Rozdział XII

60 9 2
                                    

– Jak to o mnie? – zdziwiła się Constance, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku. Nie mogła powiedzieć, że bardzo zaskoczyła ją ta wiadomość: wszak pan Rutherford był świadkiem upokorzenia, jakie zgotował jej jego młodszy brat; niemniej nie widziała powodu, by panowie mieli się kłócić o nią. A z drugiej strony bardziej niźli to, choć ta informacja dotyczyła bezpośrednio jej, zajmowało ją to, o czym Anne wspomniała wcześniej. Pan Morton! Na wszystkie świętości, któżby pomyślał!

Na całe szczęście Anne pozwoliła swojej przyjaciółce na milczenie, przynajmniej na razie; najwyraźniej napawała się widokiem Constance tak zdumionej, że nie była w stanie wykrzesać z siebie ani słowa. Wreszcie jednak panna Hawthorne zmusiła się do spojrzenia na siedzącą opodal panienkę.

– Nie... nie tego się spodziewałam, kiedy otrzymałam od ciebie notkę, moja droga – powiedziała wreszcie, siląc się na spokój.

– Prawda? Zaskoczyłam cię zupełnie; widziałam to na twojej twarzy. – Panna Milford wydawała się zadowolona z efektu, jaki wywołały jej słowa. Z uśmiechem pełnym dumy spojrzała na przyjaciółkę, po czym dotknęła jej dłoni. – Wiem, że to moi kuzyni; będziesz mnie podejrzewać o faworyzowanie ich, lecz zdaję sobie sprawę z tego, że uchodzą za znamienitych dżentelmenów. Zainteresowanie z ich strony każdej damie musi się wydawać niezwykłe, nawet osobie tak utalentowanej jak ty.

– Ależ nie! Anne, ukochana, mylisz się zupełnie; nie zrozum mnie źle: bardziej interesuje mnie propozycja, jaką złożył ci pan Morton.

Z początku Constance zaczęła się obawiać, że swoimi słowami uraziła Anne; wszak musiały one zabrzmieć tak, jak gdyby zupełnie zignorowała panów Rutherford i zainteresowanie z ich strony. Cóż jednak zrobić, kiedy wolała nie myśleć o tym, co się stało poprzedniego wieczoru, kiedy to pan Richard Rutherford zupełnie zapomniał o danej jej obietnicy, a jego starszy brat, wpierw obraziwszy najbliższe jej osoby, następnie zaprosił ją do tańca, niemalże narzucając się jej swoją obecnością?

Wstrętny, arogancki Edward Rutherford! Tak bliska już była przebaczenia mu oraz jego bratu i zapomnienia tego, co się wydarzyło podczas tańców w Wharton Park; teraz jednak, kiedy nadal dręczy ją swoim zachowaniem, nawet wówczas, gdy nie ma go w pobliżu, jak mogła mu przebaczyć? Jak mogła o czymkolwiek zapomnieć?

– Chyba nie bierzesz tego na poważnie, prawda, Constance? – spytała cicho Anne. Zamiast złościć się na swoją rozmówczynię, po raz pierwszy wydawała się jak gdyby skulona w sobie. – Nigdy nie traktowałaś pana Mortona jako potencjalnego adoratora...

– Anne! Najdroższa – nie! Nie jestem zazdrosna – zapewniła ją zaraz Constance, doskonale wiedząc, do czego Anne dąży. – Po prostu... Jakież to dziwne! Nie sądzisz? Obawiam się nieco; jeśli tak łatwo zmienia on swój obiekt zainteresowania, jakżeby mógł być dobrym małżonkiem?

Anne ożywiła się nieco; po chwili na jej twarzy pojawił się dziwny grymas, gdy przyjęła do siebie słowa Constance: była o krok od oburzenia.

– Masz rację! – odparła, kiwając głową. – I to duchowny! Wzór do naśladowania!

– Być może wypił wczoraj nazbyt dużo wina – podsunęła Constance. – Nie wiem, czy jego propozycja była poważna; wolałabym też, by nie uznał twojej reakcji za obrazę, bo przecież mógł się poczuć dotknięty. Uważam, Anne, że powinnaś być teraz wyjątkowo ostrożna i delikatna w kontaktach z nim.

– Obiecuję, że będę – powiedziała Anne, ściskając dłoń przyjaciółki. – Niemniej – Constance! – zadziwiasz mnie.

– Ja? Ciebie? Czymże znowu?

ConstanceWhere stories live. Discover now