Rozdział III

126 17 0
                                    

Sir James był pełnym życia pięćdziesięciokilkuletnim człowiekiem, który zupełnie jak jego żona uwielbiał wszelkiego rodzaju rozrywki – i na całe szczęście mógł sobie na nie pozwolić. I pomimo jego dość głośnego usposobienia, Constance lubiła go niepomiernie; nie należał on bowiem do ludzi, którzy chwaliliby się swoim bogactwem; ponadto był doskonale wykształcony, światły i oczytany.

Wraz ze swoją żoną Susan, która była matką chrzestną Constance, doczekał się trójki dzieci: Henry'ego, dziedzica Wharton Park, obecnie rezydującego w Oksfordzie; Isabelli, która wyszła za pewnego baroneta i osiedliła się na północy kraju; a także Anne, z którą Constance przyjaźniła się najbardziej.

Dwudziestoletniej Anne, niestety, natura poskąpiła urody: była niska, chuda, o niezgrabnej figurze i nieregularnych rysach. Jednak te braki nadrabiała słodycz jej usposobienia oraz bystrość umysłu. Zapewne gdyby nie pełne łagodności namowy Anne, Constance nie dałoby się zmusić do uczestnictwa w jakimkolwiek balu; jednak jako że większość tego typu zabaw odbywała się właśnie w Wharton Park, Anne zazwyczaj udawało się wymóc na przyjaciółce obietnicę przybycia. Tak też było i tym razem; Constance nie mogła zatem złamać słowa danego zarówno Anne, jak i cioteczce Ward.

– Wspaniale, że jesteś – ucieszyła się Anne, gdy tylko spostrzegła Constance. – Mam wieści, które mogą wydać ci się interesujące.

Chociaż lady Susan twierdziła, iż to nie przystoi kobiecie w wieku i o pozycji Anne, dziewczyna żywiła ogromne zamiłowanie do plotek; w Constance zazwyczaj znajdowała wdzięczną słuchaczkę, bowiem choć ta nigdy nie podzielała zainteresowania przyjaciółki, była jedną z niewielu osób, które nie miały serca jej odmówić; ponadto rzeczywiście znajdowała wiele z informacji, którymi dzieliła się z nią Anne, interesującymi.

Z początku Anne, mimo iż wydawała się z ledwością powstrzymywać się od opowiedzenia przyjaciółce o wszystkim w momencie ich spotkania, odmówiła wyjawienia sekretu. Dopiero po dłuższej chwili przekonywania zgodziła się wyjaśnić, o co chodziło.

– Wkrótce nasze towarzystwo się powiększy, Constance – wyszeptała z przejęciem, uśmiechając się promiennie.

Constance nie mogła być bardziej zdziwiona. To jedno zdanie mogło mieć tak wiele znaczeń! A jednak ekscytacja, z jaką Anna je wypowiedziała, mogła świadczyć tylko o jednym: osoba – lub też osoby – która miała dołączyć, bliska była sercu Anne.

– Moja droga Anne! Czyżby...

– Och, Constance, nie wyobrażaj sobie zbyt wiele – zaśmiała się Anne. – Nie, nie; nie jest to żaden mój konkurent, nic z tego – chociaż wiem, że to sobie właśnie wyobraziłaś! Nie, nie kręć głową; widziałam to w twoich oczach. Twój rumieniec wszystko zdradza! Ale nie – muszę cię zawieść, to nikt podobny.

– W takim razie – pytała dalej Constance – któż to taki?

Kłamstwem byłoby rzec, iż tutejsze towarzystwo było bardzo różnorodne: rok temu do niewielkiej chatki na obrzeżach posiadłości sir Jamesa wprowadziła się pani King, zaś po śmierci starego pana Johnsona do Maygroove wprowadził się pan Milton z żoną, lecz były to wydarzenia, które rzadko kiedy miały miejsce. Każda zmiana tego typu była zatem czymś zupełnie nieoczekiwanym i fascynującym.

– Mój ojciec zaprosił dwóch moich dalekich kuzynów – wyjaśniła Anne. – Widziałam ich tylko raz w życiu, a i to bardzo dawno temu. Mają przybyć do Wharton w przyszłym tygodniu.

Constance milczała przez moment, po czym zapytała:

– Kim są twoi kuzyni?

– Och, ojciec mówi o nich najlepsze rzeczy – odparła Anna z nieukrywaną ekscytacją. – Starszy z nich, Edward, stracił żonę, biedak, zaledwie rok po ślubie. Ma podobno przepiękną posiadłość nieopodal Londynu. Jego brat, Richard, jeżeli dobrze zrozumiałam, jest żołnierzem.

– Doprawdy!

– Fascynujące, prawda? – Anne uścisnęła dłonie przyjaciółki. – Nie potrafię się doczekać ich przyjazdu.

– Trudno ci się dziwić, moja droga – odparła Constance ze szczerym uśmiechem. – Gotowa jednak jestem założyć się, że ten tydzień przeminie, nim się zorientujesz – i że ledwie zdołasz mrugnąć, a oni już tu będą.

