Rozdział XXXVII

36 9 0
                                    

Chociaż z początku Ruth nieco obawiała się, że Constance będzie zawiedziona faktem, iż ich pobyt w Londynie został tak diametralnie skrócony, wkrótce okazało się, że owe zmartwienia były zupełnie bezpodstawne. Bo chociaż istniało prawdopodobieństwo, że nawet osóbka tak skryta jak Constance polubi miasto dostatecznie, by móc zachwycić się rozrywkami, jakie oferowało, panna Hawthorne nie odczuła tej straty nazbyt boleśnie – ba, mogłoby się wręcz wydawać, że dopiero u państwa Evansów zaczyna rozkwitać.

Wydawała się znacznie spokojniejsza, z łatwością potrafiła się skupić na przeróżnych czynnościach. Chociaż zgodnie z przewidywaniami Ruth upodobała sobie zwłaszcza klawikord i książki, nie stroniła od robótek czy pracy w ogrodzie. Ani razu nawet nie próbowała uniknąć jakiegoś zobowiązania towarzyskiego – ba, ku zdumieniu swej siostry nawet się nie skrzywiła. Zachowywała się niczym przykładna młoda dama i Ruth nie potrafiła się nadziwić, widząc ją tak radosną przy spełnianiu wszystkich swoich obowiązków.

Z początku myślała, że może w ostatnich dniach ich pobytu w Londynie doszło do czegoś, co teraz Constance chowała w swoim sercu – nie podejrzewała, co prawda, oświadczyn ze strony Charlesa Cartera, lecz potrafiła sobie wyobrazić coś znacznie przyjemniejszego – i dlatego też pannę Hawthorne mógł zasmucić wyjazd; teraz zaś, będąc pewną czyichś uczuć, przepełniona była szczęściem. Ilekroć jednak Ruth poruszała ów temat, Constance zapewniała ją, że do niczego takiego nie doszło; pani Evans z kolei nie miała podstaw, by sądzić, iż siostra ją okłamuje.

Życie na wsi, nawet jeśli była to wieś, w której na co dzień się nie mieszkało, płynęło znacznie spokojniej i nudniej niż w mieście. Monotonia niemniej nie zdawała się działać negatywnie na Constance, która wręcz zdawała się wyczekiwać na pewne wydarzenia, które miały miejsce o z góry określonych porach. Przede wszystkim jednak z wielką niecierpliwością oczekiwała każdej kolejnej poczty.

Ruth niekiedy próbowała dojrzeć wśród listów, które przynoszono na tacy, jakiegoś obcego rękopisu, jakiejś kaligrafii, która mogłaby należeć do dżentelmena, lecz nic takiego nie miało miejsca – do Constance przychodziły jedynie listy z Wharton, co więcej, były to listy wyłącznie od rodziców. Ruth uznała to za co najmniej dziwne i pewnego dnia zapytała siostrę, czy zaprzestała korespondencji z Anne Milford.

– Och, nie, siostrzyczko, nadal czekam na jej odpowiedź – wyjaśniła Constance, co musiało być wyjaśnieniem na ową niecierpliwość, ilekroć przynoszono listy. – Wysłałam swój ostatni list jeszcze w Londynie – napisałam jej, by odtąd adresowała swoje wiadomości tutaj, lecz mogła się pomylić. Być może dlatego jej odpowiedź jeszcze nie nadeszła.

Nie byłoby w tym niczego zdumiewającego. Anne, choć inteligentna, była niekiedy niebywale roztrzepana i niejednokrotnie zdarzało jej się popełniać podobne błędy, choć za każdym razem obiecywała, że więcej się to już nie zdarzy.

Wreszcie – prawie trzy tygodnie po wyjeździe z Londynu – nadszedł list zaadresowany do Constance dłonią Anne. W istocie, planowała wysłać go do Londynu, niemniej nawet ów miejski adres napisany był źle, co zapewne było powodem tak znacznego opóźnienia w dostarczeniu korespondencji. Nie czekając, Constance zamknęła się w swoim pokoju, by móc spokojnie przeczytać wiadomość od przyjaciółki.

Moja droga Constance, pisała Anne, a w niedbałości jej pisma było coś, co podpowiadało Constance, że list był pisany w pośpiechu. To z kolei zadziwiło ją i jednocześnie zaniepokoiło; niewiele bowiem było rzeczy, które mogłyby skłonić Anne do pisania w pośpiechu. Bo chociaż wiele spraw zdarzało się jej załatwiać dość niedbale, kiedy chodziło o pisanie listy do swojej przyjaciółki, zawsze poświęcała im należycie dużo uwagi.

ConstanceTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon