Rozdział XXVI

34 7 1
                                    

Każdy kolejny dzień wydawał się męczarnią. Myśli Constance nieustannie uciekały ku Ruth – jedynej osobie, która mogła ją wyrwać z tego błędnego koła. Niemniej ilekroć udawało jej się znaleźć jako takie ukojenie w podobnych myślach, przypominała sobie, że kiedy wraz z siostrą wyjedzie do Londynu, będzie musiała stanąć twarzą w twarz z tym, co prześladowało ją przez ostatnie tygodnie. Owszem, było to dla niej o tyle pocieszeniem, że być może wówczas pewne sprawy się wyjaśnią; a jednak nie mogła powstrzymać gwałtownego ataku przerażenia, gdy w jej głowie pojawiał się obraz Richarda Rutherforda.

Nawet po wielu godzinach spędzonych na rozmyślaniach Constance nie mogła zrozumieć, co takiego powodowało młodszym panem Rutherfordem, gdy rozpowiadał takie plotki. Coś podpowiadało jej, iż jego cele nie mogły być czyste – tymczasem panna Hawthorne nie potrafiła wymienić nawet jednej rzeczy, którą mężczyzna mógłby zyskać dzięki małżeństwu z nią. Z pewnością nie miał szans na tak dobry ożenek jak jego starszy brat, a to ze względu na fakt, iż był drugim bratem – zaś jako niesamodzielny musiał się pogodzić z gorszym losem. Mimo wszystko jego nazwisko znaczyło wiele w społeczeństwie, zatem nie musiał się obawiać, że pozostanie mu wybieranie spośród odrzuconych przez pozostałych dżentelmenów dziewcząt.

Z pewnością o wiele lepszym wyborem w jego przypadku byłaby nieszczęsna Jane Bond, którą Richard adorował przed swoim wyjazdem z Wharton (nawet w obecnej sytuacji Constance poczuła swego rodzaju oburzenie przemieszane z urazą, bowiem nie dało się pomyśleć o Jane bez przypominania sobie o tym, jak nikczemnie potraktował ją Richard Rutherford, gdy tylko Jane przykuła jego wzrok). Była ładniejsza, wkrótce też miała stać się o wiele bogatsza, a ponadto cechowały ją wszelkie zalety żony idealnej: głupota, naiwność i posłuszeństwo. Nawet jej chęć imponowania i pragnienie komplementów wydawały się niczym, mimo iż z pewnością były wadami, bowiem o wiele łatwiej przymknąć oko na wywyższanie się czy wymusić z siebie jakiś niezbyt szczery komplement, niźli przełknąć gorzką pigułkę w postaci krytycyzmu, który cechował Constance Hawthorne.

Dlaczego więc Richard nie wybrał Jane? Constance zadawała sobie to pytanie nieustannie – wszak to z nią, a nie z Constance, przebywał w głównej mierze młodszy pan Rutherford, nim wyjechał z Wharton. Zatem zachowanie Richarda było nie tylko niestosowne, ale wręcz bolesne dla przynajmniej dwu panien; nie ulegało bowiem wątpliwości, że Jane Bond nadal pozostawała nieświadoma owych plotek, niemniej gdy tylko dojdą jej uszu – a dojdą niechybnie – pozostawią trudną do uleczenia ranę w jej sercu. Jane Bond była przecież delikatną panienką, a przy tym bardzo świadomą swoich atutów – przegrana z kimś pokroju Constance Hawthorne musiała być dla niej okrutną klęską.

Jednocześnie niezwykle bolesne było dla Constance to, iż Anne wierzyła, że jej związek z Richardem jest nie tylko prawdopodobny, ale wręcz pożądany. „Pewna jestem," pisała przecież, „że stanowilibyście udaną i szczęśliwą parę." Jak przyjaciółka mogłaby napisać coś podobnego po otrzymaniu pół tuzina wiadomości na temat tego, jak niewygodna jest to sytuacja dla Constance! Nie – Constance nigdy nie mogłaby przyznać Anne racji w tej kwestii; kobieta nie mogłaby być szczęśliwa z mężczyzną, który potraktował ją tak haniebnie – ponadto skoro już tak na tak wczesnym etapie ich znajomości tak swobodnie pogrywał sobie z jej uczuciami, skąd mogła mieć pewność, że nie zrani jej jeszcze bardziej w przyszłości? Po ślubie wszak człowiek się nie zmienia. Mężczyzna skłonny do romansów nadal nim pozostanie, a ten nieszanujący swojej narzeczonej nigdy nie zacznie szanować żony.

Z drugiej jednak strony być może Anne czerpała swoje przekonania z dziwacznego związku Ruth oraz pana Evansa, który na początku wręcz tragiczny, teraz rozwijał się w jak najbardziej pożądanym kierunku. Oczywista, jeśli to, co przedstawiała Ruth w swoich listach, było prawdą, a nie jedynie jej pragnieniem. Należało bowiem mieć na uwadze, że pani Evans od samego początku była ślepo zakochana w swoim mężu (i zapewne tylko to uratowało ją od znacznie nędzniejszego losu, bowiem nawet pan Evans nie mógł zupełnie zignorować pełnego oddania ówczesnej panny Hawthorne; to zaś i spora sumka pieniędzy natychmiast przypomniały mu o jego własnym początkowym uczuciu wobec Ruth) – to z kolei mogło doprowadzić do tego, iż kobieta – bardziej lub mniej świadomie – tłumaczyła sobie skandaliczne prowadzenie się męża i przymykała oko na jego niecne występki. Podobne zaślepienie nie miało miejsca u Constance – ta zresztą wątpiła w prawdziwe przywiązanie ze strony Richarda Rutherforda, co z kolei musiało doprowadzić do tragedii, jeżeliby ci dwoje byli wystarczająco nierozważni, by zawrzeć związek małżeński. Nie – to nie mogłoby nigdy mieć miejsca.

ConstanceWhere stories live. Discover now