Anne zaśmiała się, po czym rzuciła Constance spojrzenie, którego ta bardzo nie lubiła; wiedziała bowiem, że w głowie dziewczyny już roją się niespodziewane pomysły; że wkrótce będzie się starała wymóc na niej jakąś obietnicę. Constance była typem człowieka, któremu odmowa nie przychodziła łatwo, zatem przekonana była, że i tym razem nie odważy się powiedzieć przyjaciółce „nie".

I nie myliła się: Anne wykorzystała tę okazję, by przekonać Constance do tańca. „Skoro ona skłonna była wyjawić tę tajemnicę, Constance powinna być skłonna do zatańczenia choćby parę razy – było tu przecież wielu dżentelmenów, którym brakowało partnerek".

Pomimo głębokiej niechęci Constance do tańca, nie była ona niewdzięczną partnerką; tańczyła równie dobrze jak wiele młodych dam, a może i lepiej; potrafiła również zająć partnera interesującą rozmową.

Nie tym razem jednak – jej myśli skupione były głównie na wieściach, które przekazała jej Anne. Być może informacja ta nie byłaby dla niej tak interesująca, gdyby nie sam fakt, iż chodziło tu o krewnych Anne. W ten oto sposób zatańczyła oba tańce, odezwawszy się zaledwie parę razy, odpowiadając jedynie na dość oficjalne grzeczności i zadając parę zdawkowych pytań, na które nawet nie oczekiwała odpowiedzi.

Mimo wszystko pan oraz pani Hawthorne byli zachwyceni, widząc swoją młodszą córkę w tańcu; być może nie wszystko było jeszcze stracone. Teraz, kiedy Ruth była mężatką, zapewne przyszedł czas, by to Constance rozkwitła – ileż to było przypadków, kiedy pannie brakowało odwagi jedynie ze względu na jej rodzeństwo – pani Hawthorne miała na to ogromną nadzieję, bo przecież Constance nie brakowało czaru. Uznawana była powszechnie za jedną z najładniejszych panien w okolicy, zaś niejeden młodzieniec po spotkaniu z nią nazwał ją „piękną i bystrą".

Anne nadużywała swojej mocy niemalże przez cały wieczór, dając przyjaciółce tylko kilka szans na to, by usiąść. Przez cały też czas śmiała się z zamyślenia Constance.

– Jeszcze nigdy nie widziałam cię tak milczącej w tańcu – zauważyła, kiedy wreszcie pozwoliła Constance usiąść; bal miał się ku końcowi i wkrótce miano przyzwać powóz państwa Hawthorne'ów.

– Nie możesz oczekiwać ode mnie tak wielu tematów rozmów – spostrzegła Constance. – Z całą pewnością nigdy nie widziałaś mnie tańczącej tak wiele razy podczas jednego balu.

– Muszę przyznać ci rację – odparła Anne, ukrywając rozbawienie. – A jednak uważam cię za osobę dość inteligentną, by poradzić sobie z zadaniem tak trywialnym, jak wymyślanie tematów rozmów.

Na policzkach Constance pojawił się dość ciemny rumieniec.

– Jesteś okrutna – ciągnęła Anne – nie obdarzając swoich partnerów nawet jednym uśmiechem. Pan Morton ciągle ci się przyglądał! Na pewno miał nadzieję na chociaż jeden, a ty ledwie na niego spojrzałaś!

– Jak możesz oskarżać mnie o okrucieństwo, kiedy sama tak mnie dręczysz! – odparła Constance.

Pan Morton, dwudziestoośmioletni pastor, był w niej zadurzony już od momentu, kiedy Constance została przedstawiona w towarzystwie; zawsze przychodził z wizytą do domu państwa Hawthorne'ów pod najlichszym pretekstem, byleby tylko popatrzeć na ich młodszą córkę. I może gdyby mógł liczyć na roczny dochód przekraczający pięćset funtów, pan Hawthorne spojrzałby na niego łaskawszym okiem. Z kolei pan Morton, wiedząc, że nie ma co liczyć na przychylność rodziców swojej wybranki, nigdy nie odważył się złożyć jej propozycji. Za to Constance była mu niezmiernie wdzięczna – gdyby zadał jej to pytanie, postawiłby zarówno siebie, jak i ją w dość niezręcznej sytuacji.

Wkrótce jednak przybycie powozu przerwało ich rozmowę i uratowało ją od dalszych niewygodnych pytań, które, przeplatane jedynie nieco uszczypliwymi, lecz w gruncie rzeczy pochodzącymi z kochającego serca uwagami na temat pana Mortona – lub też innego partnera Constance, niczym potok wylewały się z ust Anne.

Przyjaciółki pożegnały się, złożywszy sobie wpierw obietnicę wspólnego spaceru następnego dnia – Anne, domyślająca się powodu dziwnego zamyślenia Constance, Constance z kolei – zupełnie tego nieświadoma. 

ConstanceWhere stories live. Discover now