Rozdział XXXIV

41 7 1
                                    

Po tym, jak miło upłynął jej wieczór w teatrze, Constance żywiła wielkie nadzieje wobec swojego wieczoru w salach ansamblowych – przede wszystkim dlatego, iż istniało spore prawdopodobieństwo graniczące wręcz z pewnością, iż na tym samym balu znajdzie się również pan Rutherford – ona sama z kolei spostrzegła, iż od pewnego czasu niemalże odlicza chwile do spotkania z nim.

Oczywista, Constance przekonana była co do tego, że jej ekscytacja spowodowana jest – nawet jeśli nie wyłącznie, to przynajmniej w sporej mierze – jej ciekawością, bowiem Ruth oznajmiła jej, że gdy oboje spotkali się na obiedzie u Milfordów, pan Rutherford wykazywał wszelkie oznaki pragnienia porozmawiania z panną Hawthorne – ona zaś nie ukrywała, że bardzo pragnęła dowiedzieć się czegoś więcej na temat sprawy, która ich oboje dręczyła.

– Jesteś pewna, że to tylko z tego powodu? – spytała w pewnym momencie Ruth, gdy siostra zwierzyła jej się ze swoich uczuć. – Wiesz, nie jest niczym dziwnym fakt, iż nie możesz się doczekać balu, na którym pojawi się mężczyzna, którego znasz już całkiem dobrze, a który z pewnością jest tobą oczarowany.

Nie takiej odpowiedzi spodziewała się Constance. Nie mogąc znaleźć dobrej odpowiedzi, wpierw zarumieniła się mocno, czując, że serce bije jej tak mocno, jak gdyby starało się wyrwać z jej piersi.

Cóż takiego! Nie mogła uwierzyć w to, że Ruth podejrzewała ją o takie uczucia względem pana Rutherforda. Wpierw rodzice – a teraz ona! Owszem, pamiętała jeszcze te chwile, kiedy Anne droczyła się z nią, twierdząc, iż pan Rutherford nie jest w stanie oderwać od niej wzroku czy też że nikt inny przed nią nie sprawił, by tak się uśmiechał, lecz wówczas – tego była niemalże pewna – były to jedynie niewinne zabawy. Constance nigdy nie brała ich na poważnie. Wszak pan Rutherford był już wdowcem, sporo starszym od niej – i z pewnością nie mógłby się zachwycić kimś tak nieobytym w towarzystwie.

Niemniej Constance postanowiła być ze sobą zupełnie szczera. Nim odpowiedziała, pozwoliła swoim myślom pomknąć ku samej postaci pana Rutherforda; chwila, w której znaleźli się sam na sam w zimowym salonie w Merryland była jak żywa w jej pamięci. Jego wysoka, smukła postać, ciemne, ponure oczy, zmartwiony wyraz twarzy – cóż, panna Hawthorne nie była ślepa, by tego nie spostrzec – pan Rutherford w istocie był przystojny, ona zaś okłamywałaby samą siebie, twierdząc, iż jej się nie podobał. Jednak nie byłby jedynym mężczyzną, który przyciągnął jej wzrok – wszak uznawała za przystojnego również jego brata, a także Henry'ego Milforda, z którym łączyła ją jedynie co najwyżej siostrzano-braterska przyjaźń.

A jednak, być może ze względu na uwagę Ruth, to na myśl o panu Rutherfordzie czuła dziwną sensację. I nie była ona podobna w żaden sposób do tego, co budziło się w niej, gdy pomyślała o spotkaniu z Richardem Rutherfordem (to z pewnością było przerażenie) – albo z panem Charlesem Carterem (przy nim z kolei czuła się nieswojo). Podczas gdy tych dwóch mężczyzn nie chciała za żadne skarby spotkać, z panem Rutherfordem bardzo pragnęła się widzieć.

– Wcale nie jest mną oczarowany, Ruth – odparła szybko Constance, spostrzegłszy, iż pozwala sobie śnić na jawie. – Pan Rutherford był żonaty; niewiele wiem o jego poprzedniej żonie, siostro, lecz wiem, że bardzo ją kochał. Jeśli tak było, wątpię, by pozwolił sobie na adorowanie kolejnej kobiety.

– Opowiadasz głupstwa, kochanie. Miłość wobec żony nie wyklucza faktu, iż po jej śmierci może zapragnąć związać się z drugą. Nie jest jeszcze stary. Ma wysokie dochody, wspaniałą posiadłość, wielu uznaje go za bardzo przystojnego, a z pewnością jest poważany w towarzystwie. Ponadto – co wielu uznałoby za ogromną zaletę – nie posiada żadnych dziedziców. Zatem nikt nie będzie się sprzeciwiał waszemu związkowi.

ConstanceWhere stories live. Discover now