Rozdział XL

90 10 4
                                    

– Och, Constance, ty niemądra gąsko! Jak w ogóle mogłaś pomyśleć, że jestem zaręczona z kuzynem Edwardem!

Anne śmiała się do rozpuku, kiedy Constance wyznała jej swoją pomyłkę. Obie damy siedziały właśnie w przestrzennym salonie Wharton Park; parę minut wcześniej oficjalnie ogłoszono zaręczyny Anne Milford z wielebnym panem Mortonem. Szczęśliwy wybranek stał opodal, rozmawiając ze swoim przyszłym teściem; na jego twarzy malowała się trudna do opisania wręcz błogość.

– Wszystko pasowało do układanki, Anne – odparła cicho Constance, czując, że się rumieni. – Twoje zachowanie... zachowanie pana Rutherforda... to chyba oczywiste, że wszyscy bardzo pragnęli tego związku.

– Och, może i tak – zgodziła się dość niedbale Anne – prócz nas dwojga. Z pewnością byłby to bardzo rozsądny związek, ale, moja droga Constance, znasz mnie dosyć długo, by zdawać sobie sprawę z tego, iż gardzę rozsądkiem.

Obie panie roześmiały się serdecznie i więcej nie powracały do tego tematu. Niemniej Constance nie mogła powstrzymać się od spytania o inną rzecz, która intrygowała ją niepomiernie. Rzecz, o której Anne najpewniej bardzo chciała jej powiedzieć – oczywista, o ile panna Hawthorne mogła znaleźć w sobie dość odwagi, by zadać to pytanie.

– Ale jak to się stało? – Constance starała się, jak tylko mogła, by nie brzmieć nazbyt obcesowo, nawet jeśli zdawała sobie sprawę z niewłaściwości swojego zachowania. – Zdawało mi się, że ty i pan Morton... Cóż, pamiętam tę nieszczęsną historię sprzed twojego wyjazdu do Londynu; odnosiłam wrażenie, że nie chcecie już do tego wracać.

– Moja droga – odrzekła czule Anne. – Żadne z nas nie jest ślepo zakochane w drugim. Kiedy pan Morton składał mi tę propozycję, mówił mi o tym otwarcie. Niemniej uznał, że poważa mnie i darzy sympatią, zaś jego wiek i stan nie pozwalają mu na dłuższe odkładanie sprawy, zwłaszcza że wie, iż jego jedyna prawdziwa miłość nigdy nie będzie należeć do niego.

Constance zarumieniła się gwałtownie i spuściła wzrok.

– Myślałam, że dałam ci to do zrozumienia, kochanie, kiedy prosiłam, byś się nie śmiała i żebyś nie miała mi tego za złe. Wszak ukradłam ci konkurenta!

Anne zaśmiała się jeszcze głośniej, widząc zakłopotanie przyjaciółki.

– No już, już. Ja sama może i jestem córką wielkiego sir Jamesa z Wharton Park, ale nie jestem ani pierwszym dzieckiem, ani nawet pierwszą córką. Wiem, że mężczyzn pociąga raczej moja fortuna – albo moje koneksje – a nie ja sama. Trudno byłoby mi znaleźć mężczyznę tak dobrego i szczerego jak pan Morton. Zdaję sobie sprawę, iż jego sytuacja finansowa zmusi mnie do zrezygnowania z wygód, do których jestem przyzwyczajona, lecz wolę to aniżeli życie u boku jakiegoś bogacza, do którego nie miałabym za grosz szacunku.

Trudno było się nie zgodzić z podobnym stwierdzeniem. Constance doskonale rozumiała teraz postępowanie Anne – pan Morton może i nie był bogaty, zaś jego pozycja społeczna z pewnością różniła się od pozycji sir Jamesa, jednak nie ulegało wątpliwości, iż stanowił on dobry materiał na męża – zaś z odwagą, otwartością i radosnym usposobieniem Anne może stać się o wiele lepszym człowiekiem.

Nie było powodu, dla którego Constance miałaby nie życzyć obojgu szczęścia – zresztą przekonana była, iż ich charaktery uzupełniają się doskonale i z niewielką dozą wysiłku z obu stron oboje będą bardzo szczęśliwi. Co prawda widziała pewnego rodzaju smutek w oczach pana Mortona, gdy z nim rozmawiała, jednak ten nie czynił jej żadnych wyrzutów. Odparł jedynie, że pragnie, by i panna Hawthorne znalazła takie szczęście, jakie jego czeka.

ConstanceWhere stories live. Discover now