pewno wiesz, jak to uczynić. - Prosił, lustrując betę zamglonym spojrzeniem. - Sehun, proszę...

- Przykro mi. - Rzekł ten, twardo i stanowczo. - Chciałbym, jednak...

- Jednak co?!

- Baekhyun sam zdecydował o swojej śmierci. Sam oddał się jej w ramiona, niedługo już stając się jej kochankiem. Przepraszam, nie jestem w stanie temu zaradzić, nikt nie jest.

Kai zacisnął szczękę, zrozpaczony. Jednak jego oczy nie będą jedynymi, które tej nocy będą rozpaczać.

Znienawidzony | ChanBaekTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang