Rozdział XX

54 7 2
                                    

Pomimo cichych modlitw Constance następnego dnia w istocie doszło do owego przerażającego obiadu. Prawdę powiedziawszy, trudno było jej określić, czego tak naprawdę się obawia – dalszych pytań, dziwnego przeświadczenia, iż mężczyzna wie więcej, niźli powinien, czy czegoś zupełnie innego. Fakt jednak pozostawał faktem, iż Constance przez cały następny dzień miała cień nadziei, iż pan Rutherford nie pojawi się podczas obiadu.

Trzeba było przyznać, że nie była to zupełnie bezpodstawna nadzieja, biorąc pod uwagę fakt, że poranek był szary i nawet spadło parę kropel deszczu – zaś podczas śniadania Constance otrzymała notkę z Wharton Park, która mogłaby równie dobrze zawierać informacje o utrudnieniach uniemożliwiających przybycie dżentelmena do Merryland. Owszem, dziewczynie przeszła przez głowę myśl, czemuż niby podobna wiadomość miała zostać wysłana do niej, a nie do jej ojca lub matki – niemniej zaadresowana dłonią Anne pozwalała na przypuszczenia, iż były to sprawy bardziej intymne.

Jednak zamiast owego pocieszenia w postaci odmowy Constance odnalazła w liściku kolejny dotkliwy cios.

Mam nadzieję, że nie będziesz żywiła wobec mnie żadnej urazy, Najdroższa, jeśli wyznam, jak bardzo cieszy mnie to zaproszenie pomimo twojego rozczarowania. Musisz do mnie pisać – i to jak najczęściej! Z pewnością będę miała wiele rozrywek, ale nic nie zastąpi mi korespondencji od ciebie – żadne teatry, koncerty, bale ani proszone obiady. Bardzo bym pragnęła, byś mogła jechać ze mną, ale w obecnej sytuacji nie może to wchodzić w grę. Zresztą ty sama wolałabyś być w Bath, czyż nie? Z kolei Londyn odwiedzisz zimą – gdybyś mogła jechać z nami teraz, sądzę, że znudziłabyś się do zimy; i zamiast cieszyć się ze spotkania z siostrą, modliłabyś się jedynie o powrót do domu. Ja sama zatem będę zachwycona spotkaniem ze swoją siostrą – ty – ze swoją za parę miesięcy.

Niemniej wyjazd rodziny Milfordów do Londynu nie oznaczało jedynie utraty Anne: dla wszystkich pozostałych mieszkających w okolicach Wharton było to znaczące uszczuplenie towarzystwa – a biorąc pod uwagę, iż to sir James był prowodyrem większości zabaw, zapowiadało się na niezwykle spokojne tygodnie lata i wczesnej jesieni.

Państwo Hawthorne wyrazili swoje zdumienie, kiedy tylko informacja o wyjeździe Milfordów doszła ich uszu – przekonani byli, iż sir James planował wyjazd zimą, tymczasem wyprawa została przyspieszona o parę miesięcy. A jednak zarówno pan, jak i pani Hawthorne dalecy byli od wyrazu jakiejkolwiek złej woli: wszak nie rozstawali się na wieczność.

W takim zatem nastroju zastał Constance pan Rutherford: pozbawioną nadziei na własną rozrywkę i niemalże załamaną wyjazdem Anne. Sam zresztą, co panna Hawthorne musiała dostrzec, nie wyglądał tak, jakby był w dobrym humorze, chociaż jego uprzejmość ani elegancja nie ucierpiały. Kiedy podczas rozmowy z panem Hawthorne Constance nawet spostrzegła uśmiech na jego twarzy, uznała, że musiała go źle ocenić – zapewne próbowała odnaleźć w jego spojrzeniu odbicie swoich własnych emocji.

Lęki, które ją przepełniały niemalże przez cały poranek, okazały się wówczas płonne – popołudnie minęło spokojnie, nawet przyjemnie. Pan Rutherford pożegnał się równie grzecznie, jak przywitał – z ust pani Hawthorne wylał się potok komplementów – i był koniec.

Następne dni przepełnione były melancholią. Wpierw Wharton opuścili obaj panowie Rutherford, następnie – po osobistym pożegnaniu – sir James wraz z rodziną. Okolice, pomimo ciepłych, letnich miesięcy, przepełniała stagnacja. Pan Hawthorne zaproponował nawet kilka razy krótką wycieczkę, jednak plany spełzły na niczym. Dla Constance zapowiadało się wyjątkowo nieprzyjemne lato: pozbawiona Anne, z którą mogłaby dzielić swoje troski, w milczeniu musiała znosić trudności związane z samotnością i zawiedzionymi nadziejami.

ConstanceWhere stories live. Discover now