Rozdział XXXIX

46 9 0
                                    

Ruth spędziła kolejne dni na próbach uspokojenia siostry, jednak bez większych rezultatów. Odczuwała przy tym okrutne wyrzuty sumienia, bowiem nie mogła zapominać o tym, iż bez jej udziału i postanowienia, że zeswata pana Rutherforda z Constance, jej siostra nigdy nie uświadomiłaby sobie, że żywi wobec owego mężczyzny cieplejsze uczucia; może gdyby nie zdała sobie z tego sprawy, owo zauroczenie pozostałoby jedynie zauroczeniem, przeminęłoby tak samo, jak miłostka, którą czuła wobec Richarda Rutherforda podczas jego pobytu w Wharton.

Jednak teraz było już za późno. Constance była z pewnością zakochana. Ruth słyszała to w jej zbolałym głosie, widziała to w czerwonych od łez wylanych nocą oczach. A jednak, czemu pani Evans nie mogła się nadziwić, Constance bezustannie powtarzała, że życzy swojej przyjaciółce jak najlepiej, nawet jeśli ten związek będzie powodem jej własnego nieszczęścia.

– Nie mogłabym przecież krzywdzić Anne nawet myślami – wyszeptała podczas jednej z wizyt Ruth w jej pokoju (Constance bardzo rzadko wychodziła, bowiem najmniejsza wzmianka o panu Rutherfordzie wpędzała ją w rozpacz – zaś to nazwisko padało w domu Hawthorne'ów zaskakująco często, jak zauważyła podczas ostatnich dni). – Chcę, by była szczęśliwa. Chcę też, by pan Rutherford był szczęśliwy – a skoro ten związek ma być drogą do szczęścia obojga, nie mogłabym mu się sprzeciwiać. Zresztą kim jestem, Ruth, by czemukolwiek się sprzeciwiać? Żałuję jedynie, że tak późno to sobie uświadomiłam.

Nie ulegało zatem wątpliwości, iż nie chodziło tu o zwykłą miłostkę, zwykłe zauroczenie. Ruth przeraziło, jak bardzo Constance dojrzała – a jednocześnie jak smutna się stała. Z pewnością pierwszy zawód miłosny (chociaż czy był to pierwszy? Pani Evans jednak nie była pewna, czy mogła zaliczać okrutne zachowanie Richarda Rutherforda do zawodów miłosnych) musiał być bolesny, lecz większość dziewcząt przeżywa go znacznie wcześniej – i to przy okazji uczucia znacznie słabszego niźli to, które w tej chwili najwyraźniej przepełniało serce panny Hawthorne. Należało zatem znaleźć sposób na to, by pomóc jej odnaleźć spokój ducha.

Teraz to Ruth stała się towarzyszem spacerów Constance. Dotychczas była to Anne, lecz w obecnej sytuacji przebywanie z Anne dręczyło Constance niepomiernie, nawet jeśli panna Hawthorne bardzo starała się to przezwyciężyć. Siostry zatem wędrowały po okolicy i w niektórych momentach Ruth odnosiła nawet wrażenie, że osiąga jakiś efekt – z drugiej strony ów efekt niknął w momencie przekroczenia progu domu.

Tydzień po owej felernej rozmowie pani Evans mogła już z całą pewnością powiedzieć, że udało jej się doprowadzić Constance do takiego stanu, by ta mogła normalnie przebywać z rodziną. Nie zmuszano jej do rozmowy, chociaż państwo Hawthorne nie byli świadomi, co takiego spowodowało dziwny nastrój ich młodszej córki i kilkukrotnie starali się to z niej wydobyć – Ruth i tym razem przybyła siostrze na pomoc i łagodnie zniechęciła rodziców do dalszych pytań. Pani Hawthorne wymieniła jedynie z mężem pełne niepokoju spojrzenie, lecz nie uczyniła nic więcej; skupiła się na robótce, starając się nie myśleć o milczeniu Constance.

Wraz z upływem dni pogoda poprawiała się coraz bardziej, zatem panna Hawthorne spędzała więcej czasu na świeżym powietrzu. Pani Evans niekiedy jej towarzyszyła, lecz przez większość czasu pozwalano jej na samotność. Trzeba było przyznać, że panna Hawthorne coraz częściej z własnej woli powracała do rodziny, zrozumiawszy już, iż nie wolno jej przebywać samej przez nazbyt długi czas – w innym przypadku byłaby to impertynencja. Musiała zatem powściągać własne emocje i walczyć z dziecinnymi nawykami.

Tego popołudnia jednak Constance nie wróciła jeszcze do domu. Siedziała na ławce w zagajniku, a na jej podołku leżała książka, której już od dłuższego czasu nie czytała; czytanie przychodziło niezmiernie trudno, kiedy w głowie kłębiło jej się tyle myśli – tak więc siedziała, wpatrzona gdzieś przed siebie, kiedy jej oczy dostrzegły ruch na drodze. Z początku zupełnie jej to nie zaalarmowało, jednak to, co przed chwilą było jedynie małą kropką na horyzoncie, wkrótce przemieniło się w bezkształtną plamę – a następnie w postać człowieka na koniu, z całą pewnością zmierzającego ku Merryland.

ConstanceDonde viven las historias. Descúbrelo ahora