Rozdział IX

62 8 0
                                    

Anne musiała spostrzec roztargnienie przyjaciółki podczas nalewania herbaty. Kilkukrotnie chwytała ją za dłoń, by nie dopuścić do rozlania bursztynowego napoju i bezustannie przepraszała gości. Wreszcie poprosiła, by Constance usiadła; zapewne tak spory tłum negatywnie wpłynął na delikatną konstytucję panny.

Constance tymczasem czuła się okropnie; i pomyśleć, że nie tak dawno temu pełna nadziei wybierała się do Wharton Park. Do tej pory nigdy jeszcze nikogo nie oceniała tak pochopnie, lecz tym razem postanowiła nie znosić Edwarda Rutherforda tak bardzo, jak jej na to pozwalało dość dobroduszne i łagodne usposobienie.

Być może gdyby uraził ją samą, nie zdecydowałaby się tak na niego gniewać; jednak w momencie, gdy szło o jej matkę, nie mogła się na to zgodzić. Cóż za tupet! Byłaby w stanie mu wybaczyć, jeżeli nie wiedziałby, iż Jane Hawthorne jest z nią spokrewniona – tymczasem przecież doszło do prezentacji, zatem nawet bardzo zła pamięć nie mogłaby go usprawiedliwić. Zaś w tym przypadku Constance przekonana była, iż to nie zła pamięć była powodem tak grubiańskiego zachowania.

– To, doprawdy, szczyt wszystkiego! – wyznała wreszcie przyjaciółce, pozwoliwszy się posadzić na jednym z krzeseł z filiżanką herbaty w dłoni. Panowie jeszcze do nich nie dołączyli; zatem jeśli żadna z pań nie podsłuchałaby ich rozmowy, szanse na to, by słowa Constance doszły do uszu pana Rutherforda były dość nikłe. Tymczasem pozostałe panie, otrzymawszy swoje filiżanki z herbatą, zajęły się omawianiem najnowszej mody w Londynie, zatem nasza bohaterka oraz jej powiernica miały zapewnioną jako taką dyskrecję.

– Oceniasz go zbyt surowo, moja droga – odpowiedziała Anne, marszcząc nieco czoło. Na krótki moment Constance zapomniała, że mowa była przecież o jej kuzynie; ten jednak wzrok przywrócił jej zdrowy rozsądek, a co za tym idzie, i poczucie wstydu. Oburzając się na pana Rutherforda, zapewne sprawiała Anne przykrość.

Z drugiej jednak strony Constance czuła, że ma prawo być oburzona: nie ulegało wątpliwości, że pan Rutherford, czy tego chciał, czy też nie, obrzucił jej matkę niezbyt przychylnym spojrzeniem, wygłaszając swoje poglądy. A chociaż w normalnych warunkach dziewczyna z pewnością by się z nim zgodziła, właśnie owo spojrzenie wzbudziło w niej trudną do opisania niechęć. Z jednej strony pragnęła jak najszybciej zapomnieć zarówno o obeldze, jak i o jej autorze, a z drugiej znajdowała dziwną jakąś satysfakcję w mentalnym pastwieniu się nad okrutnym kuzynkiem Anne.

– Wybacz mi, kochanie – rzekła wreszcie Constance, siląc się, by nie westchnąć znacząco. – Niemniej musisz przyznać mi rację: to, co uczynił twój kuzyn, było tyleż oburzające, co i bezlitosne. Żaden, powtarzam: żaden mężczyzna, który chce się zwać dżentelmenem, nie ma prawa obchodzić się w podobny sposób z damami, niezależnie od ich wieku czy pochodzenia.

– Masz rację – przyznała Anne, kiwając krótko głową – że nie była to zbyt zgrabnie skonstruowana opinia. Zwłaszcza jeśli się nie mylisz i pan Rutherford w istocie spojrzał wówczas na twoją matkę.

Przez twarz Constance przemknął dziwny jakiś cień.

– Co chcesz przez to powiedzieć, Anne? „Jeśli się nie mylisz"?

Anne westchnęła i delikatnie ujęła dłoń Constance. W podobnych chwilach panna Hawthorne zapewne poczułaby się jeszcze bardziej urażona, jednak Anne, podobnie jak cioteczka Ward, posiadała tę cudowną cechę, że swą łagodnością z zadziwiającą łatwością zjednywała sobie przychylność Constance nawet w tych najtrudniejszych momentach. Zatem nic dziwnego nie było w tym, że Constance wreszcie zamknęła oczy i pokręciła głową.

– Masz rację, Anne. Oceniam go nazbyt surowo, wybacz; trudno mi jednak zaakceptować podobny afront. Gdyby jeszcze szło o mnie: mówimy wszakże nie o mnie, a o mojej matce. Jako dobrze wychowany jegomość twój kuzyn nie powinien był z podobnym lekceważeniem wypowiadać się na temat kobiety starszej od siebie i o bardzo dobrej reputacji. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że zwracał się do jej córki.

ConstanceWhere stories live. Discover now