Rozdział XXVII

44 7 0
                                    

Constance stała, zupełnie tego nieświadoma, zupełnie w tym samym miejscu, w którym przed chwilą stał pan Rutherford, wyglądając przez okno. Z tego miejsca widziała jeszcze szybko oddalającą się sylwetkę mężczyzny, ale wiedziała, że za parę sekund straci go z oczu – nim jednak to się stało, usłyszała hałas na zewnątrz pokoju i nim się zorientowała, pani Hawthorne energicznym ruchem otwarła drzwi i weszła do środka.

Dla obu pań musiało to być niezwykle niezręczne spotkanie. Constance uświadomiła sobie natychmiast, że jej matka najprawdopodobniej podejrzewała ją o jakiś związek z panem Rutherfordem – ba, mogła nawet oczekiwać, że jeszcze tego popołudnia odbędzie się jak najbardziej wyczekiwana rozmowa: ta z prośbą o zgodę i błogosławieństwo. Tymczasem Susan doniosła, że pan Rutherford wyszedł (i to nie w towarzystwie panny Hawthorne! – gdyby jeszcze wyszedł wraz z nią, można by się spodziewać, iż oboje chcą jeszcze omówić pewne sprawy – tymczasem pan Rutherford opuścił Merryland całkiem sam i to bez pożegnania. Czyżby się pokłócili?), a Constance pozostała w zimowym saloniku, nie prosząc o widzenie z matką. Sprawa co najmniej dziwaczna! Czy więc nie doszło do tego, co było tak wyczekiwanym rozwojem spraw? Czy to pytanie nie padło – a może odpowiedź była negatywna?

Pani Hawthorne, nie ulegało wątpliwości, zamierzała wypytać o to córkę; tymczasem Constance głowiła się nad tym, jak wyjaśnić powód tak nagłego pojawienia się (i jeszcze szybszego zniknięcia) pana Rutherforda, nie zdradzając przy tym owego niewygodnego sekretu. Wszak obie te sprawy były ze sobą nierozerwalnie związane i Constance obawiała się, że nie uda jej się wytłumaczyć wszystkiego albo bez wyjawienia prawdy o plotkach pochodzących z ust Richarda Rutherforda, albo bez okłamania matki.

To ostatnie nie wchodziło w rachubę – panna Hawthorne nie wyobrażała sobie w ogóle możliwości okłamania rodziców – a jednak to właśnie to rozwiązanie w tej chwili wydawało się najrozsądniejsze, jeśli dziewczyna pragnęła zachować tajemnicę. A należało ją zachować, by zupełnie nie zrujnować pana oraz pani Hawthorne.

– Cóż – odezwała się wciąż jeszcze zdruzgotana pani Hawthorne. – Liczyłam, że zostanie przynajmniej na herbatę.

– Pan Rutherford bardzo się śpieszył, matko. Nie mógłby zostać – odpowiedziała Constance tak spokojnie, jak tylko potrafiła.

– Mógłby, gdybyś zaprosiła go dość zachęcająco.

Constance spojrzała na matkę i ujrzała w jej oczach coś, czemu najprawdopodobniej najbliżej było do rozczarowania. To jedynie upewniło ją w przekonaniu, iż pani Hawthorne pewna była, że pan Rutherford przybył tu tylko i wyłącznie w jednym celu – by oświadczyć się jej córce. Ta zaś, wiele na to wskazywało, dała mu odpowiedź negatywną. A jeśli tak było, świadczyło to jedynie o niezmiernej głupocie panny Hawthorne – nie było przecież w okolicy drugiej tak dobrej partii; do tej pory pani Hawthorne przekonana była, iż jej córka jest tego świadoma. Że jest dość rozsądna, by się zgodzić.

– Och, nie, matko – to jakieś sprawy niecierpiące zwłoki.

– Czy planuje w najbliższym czasie porozmawiać z panem Hawthorne'em? To dość nieuprzejme z jego strony, że wyszedł, nie pożegnawszy się wpierw.

Na policzkach Constance pojawiły się ciemne rumieńce; niemniej postanowiła udawać, iż nie wie, co takiego ma na myśli jej matka.

– Nic mi na ten temat nie wiadomo, matko. Nie byłam świadoma, że pana Rutherforda i ojca łączą jakieś interesy.

– Nie drażnij mnie, Constance! Doskonale wiesz, iż nie chodzi tu o interesy – raczej o sprawę większej wagi – odparła pani Hawthorne, wyraźnie poirytowana. Constance odwróciła się, bezwiednie spoglądając przez okno – pana Rutherforda już za nim nie było. – Chyba że pozostawił ci rozmowę z obojgiem rodziców, co jednak nie świadczy o nim najlepiej.

ConstanceWhere stories live. Discover now